Karolina i Jacek: razem od ośmiu lat, sześć lat małżeństwa, 4-letnia córka.
Jacek: Mam dość. Dość tych ciągłych podejrzeń, tego sprawdzania mnie, dzwonienia do pracy, czy jestem, kiedy mówię, że muszę zostać dłużej. Kiedy, wróciłem późno, bo kończyliśmy projekt Karolina z lampką winą w ręce podeszła i zaczęła mnie wąchać. „Od której tym razem wracasz” – pytała pijana. Nie reagowałem na takie zaczepki. Nie próbowałem tłumaczyć, bo i po co. Ona i tak wie lepiej, co robię, z kim się spotykam, a nawet z kim sypiam.
Karolina: Byłam na studiach z chłopakiem, taka pierwsza głupia miłość. Najgłupsza, bo naiwna. Byliśmy razem dwa lata, a okazało się, że on przez rok sypiał z moją koleżanką. Wtedy myślałam, że uczestniczę w jakimś chorym filmie. Znalazłam list, w którym ona pisała, że tak nie może dłużej, że jak się z nim całuje, to jakby całowała się ze mną. Jeny zdaję sobie sprawę, jak głupio to dzisiaj brzmi. Ale wtedy – paranoja. To był przypadek. Kiedy spytałam – do wszystkiego się przyznał, przepraszał, obiecywał, że już nigdy więcej. Zostałam podwójnie zdradzona – przez niego i tę koleżankę. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak głęboko to we mnie zostało.
Karolina była ostrożna. Kiedy poznała Jacka nie chciała się angażować. Myślała nawet, żeby się odegrać na nim za wszystkich innych zdradzających mężczyzn. Ale on utulił ten jej strach i lęk. Uśpił go. Znał jej historię. Wiedział, że potrzebuje dużo zrozumienia i jak ważne jest poczucie bezpieczeństwa. – Czasami niby żartem pytała, czy na pewno jest dla mnie najważniejsza. Na imprezach zawsze była blisko mnie, przytulała się, trzymała za rękę. Trochę jak taka bezbronna osóbka. Czułem się wyróżniony, że to ja mogę otoczyć ją ramieniem.
Problem zaczął się, gdy Karolina zaszła w ciążę. – To była ciąża zagrożona, musiałam leżeć w domu, nic nie mogłam robić. Co jakiś czas trafiałam do szpitala. Strach o dziecko mnie paraliżował. W tym czasie Jacek zmienił pracę – wymarzona firma i stanowisko. Bardzo się cieszyłam. Ale kiedy zaczął wracać później na nim wyładowywałam całą frustrację. Leżałam i myślałam, jakie ma koleżanki w pracy… Karolina miała nadzieję, że po porodzie wszystko się zmieni. Wtedy jeszcze o tym rozmawiali. Jacek zapewnił, tłumaczył.
Urodziła się Kaja i Karolina musiała się zmierzyć z depresją poporodową. – Straciłam pokarm, Kaja miała kolki, Jacek w pracy. To wtedy zaczęłam przeszukiwać jego telefon, domagać się hasła do maila. Sprawdzałam portale randkowe, czy gdzieś się nie zalogował. Potrafiłam wejść z Kają do Jacka biura w ciągu dnia, żeby wieczorem zrobić mu awanturę o koleżankę z pracy, która pytała, czy chciałabym coś do picia. Krzyczałam: „Ona myśli, że jestem głupia, że jak będzie dla mnie miła to się nie domyślę, że macie romans!!!”. To wtedy Jacek pierwszy raz wyszedł i trzasnął drzwiami, a ja byłam pewna, że poszedł do niej.
Dzisiaj oboje mówią, że to był najtrudniejszy okres ich małżeństwa. – Nie ufa ci osoba, którą kochasz, nie możesz nic powiedzieć, nic wyjaśnić. Chwilami masz wrażenie, że jest psychicznie chora z tymi swoimi paranojami. Szczerze – chciałem odejść. Kiedyś po kolejnej awanturze, kiedy Karolina mi wmawiała, że wykasowałem SMS-y od kolejnej mojej rzekomej kochanki, wyszedłem i wtedy pomyślałem, że wrócę tylko się spakować. W tym wszystkim najlepszą rzeczą, jaka mogła się nam trafić, to była Karolina depresja i decyzja o psychoterapii.
Po kilku sesjach zaczęli chodzić razem na terapię. – Krzyczeliśmy i płakaliśmy. Potrafiłam wyjść w trakcie nie mogąc słuchać, co Jacek o mnie mówił, jak przypominał mi, co mu wykrzykiwałam, jak go traktowałam.
Nie jest kolorowo. Ale zrozumieli nawzajem swoje zachowania, potrafią je zracjonalizować, porozmawiać. – Nie wiem, czy kiedyś opanuję tę chorą zazdrość, ale wiem, jak mogę nad nią panować. Jacek mi o tym przypomina niemal codziennie.
Marzena i Rafał, razem 15 lat, dwoje dzieci 13 i 9 lat
Marzena: Najgorsze jest to, że na początku mi się to podobało. Takie zabieganie o mnie. Pokazywanie, że jestem ważna, zwracanie uwagi na szczegóły – co mam ubrane. „Tylko w tej koszulce chcesz wyjść?” – pytał, a ja nie wyczuwałam w tym nic złego. Byłam w ciąży, kiedy braliśmy ślub. Dopóki siedziałam w domu było wszystko w porządku. Problem się zaczął, gdy chciałam wrócić do pracy.
Rafał: nie chce rozmawiać, mówi, że to fanaberie i głupoty – podobno bardzo delikatnie jak na niego się wypowiedział.
„Zmyj to z twarzy” – usłyszała Marzena szykując się do pracy. Po pięciu latach w domu dostawała już przysłowiowego kota, w końcu postawiła na swoim i wróciła do pracy. Jest nauczycielką. „Nie pozwól sobie, żeby te szczeniaki na ciebie tak patrzyły” – mówił Rafał, a gdy pytała „Czyli jak?” usłyszała, że już ona dobrze wie. – Rozkładałam ręce, nie wdawałam się w dyskusje, myślałam „minie mu”. Po prostu odzwyczaił się, ze wychodzę, że nie ma mnie w domu przez kilka godzin, a wieczorami, kiedy dzieci zasypiają nadrabiam zawodowe zaległości. Pięć lat to jednak sporo – wspomina Marzena.
Dzień Nauczyciela, impreza w knajpie. Rafał wydzwaniał co pół godziny, gdy nie odbierała wysyłał SMS-y, czy jeszcze długo, kiedy będzie. Gdy nie odpowiadała od razu wydzwaniał do skutku. – Było mi głupio wobec koleżanek i kolegów. Co chwilę wychodziłam z telefonem do łazienki. W końcu po mnie przyjechał. Ubrałam się i wyszłam w połowie imprezy. Byłam taka wściekła… Zachowywał się jak gówniarz.
Ale to był dopiero początek. Po powrocie do pracy Marzena odżyła, otworzyła się na ludzi, chciała się spotykać, zapraszała do siebie na kolację znajomych. Cieszyła się, że jej dom w końcu jest otwarty. Przecież nawet dzieci na tym korzystały, chłopcy zyskiwali nowych kolegów. Tylko jednej osobie się to nie podobało. – Złapał mnie w kuchni za ramię i wysyczał: „I co się na niego tak gapisz” – byłam kompletnie zdezorientowana, ale widziałam już szał w jego oczach, więc nie odezwałam się nawet. Później się dowiedziałam, że chodziło o męża koleżanki. Nie wiem, co Rafał uknuł sobie w swojej chorej głowie.
Nie chciał wychodzić z Marzeną na imprezy, na spotkanie do jej znajomych z pracy. Pewnego popołudnia powiedział jej, że jeśli pójdzie z dziećmi, to nie ma gdzie wracać. – Na początku to jego całe gadanie, że temu to na pewno się podobam, a do tamtego to się uśmiecham, że ciekawe, co tam w pokoju nauczycielskim traktowałam po prostu jak zazdrość. Tłumaczyłam nawet, że nie musi być o mnie zazdrosny, że mam jego, dwóch cudownych synów, ale że potrzebuję tej pracy, tego rozwoju dla siebie jak powietrza.
Później robiło się coraz mniej przyjemnie. Awantura przy znajomych. Niewybredne komentarze. I ta ciągła kontrola. Potrafił zadzwonić do szkoły i pytać, o której Marzena kończy lekcje. – Wyrywał się z pracy, żeby sprawdzić, czy od razu ze szkoły wróciłam do domu. Jak kończyłam rozmawiać – sprawdzał numer, czy go nie okłamuję. Dzwonił nawet ze swojego telefonu, czy aby na pewno czegoś nie ukryłam…
Przyjaciółka spytała Marzenę, czy wszystko u niej w porządku, bo coś przygasła i mniej się uśmiecha. – To był sygnał dla mnie, że coś się dzieje. Próbowałam Rafałowi tłumaczyć, że nie ma racji, że kocham tylko jego, ale to nie miało najmniejszego sensu. Miarka się przebrała, jak nie chciał mnie wypuścić z domu na wywiadówkę z rodzicami. Miałam się przebrać, żeby ci tatusiowe „sobie nie myśleli”. Wtedy mu powiedziałam, że powinien zacząć się leczyć, a usłyszałam, że zacznie, jak ja przestanę się „k*rwić”.
Dzisiaj Marzena mieszka z chłopcami sama. Spakowała Rafała, wystawiła mu rzeczy na klatkę, zmieniła zamki po tym, jak podniósł na nią rękę – nie zdążył jej uderzyć. Złożyła pozew o rozwód. Zbiera wszystkie przejawy jego psychopatycznej zazdrości i jej zdaniem „chorego umysłu”.
– To jeszcze nie jest wolność. Bo nadal się boję, jak dzwoni telefon, a przecież jego już nie ma w domu, już nie będzie mi robił wyrzutów, że poświęcam mu za mało czasu. Moja babcia mówiła: „Jak zazdrosny, to znaczy, że kocha” – długo w to wierzyłam, zbyt długo.