Rodzimy się, dorastamy, żyjemy. Tworzymy związki międzyludzkie, pracujemy, wychowujemy dzieci, najczęściej niestety w nieustającym galopie. Czasy w których żyjemy, nie pozwalają zwolnić, wyluzować, odpuścić, wymagają od na nas ciągłej gotowości, co jakiś czas podrzucając przeszkody w postaci problemów. Zaczynamy się wściekać, denerwować, nie spać, pomiata nami stres. A przecież pewnych rzeczy i tak nie będziemy w stanie przyspieszyć, czy przeskoczyć. A gdyby tak podejść do życia i tego, co nam przynosi z uśmiechem, z optymizmem – wiem, absurdalnie brzmi – ale jednak, jest to możliwe! I przynosi zaskakujące efekty! Bo nawet, jeśli czegoś nadal nie uda nam się załatwić, to przynajmniej będziemy zdrowsi. I weselsi.
Zasada numer 1
Nie przejmuj się na zapas, nie myśl o tym, jak to będzie, jak tego dokonasz, że to właściwie prawie niemożliwe. Często łapię się na tym, że nosi mnie, zanim się upewnię czy nie dająca mi spać w nocy sprawa, w ogóle będzie mnie dotyczyć. Albo z lękiem podliczam środki na koncie, choć nikt jeszcze nie potwierdził, że mają mi dojść dodatkowe wydatki. Albo przed pierwszą randką znajduję milion negatywnych argumentów i to najczęściej po swojej stronie, żeby tylko mieć wytłumaczenie i zwyczajnie nie iść. Bo przecież jestem zbyt problemowa, za mało atrakcyjna, on mnie na pewno nie polubi a co dopiero pokocha, czy zechce częściej spotykać, zapomnij!
Mogłabym mnożyć takich przypadków więcej, ale wszyscy doskonale znamy je na pamięć. I po co to nam? Przez takie przejmowanie się tracimy cenny sen, a bez niego nie ma mowy o stuprocentowym działaniu, wydajności, chęci do czegokolwiek. Nie zyskujemy kompletnie nic w zamian, za to ucieka nam całe mnóstwo energii na coś, co jak się potem często okazuje, w ogóle się nie stało, było tylko problemem rozdmuchanym w naszej głowie.
A nawet, jeśli coś później faktycznie jest na rzeczy, to wypłukani emocjonalnie i nerwowo wcześniejszym nakręcaniem się, teraz nie mamy sił na to, by się z tym zmierzyć. Warto?
Zasada numer 2
Nie ma rzeczy niemożliwych. Pozytywne nastawienie, to nie tylko ciągle uśmiechnięta twarz i umiejętność opowiadania dowcipów. To przede wszystkim wiara w to, że wszystko może się udać, a niektóre sprawy, wymagają tylko więcej czasu czy poświecenia. Bez tego ani rusz i faktycznie, ludzie którzy gonią na oślep, żeby jeszcze choć na chwilę złapać mijający dzień za chwilę nas staranują lub porwą w ten oszalały tłum, jeśli nie przestawimy myślenia.
Wczoraj kolega, uświadomił mi to jednym pytaniem. Siedzieliśmy na murku, ja głośno zastanawiałam się, a raczej uświadomiłam sobie, że mam zbyt mało czasu na przeprowadzkę przy tak ogromnej ilości rzeczy, których nawet jeszcze nie zaczęłam pakować i nagle kolega pyta – A masz wiolonczelę? Patrzę na niego jak na idiotę i myślę, a na cholerę mi wiolonczela?! Nikt u nas na tym nie gra, duże to i problemowe, bo to jednak instrument, z którym trzeba wybitnie delikatnie, itd.. I nagle uświadamiam sobie, że nie mam tej cholernej wiolonczeli, a to dopiero byłby kłopot! 🙂
Więc się i spakuję, i wyprowadzę o czasie. Nie jesteśmy na tym świecie sami, zawsze mamy kogoś obok, chociażby sąsiadów czy kolegę z pracy. On też może kogoś zna, kto zechce w czymś pomóc i doradzić. Na wszystko jest rada, nie ma przecież pytań bez odpowiedzi. Im szybciej to sobie uzmysłowimy, tym łatwiej będzie nam zmagać się z tym, co przyniesie los. I na większym luzie, wszak niektórzy posiadają kontrabasy, o zgrozo!
Zasada numer 3. Żelazna Zasada!
Uśmiechaj się, serio, to nie boli, ani ciebie ani kogoś, kogo właśnie mijasz. A może właśnie tym uśmiechem ratujesz czyjeś życie, bo pogrążony w depresji szedł nie wiadomo gdzie. Albo zaczynasz wspaniałą, szaloną miłość lub dozgonną przyjaźń. Lub po postu sprawiasz, że komuś zrobiło się miło.
Ostatnio widziałam u znajomego post na facebookowej tablicy, mówił o tym, że właśnie idzie ulicami Warszawy i obserwuje ludzi. Siedzą w kawiarenkach, na ławkach, stoją na chodnikach. Niby rozmawiają, niby jest fajnie, piątek wieczór, niby gwar. No właśnie, wszystko niby, bo na ich twarzach widać zmęczenie, ciałem są tu, a myślami przy poniedziałku, przy chorej mamie w szpitalu, przy zamkniętym żłobku, przy pracy. I tak jest u większości z nas, niestety. A przecież tego dnia, o tej godzinie już nic konkretnego nie załatwimy, nasz smutek, czy stres, tylko nam zaszkodzi, a niczego nie naprawi. Nie pozwoli nam się wyspać, wypocząć i nabrać sił.
A gdyby tak się uśmiechnąć, do siebie. Pomyśleć o tym, że ok, jeszcze tyle mam na głowie, ale już tak wiele udało mi się poukładać. Ba! Dobrze, że w ogóle ruszyłem z miejsca. Odetchnąć, wpuścić trochę słońca, poskakać po kałuży. A potem z tą radością w sobie iść do pracy, do urzędów, na randkę. I sprawdzić, jak to działa. A co wam zależy, nic nie stracicie, za to zyski, mogą was bardzo zaskoczyć. Pozytywnie! 🙂