Nie znam nikogo, kto nie lubiłby pięknie mieszkać. Serio. Nawet jeśli któraś z moich koleżanek mówi mi: – Ja się tym nie zajmuję, nie mam czasu, nie lubię – nie wierzę! Każdy lubi, umie, chce lub zwyczajnie musí. No chyba każdy wolałby usiąść wieczorem na miękkiej kanapie, włączyć lampkę, cichutką muzykę. Ale to wszystko trzeba najpierw stworzyć, wykreować, w najmniej wymagających przypadkach wybrać, kupić, dotaszczyć do domu i jakoś ustawić… ściany też raczej trzeba sobie pomalować, czyż nie? A to wszystko „robi” nam dom. Dla kogoś urządzanie wnętrza sprowadzi się do postawienia stolika, krzesełka i dwupalnikowej kuchenki, dla kogoś innego do wielogodzinnych poszukiwań inspiracji, konsultacji, prób…
Ja też mam kilka takich rzeczy, bez których uważam wnętrza za niedokończone. Chociaż moje chyba na zawsze pozostają niedokończone. Częściej się przeprowadzam, niż kończę urządzanie. Ups. Do tego chyba nie namawiam, to męczące!
KWIATY
Otóż nie ma, według mnie, domu bez kwiatów. Można mieć ogród lub balkon, niektórzy szaleńcy mają i jedno, i drugie, ale absolutnie zawsze warto mieć kwiaty w wazonie, wazie, słoikach, butelkach. Wszędzie, nawet w łazience. Bo niby czemu nie w łazience? Nie macie tylu wazoników? A słoik po kiszonych? A butelka po coli czy soku? A szklany świecznik? Użyjcie wyobraźni, efekt wynagrodzi wszystko. Kiedy najpiękniej czujecie, że zbliża się wiosna?
Moja przyjaciółka zawsze odpowiada – kiedy na pobliskim targu pan Adam rozstawia swój kram z tulipanami! Racja. Oczywiście biorę poprawkę na fakt, że tulipany to mogę sobie teraz kupić w szklarni, a w maju nagle potrafi spaść śnieg, ale od czego pozytywne nastawienie? Jest tulipan – jest wiosna i kropka!
DREWNO
Taaaaaak, tak, tak! Dom bez drewna, to tylko ściany. Drewno być musi. Choćby mój gust wnętrzarski nie wiem jak ewoluował, choćby mody zmieniały się co sezon. Podłoga, blat w kuchni, łazience. Wiem, wiem, mało praktyczne. Drewno, najlepiej surowe, niemalowane, z widocznymi słojami, sękami, a po wielu latach także pęknięciami. To taki mój dowód i pamiątka, że dom żyje razem z nami. Lubię na mojej podłodze ślady kocich pazurów, choć tamtego kota już dawno z nami nie ma, ślady ciągniętego za sobą metalowego krzesełka, które sama restaurowałam, ślady wilgoci, bo zupełnie nie wpadłam na to, że donica z moją pierwszą wyhodowaną oliwką powinna mieć solidną podstawkę. I jeszcze jeden plus – po ciepłej drewnianej podłodze chodzi się na bosaka genialnie, pod warunkiem, że nie wdepniesz w klocek lego czy piszczącą zabawkę kota.
WIKLINOWE KOSZE
Doceńcie ich urodę i funkcjonalność! Warto. Jeśli nie przepadacie za ich naturalnym kolorem, to je pomalujcie, najlepsza będzie do tego farba w aerozolu, zamaluje nawet mało dostępne szczeliny i nada im zupełnie nowy wygląd. Taki kosz może być osłonką na doniczkę, może służyć jako gazetownik, pojemnik na czapy i szaliki zimą, a czapki z daszkiem latem. Bądźmy szczerzy, czy jak wchodzicie do domu z dzieciakami, to każde z nich ładnie i równiutko odkłada rzeczy do szaf? Czy raczej kluczycie potem z gracją labiryntem z porzuconych byle jak kurtek, czapek i rękawic? Dużo łatwiej te drobiazgi powrzucać do kosza lub nawet zrobić zawody, kto trafi, a kto nie. Wiklinowy kosz to też cudowny pojemnik na piłki (ważne dla matek dwóch lub więcej fanów footballu) na narzędzia ogrodnicze, które zawsze się gdzieś gubią w czeluściach garaży i piwnic, albo na koce dla gości podczas nocnego ogrodowego przyjęcia z sąsiadami. Gwarantuję, że jeśli goście nie skorzystają, to na bank zrobi to kot.
ŚWIECE
Świece to absolutna podstawa, nie tylko zimą. Porozstawiajmy je latem na balkonie, tarasie, w ogrodzie, powieśmy w małych słoiczkach na drzewach. Będzie cudownie magicznie. To mogą być zwykłe tee lighty wstawione do słoika po ogórkach czy sosie pomidorowym; słoik dostanie drugie życie, a wam będzie dużo milej plotkować z przyjaciółką, przeglądać modowe magazyny czy zwyczajnie, witaj przyziemne życie, omawiać z mężem dodatkowe zajęcia dla dzieci lub strategię oszczędności.
Bez czego jeszcze mój dom nie przypomina domu? Bez wielu rzeczy. Bez książek, zwierząt, dzieciaków i krzyku. Bez kurzu i piasku z kuwety, bez rozrzuconych butów i nierozpakowanych zakupów. Bez osadu na kranie i skarpetek zjedzonych przez pralkę.
Taka jestem ja. Taki jest mój dom. A wasze domy? Jakie są? Co mówią o was i waszym życiu?