Ilu z nas żyje naprawdę?
Ilu jest martwych, udając, że żyje?
Ilu wśród nas pozbawia się wiary? Nie w Boga, ale w samego siebie?
Ilu z nas unika cierpienia, wybierając to co łatwe, proste i przyjemne?
Ilu żyje w kryzysie, w głębokim poczuciu żalu lub złości? W bezdennym smutku?
Ilu z nas nie widzi drogi wyjścia z sytuacji, w której się znalazło? Nie wie, co zrobić?
Albo wie, ale się boi. Boi się bardziej niż cierpi.
Ilu z nas żyje w kłamstwach, krzywdząc bliskich i krzywdząc siebie?
Ilu z nas żyje w tęsknocie i smutku za tym, co utraciło? Żyje tym, co było, rezygnując z tego, co jest i co może przyjść?
Ilu z nas wybiera strefę komfortu, wyzbywając się prawdziwych uczuć? Pragnień? Marzeń?
Ilu z nas nie wierzy, że mogłoby cokolwiek zmienić? Czeka na cud, a cudu nie ma?
Ilu milczy, gdy trzeba powiedzieć głośno i odważnie, że się nie zgadza?
Ilu z nas wybiera bierne czekanie zamiast działać? Ilu z nas stoi w miejscu, nie robi nic?
Ile dni odchodzi bezpowrotnie, bo zgadzamy się na bylejakość? Tygodni, miesięcy, lat?
Wielu z nas przeżywa Wielkanoc w smutku. Obok odgłosów wesołej krzątaniny tych, którzy są szczęśliwi, oni zderzają się z samotnością, zagubieniem, chaosem. Chcieliby być gdzieś indziej. Nie wiedzą, gdzie chcieliby być. Lub wiedzą i nie mogą być. Tęsknią za tymi, którzy odeszli lub za tymi, których nie ma obok. Święta (każde) są wizualizacją życia, które mogliby mieć, a nie mają.
Pada deszcz. A przecież miało być słońce. Myślą „poczekam na słońce więc”, „jak będzie słońce, zechce mi się żyć”. Jedno słońce mija kolejne, święta za świętami, a żyć się nie chce. Zmiana nigdy nie polega na czekaniu. Jest konfrontacją. Wypełnioną nami i naszym działaniem. Człowiek jak Chrystus symbolicznie umiera w swoim życiu kilka razy, by się odrodzić. Gdy doświadcza odchodzenia, utraty, porzucenia, cierpienia, stanów, których nie potrafi znieść. Zamyka oczy wtedy i przestaje na chwilę oddychać. Mówi sobie, że to koniec. A koniec może być też początkiem, choć to truizm, ale jakże uroczy.
Zmartwychwstanie to piękne słowo. Synonim odrodzenia. Dźwignięcia. Powstania z nicości. Siły. Wiary. Nadziei. Wreszcie nowego życia. Każdy z nas ma szansę dźwignąć się z trudnego. Siłą swojej wiary, psychiki, odwagi i dzięki wsparciu innych ludzi. Każdy z nas zawsze ma szansę – powiedzieć sobie TAK.
Życzę Wam Wszystkim i sobie takiej właśnie wiary. W swojego Boga, w życie, człowieka, w siebie.
Dobrych Świąt.