Dziennikarka i psychoterapeutka rozmawiają o tym, kim jest i co ćpa współczesny nastolatek. To rozmowa bez tabu i zbędnego mentorstwa. Dziś pacjentami Monaru są dzieci prawników i lekarzy. To nie margines. Dlatego warto znać odpowiedzi na podstawowe pytania: co zrobić, gdy znajdę w plecaku nastolatka jointa? A co jeśli to będą tabletki lub biały proszek? A jeśli dowiem się, że dzieciak jest dilerem? Jak z nim rozmawiać? Jak reagować? Czy powiadomić szkołę? Mamy dla was fragment wywiadu z nowej książki „HajLand. Jak ćpają nasze dzieci”, Wielka Litera.
1. Jakie sygnały w zachowaniu dziecka powinny nas zaniepokoić?
Jest kilka znaków, które powinny zainteresować rodzica, ale musimy pamiętać, że każdy z nich może być mylnym tropem i świadczyć o czymś zupełnie innym niż zażywanie narkotyków – choćby o depresji czy zawodzie miłosnym. To oznacza także, że brak jakiegokolwiek sygnału wcale nie daje gwarancji, że dziecko niczego nie bierze. Ale żeby zauważyć zmiany, trzeba wiedzieć, co jest punktem wyjściowym. (…)
Na co jeszcze uważać?
Na ciało – nagłe chudnięcie lub tycie. Nasilony apetyt na zmianę z jadłowstrętem. Warto być czujnym, gdy dziecko nagle zmienia środowisko, starych kolegów zastępuje nowymi, których w dodatku nie chce nam przedstawić. Gdy odrzuca rzeczy, które bardzo lubiło – wybiera inną subkulturę, rezygnuje z uprawiania sportu, porzuca pasję i hobby, modyfikuje styl ubierania. Przestaje dbać o higienę i wszystko mu jedno, co ma na sobie, choć dotychczas wygląd był dla niego ważny. Do tego pogorszenie ocen, wagarowanie, agresja, unikanie wzroku podczas rozmowy, przewrażliwienie na każdą negatywną informację zwrotną. Zaczerwienione, przekrwione oczy, powiększone lub pomniejszone źrenice – to powinno przykuć naszą uwagę. (…)
Wielu rodziców naprawdę nie widzi tego, czego nie chce zobaczyć. Bo każdy taki sygnał to cios dla ich ego. Dlatego łatwiej zaczarować rzeczywistość, niż zmierzyć się z problemem. Pacjenci Monaru podczas terapii licytują się, jak długo ich starzy dawali się robić w bambuko.
Jeden chłopak w przydomowej szklarni hodował krzaki marihuany i przez cały sezon wciskał matce kit, że to kalifornijska odmiana pomidorów. Inny opowiadał, że udało mu się wmówić rodzicom, że jego czerwone oczy i spowolniona mowa to wynik wiosennej alergii. Gdy zimą objawy nie minęły, powiedział, że to rzadki rodzaj zapalenia spojówek i w necie przeczytał, że może trwać nawet całe życie. Pamiętam też dziewczynę, która w drodze ze szkoły moczyła kostium w parkowej fontannie, a potem przy rodzicach teatralnie go rozwieszała, tłumacząc, że była na basenie. Powiększone źrenice i kichanie zrzucała na działanie chloru.
2. Co robić, gdy zauważymy, że dziecko eksperymentuje z używkami?
(…) Jest różnica pomiędzy tym, czy znajdziemy wielki worek zioła, do tego wagę i plastikowe torebki, czy jednego jointa. Ale w żadnym z tych przypadków nie panikujmy.
Zacznijmy od pojedynczego jointa. Albo szklanej lufki nabitej suszem.
Skoro to marihuana i zdarza się to pierwszy raz, nie ma co dramatyzować, ale w głowie powinna nam się włączyć czerwona lampka. Od teraz warto bacznie obserwować zachowanie dziecka. Może byłoby dobrze przypomnieć mu, że nie jesteśmy idiotami i widzimy, co się dzieje. Czasem nie trzeba słów, wystarczy wymowne spojrzenie, żeby dziecko zrozumiało, że właśnie wysłaliśmy mu poważne ostrzeżenie. Komunikat ma być jasny: „To nie są jaja. Nie podoba mi się, co robisz, i nie ma na to zgody”.
Płacz? Panika? Inne skrajne emocje?
Histeria to nigdy nie jest dobry pomysł. Może lepiej wypłakać się w rękaw mężowi albo koleżance, ale przy dziecku zachowajmy zimną krew.
A gdy nieletni wraca z imprezy i wygląda na to, że nie tylko pił piwo?
W nocy rozmowa nie ma sensu. Przede wszystkim trzeba, nomen omen, trzeźwo ocenić sytuację i upewnić się, że dzieciak nie potrzebuje pomocy. Jeżeli jest z nim kontakt, sprawdź, czy ma świadomość, czy jest stabilny emocjonalnie, czy nie ma stanów lękowych lub psychotycznych. Dobrze, żeby wziął prysznic przed snem, jeśli będzie w stanie. Należy też zadbać o nawodnienie – podaj mu herbatę lub wodę. A najlepiej elektrolity. W tym momencie nie ma co robić wielkiego halo, bo awanturą nic nie wskórasz. W przyszłości lepiej, żeby nawet najbardziej nachlany czy naćpany wracał do domu, niż miał się ukrywać, spać u kolegów albo nie wiadomo gdzie się podziewać.
3. A co robić następnego dnia?
Przywitać dziecko z uśmiechem na twarzy. A potem zorganizować długą wycieczkę rowerową albo wielkie sprzątanie.
Czyli mam zaakceptować takie ekscesy?
Wbrew pozorom to dobrze, że dziecko eksperymentuje i popełnia różne błędy. To naturalne zachowania na pewnym etapie rozwoju, potrzebne do prawidłowego kształtowania się osobowości, więc zadbaj, żeby czuło się w tym bezpiecznie.
A jeśli jego stan w nocy nie będzie stabilny?
Jeżeli masz obawy, że w nocy może się coś wydarzyć, lepiej przy nim czuwać. Niekiedy pod wpływem środków odurzających ktoś postanowi, że będzie fruwał, i wyskoczy z okna albo zaatakuje rodzica, myśląc, że to potwór. To marginalne przypadki, ale jednak się zdarzają, zwłaszcza od kiedy na rynku królują nowe substancje psychoaktywne. Jeśli stan jest krytyczny – zauważasz palpitacje serca, problem z oddychaniem, duszności, przyspieszony lub bardzo spowolniony oddech – natychmiast dzwoń po pogotowie. Zanim zabiorą dziecko do szpitala, radzę sprawdzić, czy nie ma przy sobie narkotyków. Lepiej, żeby to rodzice je znaleźli i zutylizowali, niż lekarze. O ile bowiem zażywanie nie jest wedle polskiego prawa karalne, o tyle posiadanie już tak, więc medycy będą musieli powiadomić policję. Oczywiście nie jest powiedziane, że dziecko trafi do szpitala. Być może ratownicy na miejscu podadzą blokery toksyn, ustabilizują krążenie i oddech. Skończy się na kroplówce.
4. A jeśli znajdę przy dziecku narkotyki? Woreczek z proszkiem albo tabletki?
To już duży kaliber. Skoro dziecko nosi towar przy sobie, to znaczy, że najprawdopodobniej zażywa na co dzień, a nie tylko na imprezach, gdy je ktoś poczęstuje. Albo, co gorsza, samo diluje, czyli handluje prochami.
Pamiętam historię Pawła, który zadzwonił do ojca i powiedział: „Wyjmij pięćdziesiąt tysięcy z pudełka na buty, które schowałem w szafie, i przywieź na komendę. Dogadałem się z prokuratorem i nie pójdę siedzieć za handel”. Ojciec ni- czego nie podejrzewał – ani że syn handluje, ani że ma tyle pieniędzy.
Gdy spytam, skąd dziecko ma narkotyki, pewnie skłamie.
Zapewne będzie się tłumaczyło, że przetrzymuje dla kolegi, który wpadł w kłopoty, ale nie dajmy się zwieść. Nawet jeśli to prawda, w co wątpię, to znak, że ma duży problem z asertywnością, bo ryzykuje swoje bezpieczeństwo dla akceptacji otoczenia. Wówczas kończą się żarty i musimy przedsięwziąć zdecydowane kroki. To niełatwa chwila dla rodziców, bo właśnie teraz powinni zbroić się do walki, tymczasem konfrontują się z własną bezradnością. Pojawiają się trudne emocje, poczucie winy, pytania: dlaczego moje dziecko, co zrobiłam źle. Dlatego warto przygotować się na każdy scenariusz. To moment, kiedy poza wyrażeniem dezaprobaty powinniśmy ustalić nowe zasady gry i nieprzekraczalne granice.
Jak?
Ustalić, z kim może się spotykać, a z kim nie, o której wraca do domu i co robi w wolnym czasie. Ale najważniejsze, żeby nie stracić z dzieckiem kontaktu. Zalecam zebrać w głowie wszystkie obserwacje i podejrzenia i udać się na konsultację do poradni leczenia uzależnień. Tam dowiemy się, jak bardzo sytuacja jest poważna i jakie podjąć dalsze kroki. Specjalista pomoże stworzyć plan działania i uczuli nas na ważne kwestie. Musimy wiedzieć, że gdy skonfrontujemy dziecko z problemem, w samoobronie będzie odwracać kota ogonem i uderzy tam, gdzie najbardziej nas boli. Nie zawaha się wyciągnąć rodzinnych brudów, wywołać w nas poczucia winy i zrzucić na dorosłych całą odpowiedzialność. Możemy polec, a właśnie teraz nie powinniśmy się poddać. „Gdybyście poświęcali mi czas…”, „Gdybyście nie mieli mnie w dupie…”, „Zmusiliście mnie do tego…” – musimy być gotowi na takie zarzuty. Nasze dziecko będzie się bronić, a najlepszą obroną jest atak. Używam nomenklatury bojowej, ale to nie może być walka. Wciąż jesteśmy po jego stronie i gramy do jednej bramki. Musimy zakładać najgorsze, ale starajmy się dowiedzieć, jaka jest przyczyna problemu. Może dziecko wpadło w kłopoty? Może ktoś je szantażuje? A może po prostu czuje się bardzo samotne?
Ale to sposób, żeby wytłumaczyć sobie porażkę.
Nie chodzi o to, żeby je usprawiedliwiać, ale bywają różne sytuacje. Pewien diler opowiedział mi, że dla zysku finansowego zaczyna się handlować prochami dopiero później, gdy poczujesz smak szybkich pieniędzy. Handel w szkole, w liceum daje wysoką pozycję w grupie, prestiż i szacunek. Diler jest wszystkim potrzebny, ludzie ze szkoły i z osiedla go znają i zapraszają na każdą imprezę. Skoro dziecko w ten sposób zdobywa status w grupie, dlaczego tak desperacko tego potrzebuje?
Albo inny przykład: ekipa z ostatniej klasy liceum uwzięła się na pierwszaka i pod groźbą spuszczenia łomotu kazali mu rozprowadzać towar. Gdy chciał z tym skończyć, zaczęli podwyższać mu wypłatę, manipulowali nim za pomocą tekstów w stylu „tylko lamus nie chciałby tyle dostawać”. I faktycznie, gdy zaczynasz liczyć pieniądze, okazuje się, że w jeden dzień możesz skasować tyle, ile rodzice w miesiąc. Wielu pacjentów wyznaje, że właśnie za szybkim i łatwym zarobkiem tęsknią najbardziej. „Mam za trzy tysiące zaiwaniać w Biedronce, kiedy mogę mieć trzydzieści w prostszy sposób?”
5. Gdy już wiem, że dziecko ma coś wspólnego z biznesem narkotykowym, powinnam powiadomić szkołę?
W idealnym świecie zalecałabym rozmowę z nauczycielem, dyrektorem albo innymi rodzicami ze środowiska rówieśniczego. Ale bądźmy realistami – to może brutalnie obrócić się przeciwko naszemu dziecku. Wyobraź sobie sytuację, że rodzic, który znajduje narkotyki u syna, zagaja na forum rodziców, żeby wspólnie z nimi przyjrzeć się problemowi. Uprzedza, że według jego wiedzy kilka osób z klasy jest w to zaangażowanych, licząc, że rodzice wraz z nauczycielami wymyślą, w jaki sposób temu zaradzić. Ale jak to w życiu bywa, dobra wola nie zostaje doceniona. Kończy się na plotkach w stylu „to patologia, po matce widać, że pije” i zakazie kolegowania się z wymienionym chłopcem. Ostatecznie dyrektor chce go wydalić ze szkoły, tłumacząc, że ma związane ręce, a rodzice innych uczniów żądają zdecydowanych ruchów. Sprawa ma „polubowny” finał: rodzice wypisują syna ze szkoły na własne życzenie. Temat został zamieciony pod dywan, dyrektor, przynajmniej na jakiś czas, pozbył się problemu. Przecież nie mógł pozwolić, żeby szkoła spadła w rankingu!
Dlatego interwencje szkoły, policji zostawmy sobie na później, na wypadek gdyby sprawa okazała się tak poważna, że trzeba będzie sięgać po kolejne narzędzia. Na razie należy pokazać dziecku, że jesteśmy drużyną. Jak zaczniemy skarżyć i donosić, wejdziemy z nim na wojenną ścieżkę. A pamiętajmy, że walczymy z narkotykami, nie z córką czy synem.
6. Trudno zachować zimną krew, gdy dziecko nas szantażuje.
Możemy być prawie pewni, że zacznie. Zaraz po tym, gdy wprowadzimy ścisłe ograniczenia i kontrole, dowiemy się, że traktujemy je jak zwierzę w klatce i łamiemy prawa człowieka. Nieomal zawsze padają groźby: „Jak mi nie dasz pieniędzy, to zrobię sobie krzywdę”, „Jak mnie nie wypuścisz z domu, to się zabiję”.
Blefuje.
Ja radzę każdą groźbę samobójczą traktować poważnie.
I co wtedy?
Dzwonić na pogotowie.
Dziecko poczuje się zdradzone.
Wolisz, żeby skoczyło z okna? Jesteśmy w światowej czołówce, jeśli chodzi o liczbę prób samobójczych osób w wieku od trzynastu do dziewiętnastu lat. W Polsce najpowszechniejszą przyczyną śmierci osób do osiemnastego roku życia są właśnie samobójstwa.
Według wyników badania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę z 2018 roku co szósty nastolatek przynajmniej raz się okaleczał, a siedem procent badanych przynajmniej raz próbowało popełnić samobójstwo. Z policyjnych statystyk wynika, że rocznie odbiera sobie życie około pół tysiąca młodych osób. A pandemia COVID19 spowodowała, że te liczby zaczynają szybować w górę. Nie wolno nam tego lekceważyć. Myślę, że każdy rodzic, który w ten sposób stracił dziecko, do końca życia będzie żałował, że w odpowiednim czasie nie zadzwonił pod numer 112.
A jeśli jednak nas tylko straszy?
Tylko? Najwyższy czas go tego oduczyć. Nie dopuśćmy do szantażu emocjonalnego. Paradoksalnie to obojętnością możemy wywołać tragedię. Nawet jeśli dziecko na początku nie chciało zrobić sobie krzywdy, być może posunie się do tego kroku trochę nam na złość. Choćby po to, żeby udowodnić, że jego słowa są ważne i należy brać je na serio. (…)
7. Gdzie leży granica między młodzieńczymi eksperymentami z używkami a prawdziwym uzależnieniem?
Kluczem jest utrata kontroli. Młody człowiek zaczyna lekceważyć to, co dotąd było dla niego istotne, porzuca swoje pasje i dotychczasowych znajomych, olewa nawet ukochanego psa i babcię, przed którą do tej pory miał najwięcej pokory. Wiadomo: można być buntownikiem i łobuzem, ale u babci na niedzielnym obiedzie każdy trzyma fason. Zaczyna zaniedbywać podstawowe czynności – zapomina o tym, żeby się wykąpać czy umyć zęby. To nie jest śmieszne, bo w uzależnieniu przychodzi moment, gdy jest wszystko jedno, jak się wygląda, czy ma się świeże majtki, czy wczorajsze. Niebezpieczna jest chwila, kiedy zaczyna się kłamać wszystkim wokół, żeby ukryć problem. Rzecz jasna rodzice są po to, żeby mieć przed nimi tajemnice, ale tu nie chodzi tylko o nich, bo okłamuje się nawet tych, którzy dotychczas byli w najbliższym kręgu zaufania: kumpli, przyjaciół. I przede wszystkim samego siebie.
Specjaliści posługują się listą wytycznych, które obejmują sześć kryteriów diagnostycznych, a gdy ktoś spełnia przynajmniej trzy z nich, to możemy wnioskować o uzależnieniu.
Pierwszy jest przymus, czyli poczucie, że „jeśli zaraz nie wezmę, to zwariuję”, przekonanie, że nie jestem w stanie tego kontrolować. Potem powtarzalność i kontynuacja, czyli kiedy mimo doświadczanych szkód zdrowotnych i społecznych bierze się kolejne dawki. Rezygnacja z rzeczy ważnych i dotychczasowych zwyczajów na rzecz używek. Zespół abstynencyjny, gdy po odstawieniu czuje się głód lub – jak to jest po opiatach, alkoholu i lekach – pojawia się prawdziwy ból całego ciała. Zwiększa się tolerancja na substancję, czyli potrzeba jej więcej, aby uzyskać ten sam efekt. I wreszcie przyjmowanie narkotyków po to, żeby zniwelować objawy odstawienia. (…)
8. A jeśli okaże się, że nasze dziecko jest uzależnione?
(…) jeśli sytuacja jest kryzysowa, tym bardziej będzie nam potrzebne profesjonalne wsparcie. Nie zwykle trudno jest przejść przez to samemu. Obowiązuje ta sama zasada co w samolocie – najpierw pomagamy sobie, zakładając maskę z tlenem, a później innym. (…)
Wejdziemy w świat problemów, bólu i emocji, których do tej pory nawet sobie nie wyobrażaliśmy. Dlatego od początku należy racjonalnie zaplanować kolejne kroki i prze- widzieć ich następstwa. Na ogół rodzice stawiają ostre ultimatum, którego nie są gotowi spełnić. A w walce z nałogiem to konsekwencja jest najważniejsza. Odgrażają się, że przestaną płacić za jedzenie, zabiorą pieniądze, wymienią zamki w drzwiach, lecz na ogół nie mają gotowości na takie ruchy.
Dziecko to wykorzysta i zaczną się emocjonalne przepychanki, branie na litość, agresja i szantaż.
Dlatego podkreślę to jeszcze raz: pomoc profesjonalisty jest potrzebna nie tylko choremu, lecz także rodzinie. Gdy uzależnienie zacznie się pogłębiać, przyjdzie niełatwy moment, kiedy najlepsze, co będziemy mogli zrobić, to pozwolić, żeby dziecko poniosło konsekwencje swoich działań. Uzależnienie polega na tym, że traci się kontrolę nad swoim zachowaniem. Podjęcie decyzji o próbie zmiany jest niewygodne i trudne, więc niewiele osób się na to decyduje, a jeszcze mniej potrafi wytrwać w swoim postanowieniu. Zwłaszcza że mechanizmy nałogowe nie mają nic wspólnego z podejmowaniem decyzji. Dlatego trzeba doprowadzić do sytuacji, kiedy trwanie w uzależnieniu robi się dużo bardziej niewygodne niż wysiłek związany z podjęciem leczenia.
9. Narkoman musi sięgnąć dna, żeby się od niego odbić?
Nie lubię tego powiedzenia. Bywa, że dno jest grząskie i człowiek nie ma się od czego odbić, za to zapada się coraz głębiej i głębiej. Ale niestety przyjdzie moment, gdy najbliższe otoczenie uzależnionego będzie bezsilne. Wtedy jedyne, co rodzic będzie mógł zrobić, to obserwować, jak jego dziecko tonie.
dr Maria Banaszak – certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna i badaczka społeczna. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego oraz Freie Universität Berlin. Pracuje w Ośrodku Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień Monar w Głoskowie. Dyrektor Hostelu dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi, pełnomocnik Zarządu Głównego Stowarzyszenia Monar ds. badań i rozwoju oraz doradca naukowy przy projektach aplikacji mobilnych służących predykcji i zapobieganiu nawrotom w uzależnieniach.
Agata Jankowska – dziennikarka i reportażystka. Pisze dla magazynów „Forbes Woman” i „ELLE Polska”, wcześniej dla tygodnika „Wprost” i „Przekrój”. Nominowana do nagrody Grand Press. Współautorka książki Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta.