Go to content

One w męskim świecie. Policjantki

policjantki
Fot. iStock / John Roman

Ania, Agata i Iwona. Trzy różne miasta, trzy różne stanowiska. Trzy różne długości stażu w policji. Trzy miłości do pracy, którą ciągle jeszcze wykonują z poświęceniem i wiarą, że mogą zmienić świat na lepsze. Trzy bardzo trudne uczucia do zawodu policjantki.

Agata odgarnia długie, jasne włosy z czoła. Jest po pracy, w swoich ulubionych dżinsach i obcisłej bluzce. To naprawdę piękna kobieta, co, jak przyznaje, w pracy raczej jej nie pomaga, a dużo częściej przeszkadza. Bo ładnej policjantce to jakoś tak łatwiej wulgarnie napyskować, że niedorżnięta, że zdzira, że tylko czeka na okazję, po to w końcu poszła do tej pracy. Koledzy? Reagują. Ale zdarzają się i tacy od niewybrednych dowcipów. Najgorzej, jeśli to twoi przełożeni.

Agata, jak pozostałe dwie dziewczyny, nie chce zdradzić w której jednostce pracuje. – Zaznacz tylko, że drogówka. Nie mów z jakiego jestem miasta – prosi, bo boi się kłopotów, które mogłaby mieć, gdyby powiedziała za dużo. A o to naprawdę nie trudno, kiedy ma się ciągle jakiś tam żal do szefa, albo raczej do całej instytucji. O co właściwie? O to, że konserwą pachnie na kilometr.

Że tu nie ma miejsca na to, żeby się nad sobą rozczulać, dziewczyny w policji dobrze wiedzą. Choć zdarza im się słyszeć, że „to nie jest dla nich”  lepiej sobie z tym radzą, niż niejeden facet, niekoniecznie nowicjusz.

– Opanowanie to podstawa. Jedziesz do wypadku z udziałem motocyklisty, wiesz już, że oddzielnie zobaczysz rękę, oddzielnie głowę, jedna wielka plama krwi – mówi Agata. – Wrażliwość zostaw w domu, dla bliskich. Musisz nauczyć się sobie z tym radzić i to bardzo szybko. Ale to nie oznacza, że nie odczuwamy emocji. W naszej pracy jest mnóstwo trudnych emocjonalnie momentów. Na przykład, gdy widzisz śmierć dziecka, potrąconego przez pijanego kierowcę. Oglądasz łzy matki, słyszysz ten krzyk… Albo kiedy musisz poinformować żonę, że jej mąż właśnie zginął.

Iwona zajmuje w policji wysokie (jak na kobietę) stanowisko. W zawodzie pracuje od 20 lat. Jak sama mówi zahartowała się na niewybredne zaczepki, głupawe komentarze i wulgarne odzywki (np. te o dziurawcach). Przez lata znosiła chamskie uwagi swoich przełożonych i uważa, że ciągle niewiele się w tej kwestii zmieniło. – Moje odczucie jest takie, że policjantka musi udowadniać dwa, albo nawet trzy razy mocniej niż mężczyzna, że to jest miejsce, w którym powinna się znaleźć. Często spotykam się z opinią, że w ogóle to jest nas w tym zawodzie za dużo. Ale kobiety w policji są bardzo potrzebne, na przykład przy negocjacjach. Albo przy delikatnych sprawach, wymagających większej wrażliwości: gwałtach, przemocy domowej, przy pracy z dziećmi.

W pracy Iwona jest wymagająca tak samo w stosunku do mężczyzn jak i do kobiet. Mimo to, niejednokrotnie słyszała, że faworyzuje „swoje”, a nad facetami się znęca.  – Jak w każdej innej, normalnej firmie – śmieje się Iwona. –  Mieć babę-szefa, to ciągle jakoś „głupio”. Zamiast przyznać się do nieudolności, do błędu, lepiej powiedzieć, że się czepia, bo ma okres.

Młodsze koleżanki (jest ich naprawdę bardzo mało) stara się wspierać jak może najlepiej.

–  W domu nie jestem policjantką –  mówi Iwona. – Mam męża, dwoje dzieci, swoje zainteresowania. Pracę zostawiam na komendzie, dzięki temu w domu jestem zwyczajną żoną i matką. Od 15 lat.

Ania jest wysoka i bardzo wysportowana. Testy sprawnościowe zdała celująco. O pracy w policji marzyła od dziecka, razem z bratem oglądała filmy, w których ściga się przestępców, strzela… Do szkoły policyjnej startowali oboje, ale to jej się poszczęściło. Na patrole jeździ  teraz z kolegą, który na początku traktował ją jak kulę u nogi. – Kiedy okazało się, że jestem jego parą, był załamany – śmieje się Ania. – Musiałam mu dopiero udowodnić, że potrafię sobie poradzić bez męskiej pomocy. Tego nas przecież uczą, a ja zawsze byłam pilną uczennicą.

Udowodniła podczas pewnej pamiętnej nocy, kiedy obezwładniła prawie dwumetrowego mężczyznę, znęcającego się nad matką swojego dziecka. – Wchodzimy, on na mnie z nożem kuchennym. Szybki ogląd sytuacji, jeden chwyt i znalazł się na podłodze. Nie spodziewał się chyba.

Kolega popatrzył z uznaniem. Od tej pory traktuje ją z szacunkiem. Po jednostce rozeszła się fama, że z Anią nie wstyd się pokazać.  Ale to ciągle za mało, by zmienić ogóle podejście do kobiet w policji.

Ania nie czuje strachu. Może dopiero po interwencji, kiedy dochodzi do niej, na ile jej bezpieczeństwo było zagrożone. Za to bardzo obawia się momentu, kiedy będzie musiała sięgnąć po broń, po to, żeby zabić. Zabić człowieka. O tym czasem myśli, kiedy nie może zasnąć. Albo nawet śni, kiedy sen już nadejdzie. Widzi w tym śnie postać, wyciąga odruchowo pistolet i trrrrrach! Wie, że on już nie żyje. Ania bardzo nie lubi tego snu.

Narzeczony Ani, Kamil, jest informatykiem. Ślub biorą w przyszłym roku, o dzieciach na razie nie myślą. Mają za sobą już jeden, poważny kryzys, bo Kamil nalegał, żeby odeszła, zmieniła pracę, ale Ania mówi, że praca w policji jest jak narkotyk. Ryzyko? Teoretycznie jest codziennie, praktycznie: zdarza się.

To jest męski świat. I nie chodzi tu wcale o agresję, przekleństwa, które są ich codziennością, smród spalonych zwłok, czy fakt, że bywa niebezpiecznie. To jest świat mocno zhierarchizowany, ciągle jeszcze zamknięty na kobiety, mimo pozorów, jakie stara się stworzyć. Ania, Iwona i Agata nie zamieniłyby go jednak na nic innego.