WIARA WE WŁASNE SIŁY
Pisałam już o tym, żeby nie chronić dziecka za wcześnie. Żeby nie używać zwrotu „a nie mówiłam”. Teraz podobne w sumie słowo, które niesie ze sobą zbliżone konsekwencje – uważaj. Niestety często gęsto nadużywamy tego słowa. Jako rodzice, czasem po prostu nie pozwalamy dziecku na swobodę. Tym samym dziecko tak wychowywane po pewnym czasie poddaje się już na starcie. Obawia się, że mamy racje a jemu stanie się krzywda. Woli nie ryzykować. Przekazujemy dzieciom własne myślenie, nastawienie do świata. Później wiele nas będzie kosztować odwrócenie takiej sytuacji. Czy nie lepiej pomęczyć się odrobinę (o wiele mniej) na samym początku i ugryźć się w język?
Dziecko żeby wierzyło w siebie, w swoje możliwości musi ufać swoim odczuciom. Musi wierzyć we własne siły.
Ostatnio rozmawiałam z moją uczennicą. Bardzo przeżywała podejście swojej mamy, która z góry zakładała, że jej córka nie poradzi sobie w danej szkole. Dla dziewczynki ta szkoła jest marzeniem. Chce spróbować nawet jeżeli jej się nie uda. Na dodatek dość świadomie mówiła, że jest skłonna zaryzykować porażką. Zaskoczyła mnie swoim dojrzałym podejściem. Z jednej strony rozumiem jej mamę – chce uchronić córkę przed stresem, niepotrzebnymi zmartwieniami, możliwą porażką… Ale z drugiej – ile ta porażka może ją nauczyć? Może ją wzmocnić, pozwolić dowiedzieć się więcej o sobie. Ale przede wszystkim dlaczego z góry zakładać, że to będzie porażka?! Przecież niejednokrotnie sami myślimy „nie dam rady” a jednak jakimś cudem wspaniale się udaje.
Dlatego, jako rodzice powinniśmy chociaż na chwile, w pewnych sytuacjach zagłuszyć nasze radary. Przeczekać. Może cóż nie okaże się wielkim sukcesem. Może porażkę będziemy mogli zmienić w sytuacje, z której coś wyniesiemy…nasze dzieci coś wyniosą.
Na co dzień jest to czasem wręcz niemożliwie trudne. Ja też wole, żeby Ann się nie przewróciła, jak wchodzi na drzewo. Żeby nie ubrudziła się, kiedy je lody. Żeby nie dobiła gdzieś, jadąc na rowerze, rozglądając się na boki. A później myślę, „cóż się takiego stanie?”. I jeżeli odpowiedź moja brzmi „nic wielkiego” to zamykam porządnie usta i czekam. Przyznam – najczęściej nic się nie dzieje (tylko ja nerwowo czekam na zakończenie wydarzeń). Jeżeli coś się jej przytrafia, to jest już na tyle świadoma, że sama stwierdza „mamuś chyba muszę bardziej uważać”. No właśnie i kropka. Nasze dzieci są naprawdę bardzo mądrymi istotkami i dokładnie zaczynają wiedzieć, co jest dla nich dobre a co złe.
Z własnego doświadczenia, na co dzień spotykam coraz więcej „nieżyciowych” dzieci. Zagubionych, nieporadnych, małomównych, nie potrafiących nawet odezwać się o swoje, a co dopiero o to zawalczyć. Ich rodzice, pewnie z ogromnej troski, otaczają je „kloszem”. Szkoda tylko, że później ci sami rodzice chcą aby ich dziecko było samodzielne i dawało sobie radę. Kiedy dla nich świat jest jak jedna wielka niewiadoma, w którym nie odnajdują siebie. Bo siebie nawet nie znają.
Ciężko ale warto widzieć dla dzieci możliwości w otaczającym nas świecie zamiast samych zagrożeń. Wtedy dziecko wierzy w siebie i jest otwarte na świat. Szuka nowych rozwiązań. Podejmuje wyzwania. W dzisiejszych czasach, gdy wszystko zmienia się w błyskawicznym tempie na pewno łatwiej takim osobom się żyje.