Był raz sobie człowiek, który lubił mówić innym jak mają żyć. Uważał, że wie to lepiej, bo odniósł wielki sukces. Bogaty i wpływowy, kontrolował swoich najbliższych – żonę, córkę i syna – tak jak pracowników swojej wielkiej firmy. Przeżył tak kilkadziesiąt lat, zarządzając swoją rodziną bez szacunku dla emocji, marzeń i planów swoich dzieci i ich matki. Nieraz nie cofnął się przed okrucieństwem, powtarzając, że to wszystko dla ich dobra. Przekonany, że jedynie on wie, co dla nich najlepsze nie zauważył nawet, kiedy żona oddaliła się od niego na tyle, by zacząć prowadzić oddzielne życie. Niedługo po tym jak dowiedział się, że jego syn zrezygnował z opłaconego przez niego, prestiżowego kierunku studiów, a córka kupiła bilet na samolot by spróbować swych sił w obcym kraju, zachorował. Długo leżał w szpitalu, pielęgnowany przez najwspanialszych lekarzy i przyjmując najdroższe leki, ale choroba postępowała bezlitośnie, nie pozostawiając złudzeń: umierał.
Kiedy odchodził, dzieci i była żona zjawiły się przy nim, a na ich twarzach nie było gniewu, tylko żal, że on cierpi. Na ten widok wielka, przezroczysta łza stoczyła się po jego pomarszczonym policzku, a drżący głos przemówił tak:
Jesteście tu dzisiaj litując się nad moim losem, choć ja często nie miałem litości dla was. Przepraszam. Ciebie Żono za to, że nie dotrzymałem słowa. Obiecywałem ci miłość i opiekę, ale nie dałem ci tyle siebie, ile powinienem. Bywałem okrutny, źle pojmowałem moją rolę. Nie stawiałem cię na równi ze mną i nie doceniałem twojej wyrozumiałości i dobroci. Przeżyłaś ze mną trzydzieści kilka lat, choć nie byłaś szczęśliwa. Jesteś kimś wielkodusznym jeżeli teraz trzymasz mnie bez obrzydzenia za rękę.
Ciebie Córeczko przepraszam za to, że próbowałem zniszczyć twoje marzenia. Dziś jestem dumny z tego, że jesteś taką silną kobietą, ale wiem, że to nie moja zasługa. Wybacz mi, że nie akceptowałem twoich wyborów, nie szanowałem bliskich ci osób. Wybacz, że nigdy nie byłem ojcem, jakiego pragnęłaś mieć. Jeśli jesteś dzisiaj tu przy mnie, to dowód, jak wielkie masz serce.
Synu, przepraszam Cię za to, że próbowałem zmienić cię w kogoś podobnego do mnie. Jesteś kimś o wiele lepszym. Jestem dumny z tego, że idziesz własną drogą. Wszystko co masz, zawdzięczasz sobie, swojej ciężkiej pracy, nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Jeśli jesteś dzisiaj tutaj, to dowód wielkiej siły twego charakteru.
Wybaczcie mi.
Żona pogłaskała go po bladej, schorowanej twarzy i powiedziała łagodnie: Pokochałam chłopaka o szczerym sercu i dobrej duszy. Czas zmienił cię w twardego gracza, a nasze drogi rozeszły się. Popełniłeś błędy, za które teraz dziś nie mam do ciebie żalu. Dziękuję ci za to, że kiedyś mieliśmy wspólne marzenia. Dziękuję ci za nasze cudowne dzieci.
Córka wzięła ojca za rękę i przemówiła tak: Tato, były momenty, w których nienawidziłam ciebie i twoich decyzji. W myślach nazywałam cię potworem. Ale nigdy nie przestawałam cię kochać, choć długo nie umiałam znaleźć w sobie wybaczenia. Dziś pogodziłam w sobie naszą przeszłość, żyję z czystą kartą: jestem spokojna i mam przy swoim boku kogoś, z kim chcę zbudować szczęśliwą rodzinę.
Syn spojrzał głęboko w oczy swojego ojca i powiedział: Tato, choć nigdy się nie rozumieliśmy, długo starałem się być najlepszym synem, takim jakiego mnie sobie wymyśliłeś. Gdy zrozumiałem, że nie muszę stale zabiegać o twoją miłość i akceptację, że jestem „kimś” i bez twojego przyzwolenia, stałem się mężczyzną. Dziś patrzę na ciebie i twoją chorobę i myślę tylko o tym, że tracę ojca, którego dane mi było na chwilę odzyskać. Wybaczyłem ci już dawno.
Śmierć nadeszła niedługo potem i zostawiła po sobie żal, że ta rozmowa wydarzyła się tak późno.
Nie mówcie, że to zbyt naiwne, nie osądzajcie tego człowieka źle. To oczywiste, że śmierć i choroba zmieniają perspektywę. Ale skoro najbliżsi mu wybaczyli, to znaczy, że na to zasłużył. Żyjmy tak, by być szczęśliwymi i nie krzywdzić innych. Nie podcinajmy skrzydeł tym, których kochamy, pozostawiajmy im wolność. Miejmy przebaczenie w sercu dla tych, którzy go pragną. Szkoda czasu na nienawiść.