Gorszy nastrój tłumaczymy pogodą, spadkiem formy. „To chwilowe, zaraz przejdzie” – mówimy, „Wszystko w porządku, po prostu jestem zmęczona, muszę się wyspać” – tłumaczymy.
I choć podskórnie czujemy, że to ani sen, ani chwilowe obniżenie nastroju, to jednak nie wyciągamy ręki po pomoc. A może jednak powinniśmy o siebie zadbać, o sobie pomyśleć.
Nie chodzi tu o wizytę u specjalisty, o szukanie recepty na swoje problemy, ale czasami o rozmowę z przyjaciółką, z najbliższą nam osobą, a czasami chociażby konsultację psychologiczną. To pokaże nam w jak dużym stopniu potrzebujemy pomocy i że proszenie o nią nie jest bezzasadne.
Przyjrzyj się sobie i odpowiedz na poniższe pytania:
-
Czy masz kłopoty ze snem?
Problem z zasypianiem? A może budzisz się w nocy albo wcześnie rano i włóczysz się domu szukając snu. Jak już zaśniesz, to co chwilę się wybudzasz? Często zaburzenia snu sygnalizują nam większy problem. Zaczynasz myśleć o tabletkach na sen, masz poczucie, że dłużej już nie dasz rady nie sypiając? Czasami wystarczy co wieczorny spacer z przyjaciółką i wygadanie się. Jeśli nie? Pomyśl o specjalistycznej pomocy.
-
Czy miewasz kłopoty ze wstaniem z łóżka?
Budzisz się i masz poczucie, że wszystko cię przerasta, że umycie zębów, ubranie się to czynności ponad twoje siły. Nie mówiąc o zrobieniu śniadania dzieciom i wyjściu do pracy. Owszem – wstajesz, robisz to wszystko, ale mechanicznie, z musu, z poczucia obowiązku, ale dajesz z siebie minimum i wycofujesz się z każdej twoim zdaniem już niekoniecznej zupełnie aktywności.
-
Czy mało rzeczy cię cieszy?
Kiedyś cieszyło cię wiele rzeczy, uśmiechałaś się do pani w sklepie, czy kierowcy w autobusie. A teraz wbijasz wzrok w ziemię zajęta własnymi myślami, jakbyś chciała być niewidzialna? Nie tłumacz tego słabszym czasem, zmęczeniem, bo źle ostatnio sypiasz.
-
Czy rzeczy, które cieszyły cię dotychczas, nie wprawiają cię w dobry humor?
Łatwiej było cię wcześniej rozśmieszyć? Były rzeczy, które niemal zawsze wywoływały twój uśmiech – chichrające się dzieci, poczucie humoru męża, scenki ulubionego kabaretu? Teraz nawet nie szukasz powodów do radości, chcesz być smutna i koniec. Nie widzisz powodów, dla których ten stan rzeczy miałabyś zmienić?
-
Czy masz kłopoty z apetytem?
Najpierw chudniesz, co trochę cię łechce, bo w końcu straciłaś te trzy zbędne kilogramy. Ale okazuje się, że cierpisz na brak apetytu, nie chce ci się jeść. A może odwrotnie, masz napady głodu, jadasz kompulsywnie, wieczorami, kiedy nikt nie widzi, a później dręczą cię wyrzuty sumienia.
-
Czy czujesz się cały czas zmęczona?
Jedyne o czym marzysz, to żeby się położyć. W pracy wkładasz we wszystko jak najmniej wysiłku. Po powrocie do domu przykrywasz się kocem i zalegasz na kanapie tłumacząc, że boli cię głowa, że źle spałaś, że miałaś ciężki dzień. Chcesz, żeby wszyscy dali ci święty spokój.
-
Czy unikasz towarzystwa innych ludzi?
Przestajesz się spotykać ze znajomymi, kiedy zapraszają was na imprezę mówisz mężowi, żeby poszedł sam, że nie jesteś akurat w nastroju. Zbywasz przyjaciół, którzy do ciebie dzwonią wykręcając się pracą, obowiązkami.
-
Czy miewasz zmiany nastroju?
Żyjesz jak na huśtawce. Od płaczu, przez obojętność, aż do agresji. Twoi najbliżsi nie wiedzą jak zareagujesz na daną sytuację obchodzą się z tobą jak z jajkiem nie chcąc wywołać twojego gniewu czy smutku. A ty kompletnie nad tym nie panujesz, jakby emocje nad tobą kompletnie zapanowały.
-
Czy masz myśli samobójcze?
Myślisz sobie: „Komu jestem potrzebna”, „Lepiej by sobie radzili beze mnie”. Wyobrażasz sobie życie twojej rodziny bez ciebie? Bywa, że rozważasz: „Wezmę tabletki i zasnę i w końcu to wszystko się skończy”?
-
Czy myślisz źle o sobie?
Nie umiesz być dla siebie dobra, nawet nie chcesz patrzeć w lustro, bo jesteś beznadziejna, brzydka, na nic dobrego nie zasługujesz, nic w życiu nie osiągnęłaś? Trudno ci pomyśleć dobrze na swój temat? Powiedzieć sobie: „Ale zobacz, to ci się udało, i jeszcze coś”?
Nie możesz ignorować siebie. Jeśli choć na kilka z powyższych pytań odpowiedziałaś twierdząco, poproś o pomoc, to naprawdę żaden wstyd, a twój nastrój nie jest – jakby niektórym mogło się wydawać – chwilową fanaberią.