„Wolałabym zamiast 500 plus mieć zapewniony prawnie powrót do pracy, kiedy urodzę dziecko” mówi znajoma, gdy po raz kolejny toczy się dyskusja na temat polityki, która w ostatnim czasie weszła pod nasze strzechy i szczerze mówiąc nie pamiętam spotkania ze znajomymi, kiedy o polityce byśmy nie rozmawiali. Kiedyś? W ogóle nie było o tym mowy.
Często słychać: „Taka jesteś mądra, a 500 plus dostajesz?”, zwłaszcza gdy ścierają się dwa zupełnie odmiennie poglądy polityczne. W tym roku państwo wyda na politykę prorodzinną 51,5 miliarda złotych. Na tę kwotę składa się nie tylko 500 plus, ale też zasiłki i ulgi podatkowe.
Czy pieniądze to wystarczająca motywacja by chętniej rodzić dzieci? By dzietność naszego kraju wzrosła?
Według danych GUS w tym roku urodziło się 191 tysięcy dzieci, w 2015 roku 181 tysięcy. Zwiększenia liczby narodzin trudno tu wiązać z wprowadzeniem 500 plus, ponieważ ci, którzy decydowaliby się na dziecko ze względu na to świadczenie rodzicami raczej zostaną w tym roku. Zwolennicy polityki prorodzinnej prowadzonej przez obecny rząd z optymizmem patrzą w przyszłość wierząc, że w nowym roku narodzin będzie znacznie więcej.
Co z opiniami tych naprawdę zainteresowanych?
Ania, lat 32: „Mam jedno dziecko, nie zamierzam rodzić drugiego ze względu na 500 plus. Mamy kredyt, pracę, jakoś się układa, a narodziny dziecka mogą wszystko zmienić, bo nie wiem, czy po macierzyńskim będę miała gdzie wrócić do pracy. Koleżanki obok wracają na zdegradowane stanowiska, albo dostają na dzień dobry wypowiedzenie, bo pracodawca otwarcie mówi, że nie może sobie pozwolić na L4 pracownika, a wiadomo małe dzieci chorują…”.
Karolina, 29 lat: „Usłyszałam, że przez rok mojego macierzyńskiego w firmie zdążą kogoś przeszkolić na moje miejsce, a wiadomo, że nie ma ludzi niezastąpionych. Odechciało mi się drugiego dziecka, choć wypłakałam chyba morze łez, że to niesprawiedliwe. Że niech sobie w tyłek włożą te wszystkie zasiłki, świadczenia. Za nie nie utrzymam dziecka, rodziny. Chcę mieć dzieci, ale chcę pracować. W tym chorym kraju mam wrażenie, że rząd interesują tylko statystyki. My ci damy, tylko urodź, a później radź sobie sama. Jeszcze usłyszę: „chciałaś mieć dzieci, to masz”. Nie ma co, świetna perspektywa”.
Monika, mama bliźniaków: „Krew mnie zalewa, jak słyszę komentarz: „a się na 500 plus skusiliście”. Rzygam już tym, bo planowaliśmy dziecko od dwóch lat, wydaliśmy masę kasy na badania, na leki… Bliźniaki to dar okupiony naprawdę wielkim wysiłkiem – też finansowym. Co mi po 500 plus na jedno dziecko? Wolałabym, żeby państwo wspierało tych, którzy dzieci chcą mieć, a nie mogą…”.
Ania, lat 36: „Naszą rodzinę mierzy się ostatnio miarą tego, ile dostajemy kasę. Mamy czwórkę dzieci… Nie rodziłam ich z myślą o kasie od państwa. A tymczasem chwilami czuję się winna, gdy słyszę: „no teraz wam się polepszyło”. Wolałabym, żeby polepszyło się tym, którzy tych pieniędzy naprawdę potrzebują… Naprawdę. My jesteśmy zdrowi, zdecydowaliśmy się na dzieci z pełną świadomością tego, co musimy unieść, a co z samotnymi matkami, co z matkami dzieci niepełnosprawnych?”.
Opinie są podzielone, bo przeciwników pomysłu nie brakuje, a zwolennicy do znudzenia powtarzają znane: „ale kasę bierzesz”. Biorę, bo dostaję, to czemu mam nie brać, ale nie jest to argument by mieć więcej dzieci.
Mówi się o miejscach w żłobkach, przedszkolach o poprawę sytuacji w szkołach, ich wyposażenia, o bezpłatnych zajęciach dla dzieci, nauce języka dodatkowego w szkole – na to dzisiaj pieniędzy nie ma. Tak jak nie ma woli o zadbanie o bezpieczeństwo kobiet pracujących, zabezpieczenia opieki nad dzieckiem, kiedy matki chcą wrócić do pracy – to jest droga do zwiększenia dzietności, do tego, by kobiety miały komfort podjęcia decyzji o posiadaniu dziecka, a nie drżały z niepokoju, czy przyznać się szefowi, że jest w ciąży, czy jeszcze nie.
Inna sprawa, że 500 plus daje zastrzyk finansowym rodzinom, które te pieniądze otrzymują, ale są takie, które tych pieniędzy nie dostają. „Moje jedno dziecko skończyło 18 lat, drugie ma 11 i 500 plus mnie nie obejmuje, choć starsze się uczy, chce iść na studia, koszty dla nas wzrastają. A 11-latek jest dla państwa pierwszym dzieckiem, więc pieniędzy nie dostajemy”.
Co z samotnymi matkami, które wychowują jedno dziecko? „Mieszkając we Wrocławiu musiałabym zarabiać niewiele więcej niż 1500 złotych, by otrzymać świadczenie rodzinne. Jak miałabym się utrzymać za tę kwotę? Mam to szczęście, że pracuję, zarabiam dobrze, były mąż płaci alimenty i pomaga w opiece nad dzieckiem. Ale znam wiele kobiet w o wiele trudniejszej sytuacji. Na rodzinny się nie łapią, alimentów nie dostają, nawet z Funduszu, bo pracują, zarabiają, a 500 plus też im nie przysługuje. Jakie to jest dbanie o rodzinę. No tak, zapominam, że rodzina dla rządu to ona plus on i dziecko. Samotne matki nie są już rodziną.”.
Stabilność zarobków, umożliwienie kobietom powrotu do pracy – to najczęstsze głosy, które rozbrzmiewają przy okazji dyskusji o tym, co byłoby prawdziwym argumentem zachęcającym kobiety do rodzenia dzieci.
„Robią z nas inkubatory, nie myślą o przyszłości naszych dzieci. Jak ja mam rodzić, przecież nikt mi nie da gwarancji, że wrócę do pracy, że moje dziecko trafi do fajnego żłobka państwowego, a później dostanie się do przedszkola. Mieszkam w Warszawie, żeby pracować muszę płacić 800 złotych za prywatne przedszkole mojego dziecka. 500 plus nie dostaję… i ta kwota na pewno w perspektywie tego, co się dzieje, nie zachęci mnie urodzenia kolejnego”.
Ola, lat 36: „Czy nikt nie widzi, że czasy się zmieniły? Dla mnie to jakaś paranoja. Czy naprawdę tak trudno dostrzec, że my kobiety oprócz bycia matkami chcemy pracować rozwijać się zawodowo, że mamy dostęp do środków antykoncepcyjnych, możemy (przynajmniej na razie) regulować swoją płodność, że mamy do tego prawo, mamy prawo decydować o własnym ciele? Mam jedno dziecko, 500 plus nie dostaję, cieszę się, że mam córkę, bo gdyby ten rząd był kilka lat temu u władzy, to nawet jej bym nie miała, bo jest dzieckiem z in vitro”.