Go to content

Co robić, gdy znajdziesz w plecaku dziecka jointa albo biały proszek? 9 ważnych pytań do psychoterapeutki uzależnień

fot. martin-dm/iStock

Dziennikarka i psychoterapeutka rozmawiają o tym, kim jest i co ćpa współczesny nastolatek. To rozmowa bez tabu i zbędnego mentorstwa. Dziś pacjentami Monaru są dzieci prawników i lekarzy. To nie margines. Dlatego warto znać odpowiedzi na podstawowe pytania: co zrobić, gdy znajdę w plecaku nastolatka jointa? A co jeśli to będą tabletki lub biały proszek? A jeśli dowiem się, że dzieciak jest dilerem? Jak z nim rozmawiać? Jak reagować? Czy powiadomić szkołę?  Mamy dla was fragment wywiadu z nowej książki „HajLand. Jak ćpają nasze dzieci”, Wielka Litera.

1. Jakie sygnały w zachowaniu dziecka powinny nas zaniepokoić?

Jest kilka znaków, które powinny zainteresować rodzica, ale musimy pamiętać, że każdy z nich może być mylnym tropem i świadczyć o czymś zupełnie innym niż zażywanie narkotyków – choćby o depresji czy zawodzie miłosnym. To oznacza także, że brak jakiegokolwiek sygnału wcale nie daje gwarancji, że dziecko niczego nie bierze. Ale żeby zauważyć zmiany, trzeba wiedzieć, co jest punktem wyjściowym. (…)

Na co jeszcze uważać?

Na  ciało –  nagłe  chudnięcie  lub  tycie.  Nasilony  apetyt  na zmianę z jadłowstrętem. Warto być czujnym, gdy dziecko nagle zmienia środowisko, starych kolegów zastępuje nowymi,  których  w dodatku  nie  chce  nam  przedstawić.  Gdy  odrzuca rzeczy, które bardzo lubiło – wybiera inną subkulturę,  rezygnuje  z uprawiania  sportu,  porzuca  pasję  i hobby,  modyfikuje styl ubierania. Przestaje dbać o higienę i wszystko  mu  jedno,  co  ma  na  sobie,  choć  dotychczas  wygląd  był  dla  niego  ważny.  Do  tego  pogorszenie  ocen,  wagarowanie,  agresja,  unikanie  wzroku  podczas  rozmowy,  przewrażliwienie na każdą negatywną informację zwrotną. Zaczerwienione, przekrwione oczy, powiększone lub pomniejszone źrenice – to powinno przykuć naszą uwagę. (…)

Wielu rodziców naprawdę nie widzi tego, czego nie chce  zobaczyć.  Bo każdy  taki  sygnał  to  cios  dla  ich  ego.  Dlatego  łatwiej zaczarować rzeczywistość, niż zmierzyć się z problemem. Pacjenci Monaru podczas terapii licytują się, jak długo ich starzy dawali się robić w bambuko.

Jeden chłopak w przydomowej szklarni hodował krzaki marihuany i przez cały sezon wciskał matce kit, że to kalifornijska odmiana pomidorów. Inny  opowiadał,  że  udało  mu  się  wmówić  rodzicom,  że  jego czerwone oczy  i spowolniona  mowa  to  wynik  wiosennej  alergii.  Gdy  zimą  objawy  nie  minęły,  powiedział,  że  to  rzadki  rodzaj  zapalenia spojówek i w necie przeczytał,  że  może trwać nawet całe życie. Pamiętam też dziewczynę, która w drodze ze szkoły moczyła  kostium  w parkowej  fontannie,  a potem  przy  rodzicach teatralnie go rozwieszała, tłumacząc, że była na basenie.  Powiększone źrenice i kichanie zrzucała na działanie chloru.

2. Co robić, gdy zauważymy, że dziecko eksperymentuje z używkami?

(…) Jest różnica pomiędzy tym, czy znajdziemy wielki worek  zioła, do tego wagę i plastikowe torebki, czy jednego jointa. Ale w żadnym z tych przypadków nie panikujmy.

Zacznijmy od pojedynczego jointa. Albo szklanej lufki nabitej suszem.

Skoro to marihuana i zdarza się to pierwszy raz, nie ma co  dramatyzować, ale w głowie powinna nam się włączyć czerwona lampka. Od  teraz warto bacznie  obserwować  zachowanie dziecka. Może byłoby dobrze przypomnieć mu, że nie  jesteśmy idiotami i widzimy, co się dzieje. Czasem nie trzeba  słów, wystarczy wymowne spojrzenie, żeby dziecko zrozumiało,  że  właśnie  wysłaliśmy mu poważne  ostrzeżenie.  Komunikat ma być jasny: „To nie są jaja. Nie podoba mi się, co  robisz, i nie ma na to zgody”.

Płacz? Panika? Inne skrajne emocje?

Histeria to nigdy nie jest dobry pomysł. Może lepiej wypłakać się w rękaw mężowi albo koleżance, ale przy dziecku zachowajmy zimną krew.

A gdy nieletni wraca z imprezy i wygląda na to, że nie tylko pił piwo?

W  nocy  rozmowa  nie  ma  sensu.  Przede  wszystkim  trzeba, nomen omen, trzeźwo ocenić sytuację i upewnić się, że  dzieciak  nie  potrzebuje  pomocy.  Jeżeli  jest  z nim  kontakt,  sprawdź,  czy  ma  świadomość,  czy  jest  stabilny  emocjonalnie,  czy  nie  ma  stanów  lękowych  lub  psychotycznych.  Dobrze, żeby wziął prysznic przed snem, jeśli będzie w stanie.  Należy  też  zadbać  o nawodnienie –  podaj  mu  herbatę  lub  wodę. A najlepiej elektrolity. W tym momencie nie ma co  robić wielkiego halo, bo awanturą nic nie wskórasz. W przyszłości  lepiej,  żeby  nawet  najbardziej  nachlany  czy  naćpany  wracał do domu, niż miał się ukrywać, spać u kolegów albo  nie wiadomo gdzie się podziewać.

3. A co robić następnego dnia?

Przywitać dziecko z uśmiechem na twarzy. A potem zorganizować długą wycieczkę rowerową albo wielkie sprzątanie.

Czyli mam zaakceptować takie ekscesy?

Wbrew  pozorom  to  dobrze,  że  dziecko  eksperymentuje  i popełnia różne błędy. To naturalne zachowania na pewnym  etapie rozwoju, potrzebne do prawidłowego kształtowania się  osobowości, więc zadbaj, żeby czuło się w tym bezpiecznie.

A jeśli jego stan w nocy nie będzie stabilny?

Jeżeli masz obawy, że w nocy może się coś wydarzyć,  lepiej  przy  nim  czuwać.  Niekiedy  pod  wpływem  środków  odurzających  ktoś  postanowi,  że  będzie  fruwał,  i wyskoczy z okna albo zaatakuje rodzica, myśląc, że to potwór. To marginalne przypadki, ale jednak się zdarzają, zwłaszcza od  kiedy  na  rynku  królują  nowe  substancje  psychoaktywne.  Jeśli stan jest krytyczny – zauważasz palpitacje serca, problem  z oddychaniem,  duszności,  przyspieszony  lub  bardzo  spowolniony  oddech –  natychmiast  dzwoń  po  pogotowie. Zanim zabiorą dziecko do szpitala, radzę sprawdzić, czy nie  ma przy sobie narkotyków. Lepiej, żeby to rodzice je znaleźli  i zutylizowali,  niż  lekarze.  O ile  bowiem  zażywanie  nie  jest  wedle  polskiego  prawa  karalne,  o tyle  posiadanie  już  tak,  więc  medycy  będą  musieli  powiadomić  policję.  Oczywiście  nie  jest  powiedziane,  że  dziecko  trafi  do  szpitala.  Być  może  ratownicy  na  miejscu  podadzą  blokery  toksyn,  ustabilizują  krążenie i oddech. Skończy się na kroplówce.

4. A jeśli znajdę przy dziecku narkotyki? Woreczek z proszkiem albo tabletki?

To już duży kaliber. Skoro dziecko nosi towar przy sobie,  to znaczy, że najprawdopodobniej zażywa na co dzień, a nie  tylko na imprezach, gdy je ktoś poczęstuje. Albo, co gorsza,  samo diluje, czyli handluje prochami.
Pamiętam historię Pawła, który zadzwonił do ojca i powiedział: „Wyjmij pięćdziesiąt tysięcy z pudełka na buty, które schowałem w szafie, i przywieź na komendę. Dogadałem  się z prokuratorem i nie pójdę siedzieć za handel”. Ojciec ni- czego  nie  podejrzewał –  ani  że  syn  handluje,  ani  że  ma  tyle  pieniędzy.

Gdy spytam, skąd dziecko ma narkotyki, pewnie skłamie.

Zapewne  będzie  się  tłumaczyło,  że  przetrzymuje  dla  kolegi, który wpadł w kłopoty, ale nie dajmy się zwieść. Nawet jeśli  to  prawda,  w co  wątpię,  to  znak,  że  ma  duży  problem  z asertywnością,  bo  ryzykuje swoje  bezpieczeństwo  dla  akceptacji otoczenia. Wówczas kończą się żarty i musimy przedsięwziąć  zdecydowane  kroki.  To  niełatwa  chwila  dla  rodziców, bo właśnie teraz powinni zbroić się do walki, tymczasem  konfrontują  się  z własną  bezradnością.  Pojawiają  się  trudne  emocje, poczucie winy, pytania: dlaczego moje dziecko, co  zrobiłam źle. Dlatego warto przygotować się na każdy scenariusz.  To  moment,  kiedy  poza  wyrażeniem  dezaprobaty  powinniśmy ustalić nowe zasady gry i nieprzekraczalne granice.

Jak?

Ustalić, z kim może się spotykać, a z kim nie, o której  wraca do domu i co robi w wolnym czasie. Ale najważniejsze,  żeby  nie  stracić  z dzieckiem  kontaktu.  Zalecam  zebrać  w głowie  wszystkie  obserwacje  i podejrzenia  i udać  się  na  konsultację do poradni leczenia uzależnień. Tam dowiemy  się,  jak  bardzo  sytuacja  jest  poważna  i jakie  podjąć  dalsze  kroki. Specjalista pomoże stworzyć plan działania i uczuli nas  na ważne kwestie. Musimy wiedzieć, że gdy skonfrontujemy dziecko z problemem, w samoobronie będzie odwracać kota ogonem i uderzy tam, gdzie najbardziej nas boli. Nie zawaha  się wyciągnąć rodzinnych brudów, wywołać w nas poczucia winy i zrzucić na dorosłych całą odpowiedzialność. Możemy  polec, a właśnie teraz nie powinniśmy się poddać. „Gdybyście poświęcali mi czas…”, „Gdybyście nie mieli mnie w dupie…”, „Zmusiliście mnie do tego…” – musimy być gotowi  na  takie  zarzuty.  Nasze  dziecko  będzie  się  bronić,  a najlepszą obroną jest atak. Używam nomenklatury bojowej, ale to  nie może być walka. Wciąż jesteśmy po jego stronie i gramy do  jednej  bramki.  Musimy  zakładać  najgorsze,  ale  starajmy  się dowiedzieć, jaka jest przyczyna problemu. Może dziecko wpadło w kłopoty? Może ktoś je szantażuje? A może po prostu czuje się bardzo samotne?

Ale to sposób, żeby wytłumaczyć sobie porażkę.

Nie chodzi o to, żeby je usprawiedliwiać, ale bywają różne  sytuacje. Pewien diler opowiedział mi, że dla zysku finansowego zaczyna się handlować prochami dopiero później, gdy poczujesz  smak  szybkich  pieniędzy.  Handel  w szkole,  w liceum  daje  wysoką  pozycję  w grupie,  prestiż  i szacunek.  Diler  jest  wszystkim potrzebny, ludzie ze szkoły i z osiedla go znają i zapraszają na każdą imprezę. Skoro dziecko w ten sposób zdobywa status w grupie, dlaczego tak desperacko tego potrzebuje?

Albo inny przykład: ekipa z ostatniej klasy liceum uwzięła  się na pierwszaka i pod groźbą spuszczenia łomotu kazali mu  rozprowadzać towar. Gdy chciał z tym skończyć, zaczęli podwyższać  mu  wypłatę,  manipulowali  nim  za  pomocą  tekstów  w stylu „tylko lamus nie chciałby tyle dostawać”. I faktycznie,  gdy  zaczynasz  liczyć  pieniądze,  okazuje  się,  że  w jeden  dzień możesz skasować tyle, ile rodzice w miesiąc. Wielu pacjentów wyznaje, że właśnie za szybkim i łatwym zarobkiem  tęsknią najbardziej. „Mam za trzy tysiące zaiwaniać w Biedronce, kiedy mogę mieć trzydzieści w prostszy sposób?”

5. Gdy już wiem, że dziecko ma coś wspólnego z biznesem narkotykowym, powinnam powiadomić szkołę?

W  idealnym  świecie  zalecałabym  rozmowę  z nauczycielem,  dyrektorem albo  innymi  rodzicami  ze  środowiska  rówieśniczego. Ale bądźmy realistami – to może brutalnie obrócić  się  przeciwko  naszemu  dziecku.  Wyobraź  sobie  sytuację, że rodzic, który znajduje narkotyki u syna, zagaja na  forum  rodziców,  żeby  wspólnie  z nimi  przyjrzeć  się  problemowi.  Uprzedza,  że  według  jego  wiedzy  kilka  osób  z klasy jest w to zaangażowanych, licząc, że rodzice wraz z nauczycielami  wymyślą,  w jaki  sposób  temu  zaradzić.  Ale  jak  to w życiu bywa, dobra wola nie zostaje doceniona. Kończy  się  na  plotkach  w stylu  „to  patologia,  po  matce  widać,  że  pije”  i zakazie  kolegowania  się  z wymienionym  chłopcem.  Ostatecznie  dyrektor  chce  go  wydalić  ze  szkoły,  tłumacząc,  że  ma  związane  ręce,  a rodzice  innych  uczniów  żądają  zdecydowanych ruchów. Sprawa ma „polubowny” finał: rodzice wypisują syna ze szkoły na własne życzenie. Temat został  zamieciony pod dywan, dyrektor, przynajmniej na jakiś czas,  pozbył się problemu. Przecież nie mógł pozwolić, żeby szkoła spadła w rankingu!

Dlatego  interwencje  szkoły,  policji  zostawmy  sobie  na  później, na wypadek gdyby sprawa okazała się tak poważna,  że trzeba będzie sięgać po kolejne narzędzia. Na razie należy  pokazać  dziecku,  że  jesteśmy  drużyną.  Jak  zaczniemy  skarżyć i donosić, wejdziemy z nim na wojenną ścieżkę. A pamiętajmy, że walczymy z narkotykami, nie z córką czy synem.

6. Trudno zachować zimną krew, gdy dziecko nas szantażuje.

Możemy być prawie pewni, że zacznie. Zaraz po tym, gdy wprowadzimy  ścisłe  ograniczenia  i kontrole,  dowiemy  się,  że traktujemy je jak zwierzę w klatce i łamiemy prawa człowieka. Nieomal zawsze padają groźby: „Jak mi nie dasz pieniędzy,  to  zrobię  sobie  krzywdę”,  „Jak  mnie  nie  wypuścisz  z domu, to się zabiję”.

Blefuje.

Ja radzę każdą groźbę samobójczą traktować poważnie.

I co wtedy?

Dzwonić na pogotowie.

Dziecko poczuje się zdradzone.

Wolisz, żeby skoczyło z okna? Jesteśmy w światowej czołówce, jeśli chodzi o liczbę prób samobójczych osób w wieku od trzynastu do dziewiętnastu lat. W Polsce najpowszechniejszą  przyczyną  śmierci  osób  do  osiemnastego  roku  życia  są właśnie samobójstwa.
Według  wyników  badania  Fundacji  Dajemy  Dzieciom  Siłę  z 2018  roku  co  szósty  nastolatek  przynajmniej  raz  się  okaleczał,  a siedem  procent  badanych  przynajmniej  raz  próbowało  popełnić  samobójstwo.  Z policyjnych  statystyk  wynika,  że  rocznie  odbiera  sobie  życie  około  pół  tysiąca  młodych osób. A pandemia COVID­19 spowodowała, że te  liczby zaczynają szybować w górę. Nie wolno nam tego lekceważyć. Myślę, że każdy rodzic, który w ten sposób stracił  dziecko, do końca życia będzie żałował, że w odpowiednim  czasie nie zadzwonił pod numer 112.

A jeśli jednak nas tylko straszy?

Tylko?  Najwyższy  czas  go  tego  oduczyć.  Nie  dopuśćmy  do  szantażu emocjonalnego.  Paradoksalnie  to  obojętnością  możemy wywołać tragedię. Nawet jeśli dziecko na początku  nie  chciało  zrobić  sobie  krzywdy,  być  może  posunie  się  do  tego  kroku  trochę  nam  na  złość.  Choćby  po  to,  żeby  udowodnić, że jego słowa są ważne i należy brać je na serio. (…)

7. Gdzie leży granica między młodzieńczymi eksperymentami z używkami a prawdziwym uzależnieniem?

Kluczem  jest  utrata  kontroli.  Młody  człowiek  zaczyna  lekceważyć to, co dotąd było dla niego istotne, porzuca swoje pasje i dotychczasowych znajomych, olewa nawet ukochanego psa i babcię, przed którą do tej pory miał najwięcej pokory.  Wiadomo:  można  być  buntownikiem  i łobuzem,  ale  u babci na niedzielnym obiedzie każdy trzyma fason. Zaczyna  zaniedbywać  podstawowe  czynności –  zapomina  o tym,  żeby  się  wykąpać  czy  umyć  zęby.  To  nie  jest  śmieszne,  bo  w uzależnieniu  przychodzi  moment,  gdy  jest  wszystko  jedno, jak się wygląda, czy ma się świeże majtki, czy wczorajsze.  Niebezpieczna jest chwila, kiedy zaczyna się kłamać wszystkim  wokół,  żeby  ukryć  problem.  Rzecz  jasna  rodzice  są  po  to,  żeby  mieć  przed  nimi  tajemnice,  ale  tu  nie  chodzi  tylko  o nich,  bo  okłamuje  się  nawet  tych,  którzy  dotychczas  byli  w najbliższym  kręgu  zaufania:  kumpli,  przyjaciół.  I przede  wszystkim samego siebie.
Specjaliści  posługują  się  listą  wytycznych,  które  obejmują sześć kryteriów diagnostycznych, a gdy ktoś spełnia przynajmniej trzy z nich, to możemy wnioskować o uzależnieniu.

Pierwszy  jest  przymus,  czyli  poczucie,  że  „jeśli  zaraz  nie  wezmę, to zwariuję”, przekonanie, że nie jestem w stanie tego  kontrolować. Potem powtarzalność i kontynuacja, czyli kiedy  mimo doświadczanych szkód zdrowotnych i społecznych bierze się kolejne dawki. Rezygnacja z rzeczy ważnych i dotychczasowych zwyczajów na rzecz używek. Zespół abstynencyjny,  gdy po odstawieniu czuje się głód lub – jak to jest po opiatach,  alkoholu  i lekach –  pojawia  się  prawdziwy  ból  całego  ciała.  Zwiększa  się  tolerancja  na  substancję,  czyli  potrzeba  jej  więcej, aby uzyskać ten sam efekt. I wreszcie przyjmowanie narkotyków po to, żeby zniwelować objawy odstawienia. (…)

8. A jeśli okaże się, że nasze dziecko jest uzależnione?

(…)  jeśli  sytuacja  jest  kryzysowa,  tym  bardziej będzie nam potrzebne profesjonalne wsparcie. Nie­ zwykle trudno jest przejść przez to samemu. Obowiązuje ta  sama zasada co w samolocie – najpierw pomagamy sobie, zakładając maskę z tlenem, a później innym. (…)

Wejdziemy  w świat  problemów,  bólu  i emocji,  których  do  tej  pory  nawet  sobie  nie  wyobrażaliśmy.  Dlatego  od  początku należy racjonalnie zaplanować kolejne kroki i prze- widzieć ich następstwa. Na ogół rodzice stawiają ostre ultimatum, którego nie są gotowi spełnić. A w walce z nałogiem  to  konsekwencja  jest  najważniejsza.  Odgrażają  się,  że  przestaną płacić za jedzenie, zabiorą pieniądze, wymienią zamki  w drzwiach, lecz na ogół nie mają gotowości na takie ruchy.

Dziecko to wykorzysta i zaczną się emocjonalne przepychanki, branie na litość, agresja i szantaż.

Dlatego  podkreślę  to  jeszcze  raz:  pomoc  profesjonalisty  jest  potrzebna  nie  tylko  choremu,  lecz  także  rodzinie.  Gdy  uzależnienie  zacznie  się  pogłębiać,  przyjdzie  niełatwy  moment, kiedy najlepsze, co będziemy mogli zrobić, to pozwolić,  żeby dziecko poniosło konsekwencje swoich działań. Uzależnienie  polega  na  tym,  że  traci  się  kontrolę  nad  swoim  zachowaniem. Podjęcie decyzji o próbie zmiany jest niewygodne i trudne, więc niewiele osób się na to decyduje, a jeszcze  mniej potrafi wytrwać w swoim postanowieniu. Zwłaszcza że  mechanizmy  nałogowe  nie  mają  nic  wspólnego  z podejmowaniem decyzji. Dlatego trzeba doprowadzić do sytuacji, kiedy trwanie w uzależnieniu robi się dużo bardziej niewygodne  niż wysiłek związany z podjęciem leczenia.

9. Narkoman musi sięgnąć dna, żeby się od niego odbić?

Nie  lubię  tego  powiedzenia.  Bywa,  że  dno  jest  grząskie  i człowiek nie ma się od czego odbić, za to zapada się coraz  głębiej i głębiej. Ale niestety przyjdzie moment, gdy najbliższe otoczenie uzależnionego będzie bezsilne. Wtedy jedyne,  co rodzic będzie mógł zrobić, to obserwować, jak jego dziecko tonie.

dr Maria Banaszak – certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna i badaczka społeczna. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego oraz Freie Universität Berlin. Pracuje w Ośrodku Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień Monar w Głoskowie. Dyrektor Hostelu dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi, pełnomocnik Zarządu Głównego Stowarzyszenia Monar ds. badań i rozwoju oraz doradca naukowy przy projektach aplikacji mobilnych służących predykcji i zapobieganiu nawrotom w uzależnieniach.

Agata Jankowska – dziennikarka i reportażystka. Pisze dla magazynów „Forbes Woman” i „ELLE Polska”, wcześniej dla tygodnika „Wprost” i „Przekrój”. Nominowana do nagrody Grand Press. Współautorka książki Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta.