Jeśli któraś z moich koleżanek jeszcze raz mnie spyta dlaczego jestem sama, zwymiotuję. Jeśli jeszcze raz spyta mnie o to matka, ciotka– też zwymiotuję. Co jest z tymi kobietami, że uważają, że przy boku faceta są kimś lepszym. Chociaż są samotne, smutne, często źle traktowane albo chociaż niezauważane?
Dlaczego moja przyjaciółka współczuje mi, że jestem sama? Może raczej powinna mi zazdrościć, bo co jest fajnego w życiu z facetem, który jej prawie nie dotyka, publicznie strofuje, wodzi wzrokiem za innym kobietami i rozlicza z wyjść niczym surowy ojciec.
A co jest, na przykład, fajnego w życiu z mężczyzną, który codziennie drinkuje, a po kilku głębszych odpowiada dziaderskie dowcipy i gapi się w dekolt, młodszej o ponad dwadzieścia lat, siostrzenicy swojej żony. Tak, pozdrawiam ciociu.
Albo te wychwalane pod niebiosa rodzinne weekendy. Nawet jak czasem budzę się w sobotni poranek i widzę przez okno, jak rodziny z mojego osiedla ruszają na wspólne zakupy, wyprawy rowerowe, czy śniadania w knajpeczkach to zaraz pójdę do takiego marketu i usłyszę, jak na siebie syczą między sklepowymi półkami albo jak gapią się w telefony, gdy siedzą razem przy stoliku.
Może znam jedno, dwa dobre małżeństwa
Wystarczająco dobre. I ludzie w tych związkach nie mówią mi, że powinnam sobie kogoś znaleźć.
Koleżanki mi współczują przelotnego seksu, kilkumiesięcznych romansów, ale tu nie ma czego współczuć– wybieram najlepsze dla siebie rozwiązanie. Zbyt długo obserwowałam mamę spętaną przez faceta, uzależnioną od miłości. Że mam traumę? I Lęk przed bliskością? Nie sądzę– ja po prostu właśnie chcę prawdziwej bliskości, a nie trzymania w klatce, kontroli albo obojętności i życia obok. Byłam przez osiem lat w dobrej relacji, gdy w dziewiątym roku poczułam, że już nie jest dobra– odeszłam.
Nie chcę żyć w fikcji, czy reanimować trupa, bo fajnie z kimś mieszkać, mieć wspólnego psa, kubki i plany na święta.
Jestem samowystarczalna, więc nie muszę się ładować tym, że z kimś jestem. I to nie jest manifest, raczej wielka prośba o zrozumienie. Ja nie wzruszam ramionami i nie przewracam oczami, gdy widzę małżeńską kłótnię, nie mówię, że ktoś się powinien rozstać i w ogóle, jak on tak może żyć.
Dlaczego w drugą stronę to nie działa? Dlaczego widzę współczujące spojrzenia, westchnięcia, gdy jadę sama na wakacje. Kocham samotne wakacje, naprawdę.
Lubię też wolność, niezależność, decyzyjność i wiele rzeczy, których bywa, że w małżeństwach nie ma. Bywa? Często nie ma.
I dziękuję, nie chcę dzieci
Ale to wszystko nie jest równoznaczne z tym, że nie potrzebuje zabawy, adoracji, miłej kolacji, wspólnego filmu, czy dobrego seksu. Potrzebuję. Może jestem w tym, jak większość mężczyzn. Seks nie oznacza dla mnie preludium miłości. Może, ale nie musi.
I uwierzcie, naprawdę mi dobrze. Nie swatajcie mnie ze swoimi kolegami, nie życzcie mi z okazji świąt i urodzin „drugiej połówki”.
Czasem spojrzyjcie na siebie. Czy żyjecie moim życiem dlatego, że boicie się spojrzeć na własne?