Droga Redakcjo,
Mam troje wspaniałych dzieci. Codziennie rano wstaję z matczynego obowiązku i nieopisanej miłości, podaję im herbatę, po bułce, koniecznie z szynką, czeszę włosy, myję buźki. Rozmawiamy od samego świtu o świecie, życiu, staram się wlać w głowy jakąkolwiek mądrość tak, żeby nigdy nie można im było przykleić łaty ignorantów, kłamców, chamów i idiotów. Dzień w dzień całuję córki i dopinając guzik w ich bluzkach oznajmiam wyraźnie „jesteście piękne, jasne?!” tak, żeby nigdy nie dały sobie wmówić inaczej. Zawiązując synowi buty krzyczę „jesteś najlepszy właśnie taki, nie zmieniaj się”, żeby nigdy, NIGDY, nie padł ofiarą prania mózgu. Ciężka batalia rodzica, moje i męża systematyczne wywody o wartościach, o szacunku, miłości do ludzi i zwierząt, o, k*rwa jego mać, dialogu (!!!), który ma naprawić wszystko, a którym to posługiwać się mają moje dzieci jak językiem ojczystym, zostaje w jednej chwili zmyty przez wielką falę nienawiści, która trzaska mi potomstwo po mordach jak szmaciane kukły. Zaglądam do Internetu, a tu ojciec z gnatem, pozuje na tle Jezusa Miłosiernego, na piersi Lech i Maria Kaczyńscy, na dłoni wytatuowany krzyż, a pod nogami jego dziecko trzymające figurkę orła.
Tak Redakcjo, tego samego, za którego łapią się z dumą ludzie, którzy zdrowo smakują pojęcie „patriotyzm”. Za Orła mojego. Waszego. Za Orła Białego. Myślę sobie, to jest zorganizowana akcja, to ma nas otrząsnąć, na nogi postawić, oczy pootwierać na oścież. Niemożliwe, że stanął przede mną ten zlepek symboli bez drugiego, głębokiego dna. Nie wierzę, że ktoś to robi na serio. Doczytuję, jak w transie, dochodzę do sedna i oczom moim ukazuje się to:
„Myśleniem współczesnego świata kierują dziś w głównej mierze media społecznościowe. Dlatego też zapraszamy Was do włączenia się do akcji #jestemchrzescijaninem! Zamieszczajcie w mediach społecznościowych swoje zdjęcia z napisem „Jestem chrześcijaninem” oraz, co bardzo ważne, z jakimś rodzajem broni. (W Polsce ze względu na spuściznę komunizmu i posoborowego, pacyfistycznego katolicyzmu dostęp do broni palnej jest niezwykle utrudniony, dlatego też zachęcamy do zdjęć choćby z wiatrówką.) To będzie bardzo jasny sygnał dla świata, że chrześcijanie, choć miłujący swoich wrogów i dążący do pokoju ze wszystkimi, będą się bronić w razie ataku. „
Nogi mi się ugięły, i cofnęło śniadanie. Jakim prawem ja, Chrześcijanka, wrzucona zostałam mimochodem do tego wora zmutowanej nienawiści, która niczym żółć, kwas, cholera wie co jeszcze, zalała niewielkie głowy biednych ludzi ze zdjęcia, a teraz woła do mnie z monitora komputera, że niby jestem gorsza i głupsza, bo zupełnie nieświadoma czyhających zewsząd zagrożeń. Że wierzę w pojednanie, że chcę kochać bliźniego swego, ja kretynka!
I dosyć mówię. Mam dosyć straszenia. Dosyć podszeptów na rynku pod domem, drapiąc zwinnie w pomidorach, że z południa nadciąga na dom horda wyposzczonych Islamistów, którzy zgwałcą mi córki i zarżną synów. Może i po to tu idą, ale ja już nie chcę tego słuchać. Rzygam lękiem, nie ma we mnie więcej, mocniej już nie mogę. Niedosypiać, popłakiwać, przytulać dzieci, że aż podduszać. Ubierać cieplej póki jest w co. Wracać do domu z zapałem większym w obawie, że zaraz go stracę. Litości. Nie ma we mnie już zapasu lontu, który tlić się będzie następnych kilka lat. Afer. Zamachów. Wybucham tu i teraz. Basta.
Mówię „do widzenia” rzucanej jak najlepsze mięso w czasach totalnego głodu informacji, że tego mam nienawidzić, a tamtego kochać, że jako Chrześcijanin tylko mnie się życie należy, a innych powinnam wybić. Przepych, za dużo! Informacji o wojnie, co to nie jest moja więc mam mieć ją w dupie, o Ruskich, co to wojny wywołują i nikogo nie szanują, o uchodźcach z naostrzonymi siekaczami wskakującymi chłopakom na polskie TIRy, że biją też już nie chcę słuchać – ja to już wszystko słyszałam. Wystarczy. W skali lęku przeskoczyłam o trzy.
I co to do cholery znaczy „Polska posoborowa” i „pacyfistyczny katolicyzm”? Czy ja tu obcuję z całym zastępem zamkniętego oddziału psychiatrycznego? To znaczy przepraszam, zamiast pączka i parówki dzieciakom do szkoły mam wręczać teraz naboje? Pistolet? Nóż w klasach 1-3 wystarczy? A potem biegać na oślep jak amerykańskie kobiety, matki, bez jednego buta, bo drugi zgubiły już dawno w biegu z domu do szkoły, i zdrapywać z chodnika ciała moich dzieci bo #jestemchrzescijaninem, panem porządku wszechrzeczy? To strzelam? Niech mnie ktoś zatrzyma na tej abstrakcyjnej karuzeli, czuję, że spadam. Nie moja historia to wasze bajanie. Nie generalizujcie. Od mojego Chrześcijaństwa to wy się odpie*dolcie. Znamy chyba innego Jezusa.
Czym się właściwie różnicie, koledzy Polacy jedyni, czyści, Chrześcijanie, od kolegów Talibów brudasów, Islamistów, terrorystów? Broń trzymacie lufą za wschód, podczas gdy oni na zachód? Łbów poobcinanych między paluchami nie dzierżycie? Jeszcze?! No pytam się was, jedyni ‘prawdziwi”, cośmy się w jednych chowali narodzie, czym się różnicie od wroga, przed którym się tak bronicie? W takt których wyższych reguł chcecie wyrżnąć legiony? W imię Chrystusa? Nie bluźnijcie. „”Chrześcijanie, choć miłujący swoich wrogów i dążący do pokoju ze wszystkimi, będą się bronić w razie ataku” wiecie jak się nazywa ten bełkot? To jest hipokryzja. Esencja.
Jestem oburzona. Racjonalnie nie potrafię pojąć, w którą stronę to wszystko galopuje. Patrzę na swoją trzodę, jak grają w ogrodzie w piłkę, jak pakują się na rower bezpieczni, weseli, i coraz głośniej wybrzmiewa we mnie pytanie – kogo bać się mocniej? Fundamentalizmu Islamskiego, czy mojego własnego, ojczystego, chrześcijańskiego?