Choć w społecznej świadomości funkcjonuje głównie jako kobieta-szpieg, można o niej powiedzieć o wiele więcej. Nowoczesna, egzotyczna i intrygująca, stała się symbolem seksu i istną „femme fatale” ówczesnego świata. Skazano ją za podwójne szpiegostwo. Kiedyś uwodziła oficerów i wysoko przywódców. Dziś uwodzi naszą wyobraźnię. Gdyby mogła jeszcze przemówić…
Tajemnica
W mojej historii jest mnóstwo niejasności i brakujących faktów, dążyłam do tego świadomie. Sama tego chciałam, pławiłam się w tej atmosferze tajemniczości i kochałam luksus. To prawda, moich kochanków doprowadzało to do szaleństwa, a pierwszego męża prawie do bankructwa. Naprawdę nazywam się Margareta Gertruda Zelle i tak, wyszłam za mąż z wyrachowania, chyba nie ma w tym nic zaskakującego, prawda?
Z resztą, nie miałam innego wyjścia. Powód był prosty. W wieku 17 lat,wdałam się w naiwny romansu z moim nauczycielem. Ot, głupia chwila zapomnienia, ale kosztowała mnie bardzo dużo. Wydalono mnie ze szkoły. Jedyną szansą na życie na poziomie, o jakim marzyłam, stało się zdobycie bogatego męża. Całymi dniami przeszukiwałam ogłoszenia matrymonialne, aż w końcu znalazłam jego. Starszego o ponad 20 lat oficera. Niewiele myśląc, wysłałam mu swoje zdjęcie, instynktownie wiedziałam, że go zaintryguję. Nie myliłam się, wkrótce był mój. Małżeństwo zawarliśmy po czterech miesiącach znajomości i doczekaliśmy się dwójki dzieci. Owszem, zdradzałam. Ale czy kiedykolwiek mówiłam, że będę wierna?
Zawsze ten sam schemat. On – rozwalony, nagi, wielki, ze sterczącym buhajskim bindasem i ja – jęcząca, zagryzająca wargi, z rozstawionymi nogami, nadstawiająca się na wszystkie sposoby. A mąż: pan i władca; pan – żąda! Utrzymuje, płaci, więc żąda!
To nie było ani życie, ani miłość dla mnie. Zdradzałam z młodszymi oficerami. Skończyło się tak, jak powinno się skończyć. Wzięliśmy rozwód, on zatrzymał naszą córkę przy sobie. Wyjechałam do Paryża, miasta obietnic. Tam mogłam być wreszcie naprawdę wolna. Nie sądziłam, że za tę wolność, będę musiała zapłacić tak wysoką cenę.
W każdym razie, udało mi się stworzyć siebie na nowo, stać się intrygującą kobietą o wielu twarzach. Czy któraś z nich była prawdziwa? Każdemu z moich kochanków opowiadam inną historię. Dla każdego jestem spełnieniem marzeń. Ale kim jestem naprawdę? Chyba wszystkim po trochu. Lub niczym z tych rzeczy.
Kiedy już jako tancerka stałam się sławna, wymyśliłam sobie swoją legendę. Przybrałam pseudonim, który miał intrygować. Cóż znaczy Mata Hari? Oko słońca. A że fantazjowałam w wywiadach, koloryzowałam? Paryż kochał egzotykę, a ja chciałam wziąć go szturmem. Udało się.
Taniec
O, nie, skąd! Nigdy nie umiałam dobrze tańczyć. Ludzie przychodzili mnie oglądać, bo byłam pierwszą, która ośmieliła się publicznie występować zupełnie nago. Artyzm? Nie sądzę. Chyba, że kobiece, nagie ciało uznać za sztukę.
Cóż, nagość była dla mnie wówczas jedyną szansą, by wybić się z tego nieznośnego światka paryskich prostytutek, by zaistnieć i opuścić te żałosne knajpki i tanie hotele. By stać się kimś więcej. Marzyłam, że pewnego dnia stanę się dobrze opłacaną, luksusową kurtyzaną, a bogaci mężczyźni będą spełniać moje zachcianki. Miałam pomysł, zaczęłam tańczyć.
To prawda, sama wymyślałam układy do moich występów. Wyobraż sobie ten wieczór: na sali światła są przygaszone do momentu kiedy wstępuję na scenę ozdobioną girlandami z kwiatów. Rozlegają się okrzyki zachwytu. Woń wschodnich kadzideł, łagodne dźwięki nastrojowej wschodniej muzyki i ja: gwiazda. Nikt nie umiał tak budować erotycznego napięcia. Uwodzę moim tańcem, powoli rozgrzewam atmosferę. Na koniec zdzieram z siebie spowijające mnie woale. Staję przed publicznością w samej biżuterii.
Giętka niczym liana, pręży się jak wąż zahipnotyzowany dźwiękami fletu zaklinacza. Czasem jej elastyczne ciało jakby bucha strzelistym płomieniem, by nagle zastygnąć w środku swawoli w jakimś brutalnym geście. Mata zrywa klejnoty okrywające jej piersi, a jej nagie ciało rzuca ekstatycznie drżący cień. Uderza powietrze rozrzuconymi ramionami, jej długie, ciężkie włosy chłoszczą nieustępliwą noc. Tak napisał o mnie krytyk teatralny, Edouard Lepage i przyniósł mi do garderoby białe róże. A Paryżanie dali się uwieść.
Uroda
Niebanalna. Szczupła i wysoka, elastyczna i zgrabna jak dzikie zwierzę, o włosach w kolorze granatowej czerni. Taka byłam. Udało mi się sprawić, żeby uwierzono, że w moich żyłach płynie krew hinduskiej księżniczki. Moje ruchy, miękkie, kocie i szalenie kobiece fascynowały swoją zwinnością zarówno mężczyzn jak i kobiety. U tych pierwszych wzbudzały zachwyt, u drugich zawiść. Obu uczuć doświadczyłam. Był czas, że traktowano mnie jak zjawisko, noszono na rękach. Te moje dziwne, „nieeuropejskie” rysy były magiczne. Na krótką chwilę stała się kobietą pożądaną i rozpalającą wyobraźnię najważniejszych figur na europejskich salonach. A potem…
Mogłam w dostatku dożyć późnych lat starości. Być może czekało mnie jeszcze szczęście w miłości. Ale pragnęłam więcej. Zaplatałam się w tę grę wywiadów. Chciałam dostatniego życia, a szpiegostwo miało mi zapewnić ku temu odpowiednie środki. Przyznaję, zlekceważyłam ryzyko. Zaoferowano mi kwoty, o których wcześniej mogłam marzyć. Potem sprawy potoczyły się szybko. Uznano mnie za agentkę wywiadu niemieckiego i francuskiego. Wyrok przyjęłam z godnością. Kiedy stanęłam przed plutonem egzekucyjnym, poprosiłam, by nie zawiązywano mi oczu. Patrzyłam na tych 12 chłopców, którzy mierzyli w moim kierunku. Spośród 12 żołnierzy, którzy do mnie strzelali, tylko jeden strzał trafił w serce. Pozostali woleli spudłować.