W takim Salwadorze na przykład, byłabym skazana na podwójne dożywocie.
Tak sobie myślałam, drepcząc przez centrum przy kilku okazjach, z tym moim wieszakiem, wiankiem czy transparentami garażowej roboty.
Mój udział w protestach i akcjach z cyklu Odzyskać Wybór oraz Dziewuchy Dziewuchom to nie tylko walka o prawo do samostanowienia o sobie i moim ciele. To także walka o godne traktowanie w sytuacji, gdy dzieci nie posiadam. Mnie roznosi bunt – wobec traktowania mnie jako kobiety gorszego sortu. Jestem pełnoprawną kobietą! Należy mi się szacunek i zrozumienie także w sytuacji, gdy nie rodzę! Mam prawo nie tłumaczyć się z decyzji, wydarzeń, spraw prywatnych; mam prawo być traktowana po ludzku także, gdy dziecka nie donoszę.
Poroniłam dwukrotnie. Za każdym razem, obok szoku, przeżyłam serię upokorzeń, których żadna kobieta w tak intymnych sytuacjach przechodzić nie powinna. Totalne niezrozumienie i brak taktu na przykład – bo po co wczuwać się w sytuację kobiety, która urodzić nie mogła? Nie wykluczam, że gdzieś tam w Polsce jest akcja pt. „Nie rodzić po ludzku”, podczas której uczą personel medyczny, jak postępować z osobami, którym utrata dziecka się przytrafiła. Być może – jednak lekarze i pielęgniarki, opiekujący się mną w tejże specyficznej i delikatnej sytuacji, na takie szkolenia ewidentnie się nie załapali, a z rozmów z osobami zrzeszonymi np. w stowarzyszeniu Rodzice Po Poronieniu chociażby mogę wyciągnąć wnioski, że w niewielu szpitalach i klinikach w ogóle jest to temat oswojony. Ode mnie domagano się na przykład tłumaczeń, dlaczego ojciec dziecka nie jest ze mną – początkowo próbowałam się tłumaczyć nawet (!) z mojej sytuacji rodzinnej i zdziwienia, że mój partner był tak bardzo nieobecny na ten czas w moim życiu, że w zasadzie szokiem jest, że w ogóle był obecny przy zapłodnieniu. Oczywiście szybko uznano mnie za lesbijkę, a nawet wyrażono opinię, że w takim razie dobrze się stało, że ogólnie moja wina, taki odszczepieniec na świat miałby życie powoływać? Inwektyw nasłuchałam się przy kilku okazjach, żeby mi zapewne milej i lżej było. Na przykład pan doktor, grzebiąc mi w macicy metalowymi urządzeniami, stwierdził, że za jego czasów depilacje intymne były domeną dziwek. Poradził mi również od serca, żebym na przyszłość podmywała się piaskiem, bo tak robią Afrykanki i rodzą jak zwierzęta. Jeszcze bardziej sympatyczna za to była pani doktor przy drugiej mojej wizycie w szpitalu na patologii ciąży, wyrażająca święte oburzenie, że ryczę na wieść o utracie kolejnego dziecka – wszak ani ja ładna, ani zgrabna, ani bogata, a i ewidentnie niemądra, skoro ciąże W TYM wieku w ogóle planowałam donosić.
Brzydka, gruba, głupia, homoseksualna dziwka. Tyle przyjemności mnie spotkało podczas dwukrotnego rozłożenia nóg w gabinetach ginekologicznych. Nic tylko zachęta do rozmnażania się.
Ale najgorsze, absolutnie najgorsze było to, że dwukrotnie położyli mnie w pokojach z kobietami, które już urodziły. Poza moim totalnym bólem i depresją na widok zdrowych bobasów był jeszcze element przerażenia, które rodziło się na twarzy młodych matek na mój widok. Jakby śmiercią dziecka można było zarazić.
Pominę może opowieści o tym, jak trudno jest LEGALNIE zapłodnić się w klinikach tym kobietom, które są w związkach małżeńskich – muszą mieć pozwolenia małżonków, choćby byli w trakcie wieloletniego rozwodu, bo wszak prawnie dziecko będzie takiego męskiego, niechętnego delikwenta.
Oszczędzę cytowania słów matek, rzucanych pod moim adresem, że niby z maluchami pracować nie powinnam jako osoba bezdzietna (a prowadzę zawodowo żłobki).
Nie warto wspominać o rozczarowanych babciach i ciociach, które nie mogą mojego bobasa na rękach ponosić, a które oczywiście mają milion teorii na temat tego, dlaczego się nie rodzi.
Parodią są słowa osób duchownych, które doszukiwały się we mnie demonów, zachęcały do pokuty za grzechy (bo ewidentnie Bóg mnie pokarał za moje rozpustne życie), a jedna zakonnica (nota bene w szpitalu na tzw. posłudze) wyraziła zatroskanie, że to na pewno od noszenia rajstop i skąpej bielizny.
Maszeruję więc, wkurzona, że jakoś o takie sprawy obrońcy życia się nie troszczą. Komu jest bliski los kobiety, która nie spełnia wymogu prokreacji? Takie jak ja praw mieć nie powinny. Kobieta spełnia się jedynie w akcie macierzyństwa. Wiadomo przecież.