Nie wiem dlaczego, bo przecież to tylko próbny egzamin szóstoklasisty, ale zamykają się drzwi mojego samochodu, a ja płaczę jak bóbr. Jest taki duży ten synek mały, ma 13 lat, białą koszulę i sięga mi do ucha. I nie wiem, czy płaczę nad nim czy nad sobą, bo każde z nas ma dziś swój egzamin.
Jak jesteś matką, pewnie wiesz o czym mówię, bo przecież dzieje się to przy okazji innych ważnych momentów albo też nagłych nieoczekiwanych emocji. Gdy uświadamiasz sobie, że twoje dziecko jest już prawie dorosłe. A więc tym samym ty jesteś starsza, czas pędzi jak szalony, a twój syn lub córka za chwilę odejdzie. To wszystko trudne, z którym nie mierzysz się na co dzień, bo po co? Obiad nastawiony, zupa, kanapki do szkoły, lekcje, zajęcia dodatkowe i tak dzień za dniem. Aż nagle widzisz jak oddala się z twojego auta, trzymając pod ręką piórnik, wyprostowany skupiony mądry człowiek, którego nie zatrzymasz już i zatrzymywać ci nie wolno.
Więc najpierw myślisz o nim. Jak się urodził, a ty pomyślałaś, że już nigdy nie będziesz sama. Gdy powiedział „Mamo”, a ty nie mogłaś zrozumieć długo, że to do ciebie. Ty matka? Gdy zrozumiałaś w końcu, że nią jesteś, ba, że jesteś matką syna, a syn to facet, nie kobieta a ty nie masz pojęcia jak go wychowywać. Gdy zrozumiałaś, wcale nie od razu, że kochasz go jak nigdy nikogo, tak bezgranicznie mocno i bezwarunkowo, że to miłość najczystsza. Gdy poczułaś także strach, że go stracisz. Ten lęk, który czuje każda matka, do którego musi się przyzwyczaić. Lęk także o siebie, bo przecież teraz już nie żyjesz tylko dla siebie, ale dla niego też i zdajesz sobie sprawę, jaka jest twoja rola i że twój brak zmieniłby wszystko. Gdy musisz go od siebie oddzielić, mimo iż nie chcesz, musisz zmusić go, by sobie poszedł, tak jak teraz, aby nie był potem kaleką i mamisynkiem, by umiał żyć dojrzale, gdy pierwszy raz zasypiałaś bez niego albo gdy mówi, że zostanie na noc u kolegi. To wciąż konfrontowanie się z własnymi brakami.
Myślisz o tym, jak on się zmienia i mówi nagle jak twój ojciec, to znaczy wygłupia się i rozśmiesza cię do łez albo patrzy ci w oczy z takim samym skupieniem jak jego tata kiedyś. Gdy musisz nauczyć się kochać w nim to, co w sobie tępiłaś, te wszystkie cechy niedobre, a jednak obecne, bo to krew z krwi, gdy tym samym zaczynasz akceptować to w sobie, bo widzisz, że to, co negatywne ma także swoje dobre strony, a impulsywność nie jest tylko ofensywna, jest także spontaniczna i radosna. Rozumiesz też, że będąc takim samym, jest inny. I ma prawo myśleć inaczej, czuć inaczej i czego innego pragnąć.
Myślisz także o sobie. Czy zdążyłaś mu wszystko powiedzieć, nauczyć, wytłumaczyć. Czy wystarczająco mówiłaś, że kochasz? Czy wie na pewno, że zawsze może na ciebie liczyć? Czy gdy będziesz stara, będzie miał potrzebę zadzwonić? Czy zadzwoni tylko, bo będziesz stara? Czy będzie szukał ciebie w swoich kobietach, czy będzie od ciebie w tych wyborach uciekał? Czy nauczyłaś go kochać, uczciwie, odważnie, tak by nigdy nie tracił siebie, ale by też nie ranił zbyt mocno? Czy będzie ludzi kochał czy będzie się z nimi męczył? Czy będzie na słowo „matka” czuł w swoim sercu czułość największą? Czy da w mordę każdemu, który źle o tobie powie? Czy pomyśli kiedyś „Nie zamieniłbym mojej matki na na żadną inną” czy może zbyt wiele oczekujesz? Czy będzie mu ciebie brakować, gdy odejdziesz; czy będzie miał wtedy potrzebę do ciebie mówić? Czy będzie dobrym ojcem, bo wie jak nim być? Czy pokazałaś mu dobrą miłość? Czy wybaczy ci błędy? Czy błędów nie było więcej niż tego, co dobre? Czy byłaś wystarczająco obecna? Czy zauważył twoją nieuwagę? Czy zrozumiał smutek i cierpienie, które doświadczałaś przy nim? Czy pamiętałaś o nim, gdy zajmowałaś się sobą? Czy wie, że jest najważniejszy, że zawsze będzie?
Myślisz także o tym, co ze sobą zrobisz, gdy to będzie ten egzamin właściwy. Gdy odejdzie dorosły już. Czy będziesz wiedziała, gdzie masz pójść, czy będzie z kim wypić kawę, przytulić głowę. Komu wetkniesz nos we włosy, aby poczuć znajomy zapach czułości. Komu upieczesz szarlotkę, czekając na okrzyk radości „pachnie ciastem!”. Czy będziesz miała komu opowiedzieć jak ci minął tydzień. Czy będzie obok ktoś, kto poda ci leki, gdy zwali cię gorączką albo coś gorszego. Czy będziesz jeść sama śniadania. Czy będziesz czuła samotność. Czy będzie cię męczyć wyrzut sumienia, że za mało zrobiłaś, czy siądziesz dumna jak paw, że ten chłopak wspaniały to przecież moje dziecko, moja krew, mój dom.
I tak klepiąc nad klawiaturą, wyrwał mnie z tego chlipania telefon od syna, który ma przerwę pomiędzy polskim a angielskim i prosi, bym mu przywiozła drożdżówkę z naszego spożywczego. Więc biegnę jak na skrzydłach, myśląc tylko, ile ja ci Synu jeszcze tych drożdżówek przywiozę w życiu?