Robiłam ostatnio wywiad ze znanym psychiatrą Dariuszem Wasilewskim. Pytałam czym się denerwujemy i jak właściwie możemy w końcu się przestać. „90 proc. ludzi żyje w nieustannym stresie” stwierdził. Denerwujemy się wszystkim: najbardziej pracą i problemami w relacjach rodzinnych. Każdy mały stres nakręca kolejny. Gdy choruje dusza, choruje też ciało – u większości z nas stres objawia się bólami kręgosłupa (najczęściej w odcinku lędźwiowym) i przewlekłymi bólami brzucha.
Psychiatra powiedział mi też: łatwiej jest tym, którzy szczęśliwie kochają
Możemy stosować milion technik, pracować nad sobą, próbować zmieniać się…. uff. Wszystkie badania pokazują jednak, że najlepszym lekarstwem na życie jest po prostu miłość. Tak, to bardzo niepoprawne politycznie, bo w czasach samoświadomości wypada mówić, że jesteśmy samowystarczalni. Niestety, to nieprawda. Albo inaczej: nic nam nie da tyle co miłość.
Po pierwsze. Miłość uzdrawia duszę. Zdaniem Borysa Cyrulnika, neuropsychiatry i psychologa ludzie w związku często stają się dla siebie terapeutami. Na przykład Pan Boję Się Stracić spotyka Panią Boję się Życia. Jej bliskość uspokaja go, uczy go ciepła, otwartości. On daje jej energię. Dzięki sobie mogą się zmienić.
„To nie jest dojrzały związek” powie ktoś. Naprawdę? Być może. Ale partnerzy później mogą stać się „samowystarczalni”. Jednak to, co dali sobie na początku zostaje.
Po drugie. Gdy kochamy mamy lepszy nastrój. Dzięki wsparciu partnera łatwiej poradzić sobie ze stresem. Zawdzięczamy to oksytocynie ( hormon przywiązania), która zmniejsza stężenie kortyzolu, hormonu wydzielanego w wyniku stresujących wydarzeń.
Po trzecie. Mniej odczuwamy ból (to najczęściej podczas pierwszej fazy miłości). Gdy jesteśmy z partnerem rośnie stężenie endorfin, które mają działanie przeciwbólowe. Przeczytałam gdzieś, że właśnie dlatego z ukochaną osobą jeździć np. na bolesne badania.
Po czwarte. Jesteśmy życzliwsi wobec innych. Im w bardziej nieszczęśliwym związku tkwimy, im jesteśmy bardziej samotni– tym więcej w nas złości i żalu. Na innych ludzi przenosimy emocje wobec partnera. Mamy też większą skłonność do podejrzewania ich o złe intencje. Gdy jesteśmy zakochani więcej w nas tolerancji. Nawet najbardziej zasadnicze osoby patrzą wtedy na błędy innych z przymrużeniem oka.
Po piąte. Stajemy się bardziej kreatywni. Miłość integruje pracę półkul mózgowych . Poza tym badania pokazują, że prawa półkula ( ta odpowiedzialna za naszą kreatywność) działa lepiej, gdy kochamy. To by tłumaczyło dlaczego osoby bardzo analityczne, konkretne pod wpływem miłości stają się otwarte i bardziej elastyczne.
Po szóste. Mamy więcej energii. To szczególnie u ludzi zakochanych. Zakochanie podniesie z łóżka największego lenia. Zawdzięczamy to wydzielaniu dopaminy.
Po siódme. Rzadziej chorujemy. I to zarówno rzadziej się przeziębiamy jak i zapadamy na choroby przewlekłe. Kiedy się przytulamy, całujemy, dotykamy wzrasta poziom oksytocyny, która opóźnia starzenie się organizmu, wzmacnia odporność, obniża ciśnienie krwi.
Zanim powiesz: „Spadaj, wiem to wszystko, ciekawe jak mam się zakochać” posłuchaj…
Nieważne, że nie jesteśmy teraz zakochani. Przez własne zachowania możemy wpływać na emocje. Jak? Na przykład pracując nad okazywaniem czułości i bliskości innym osobom. Dziecku, mamie, przyjaciółce. Im więcej mamy w sobie dobra, ciepła, życzliwości – tym jesteśmy zdrowsi. I tym łatwiej z kolei jest nam się zakochać. Tak przynajmniej twierdzi choćby Borys Cyrulnik w swojej książce: „O miłości na skraju przepaści”.