Droga Mamo! Odchodzę od Krzyśka. Definitywnie. Wolę Ci o tym napisać, bo dość mam już naszych rozmów i Twoich namów, bym dla dobra rodziny walczyła. Dość presji i wyrzutów sumienia, że się nie poświęcam. Ty się poświęciłaś, straciłaś tyle lat na bezsensownym trwaniu w małżeństwie, w którym żadne z Was nie było szczęśliwe. Na siłę chciałaś utrzymać pozory
pięknej rodziny. Co niedzielę do kościoła, a potem obowiązkowo na spacer do parku, by pokazać wszystkim jak dobrze żyjemy.
Lubiłaś tę ułudę i spojrzenia sąsiadek, które żałowały i Ciebie i mnie, bo doskonale wiedziały, że ojciec ma kochanki i w tym teatrzyku bierze udział dla świętego spokoju. Cały czas nie rozumiem, dlaczego nie odeszłaś. Pracowałaś przecież, dorobiliście się niezłego majątku, byłoby czym się dzielić. Ty jednak uparłaś się, że będziesz żoną choćby nie wiem co. Może
bałaś się plotek, może wstydziłaś? Nie wiem już sama. Próbuję Cię usprawiedliwić, ale nie znajduję na to słów. Słyszałam Wasze kłótnie, Twój płacz i błagania, by do niej nie wychodził, by nie szargał Twojego imienia, by chodził się gzić do innego miasta, a nie tu na oczach ludzi. Ojciec nic nie mówił wtedy, brał płaszcz i wychodził, a Ty przeklinałaś go na wszystkie świętości.
Co tydzień w piątek u spowiedzi szukałaś ukojenia i potwierdzenia, że robisz dobrze. I wiele lat Twoi spowiednicy utwierdzali Cię w przekonaniu, że rolą żony jest czekać i przebaczać. Więc Ty z pochyloną głową sumiennie wykonywałaś te polecenia zapominając o sobie.
Ojciec nawet się nie ukrywał z kochankami. Były jego odskocznią. Ty w domu przesadnie słodka – Lesiu może kawki? Lesiu barszczyku Ci nagotowałam. Lesiu do Pawłów jesteśmy proszeni i bądź proszę punktualnie po pracy. Lesiu może odpocznij…
Bycie żoną tak Tobą zawładnęło, że padałaś ma pysk ze zmęczenia, usychałaś z tęsknoty za tatą i zdradziłaś sama siebie. Ojcu zaprzedałaś i ciało i duszę. Byłaś jego niewolnicą na własne życzenie. Po nocach wyłaś w poduszkę, a rankiem cała w skowronkach podawałaś mu śniadanie i gazetę.
A gdy nowy spowiednik powiedział Ci, że powinnaś od takiego męża odejść i zacząć żyć własnym życiem, zmieniłaś parafię, bo uznałaś, że jego opinia to jakieś bezeceństwa. Jak duchowny mógł namawiać Cię do rozwodu? To przechodziło Twoje pojęcie. A on, dobry psycholog i obserwator uznał, że męczyć się już nie ma sensu. Że będąc jego żoną tyle lat złożyłaś już ofiarę.
Nie słuchałaś także mnie, gdy już jako studentka tłumaczyłam Ci, że dla mnie tego małżeństwa nie musisz trzymać na siłę. I na nic się zdały moje wyjaśnienia, że mi to nie burzy wizerunku rodziny, że ojca absolutnie nie tłumaczę, ale nie ma sensu byście oboje się męczyli, że masz prawo iść w swoją stronę i myśleć o sobie. Nie rozumiałaś mnie. A może doskonale wiedziałaś, że mam rację ale bałaś się przyznać do porażki?
Uważnie Ci się przyglądałam. Jako dziecko cieszyłam się, że jemy w niedzielę razem tę cholerną jajecznicę. Z wiekiem jednak dochodziłam do wniosku, że taki związek bez miłości tylko dla pozoru nie ma sensu. Dziś ja decyduję się odejść. Powieliłam sporo Twoich błędów Mamo.
Wyszłam za mąż, bo wypadało, bo już miałam wiek i wszystkie koleżanki były mężatkami. Ty mi też nakładłaś do głowy, że rolą kobiety jest bycie żoną. Wytrzymałam pięć lat. Z Jackiem się lubimy, ale nie kochamy. I wiemy to oboje. Nie chcemy kłótni, scen zazdrości. Chcemy wieść życie po swojemu, na oddzielnych warunkach.
Maję wychowany razem w poczuciu wzajemnego szacunku. W spokoju, a nie strachu czy rodzice dziś się pokłócą i czy mama/tata pójdzie na noc do kochanka/-ki. Chcemy, by nie bała się związków, by była silną i niezależną kobietą, by żyła dla siebie, a nie innych.
Droga Mamo, zrozum że masz prawo żyć inaczej i że nikt nie będzie miał o to do Ciebie pretensji. Pomyśl w końcu o sobie i idź do cholery na kawę z Panem Antonim. I baw się dobrze. Ja Wam bardzo kibicuję, ale pamiętaj za mąż nie musisz wychodzić. Nikt tego od Ciebie nie oczekuje. A mi po prostu kibicuj. Tak też można okazać miłość. Bądź obok i wiedz, że choć za chwilę będę byłą żoną to jestem szczęśliwa. Te obie rzeczy się nie wykluczają. Pamiętaj!