Pewnie wszyscy znamy kogoś, kto „nie nadaje się do związku”. Może funkcjonować przez jakiś czas w bliższej relacji z ukochaną osobą, ale nie planuje wspólnej przyszłości, żyje z dnia na dzień. Z reguły takie relacje kończą się rozstaniem. Dlaczego? Bo w każdym związku przychodzi moment, w którym trzeba podjąć decyzję „co dalej?”. Czy żyjemy tak jak dotychczas, zachowując swoją przestrzeń, wracając do siebie wtedy, kiedy tego potrzebujemy, czy decydujemy się zbudować razem coś więcej?
Zaangażowanie w związek pojawia się naturalnie i nie wymusimy go. Jeśli nasze oczekiwania wobec relacji są inne, jeśli liczymy na coś, co nigdy nie nastąpi – czy jest sens walczyć za wszelką cenę? Zastanów się więc dobrze, czego oczekujesz od związku i jakie są oczekiwania twojego partnera.
Beata jest z Tomkiem od trzech lat. Widują się regularnie, pomieszkują ze sobą – raz u niego, raz u niej. Mają wspólnych znajomych, poznali również swoich rodziców. Dobrze się rozumieją, kochają. Tematów do rozmów nigdy im nie brakowało, a wspólne podróże to po prostu bajka.
Wszystko zaczęło psuć się na początku roku, kiedy Beata spytała Tomka wprost, kiedy kupią razem mieszkanie i zaczną planować wspólne życie na serio. Dom, rodzina, może małżeństwo. Tomek powiedział „nie”. Ale nie powiedział też, że już jej nie kocha, że ma dość, że chce się rozstać. On po prostu nie chce zaangażować się bardziej.
Czy nie rozmawiali o wspólnej przyszłości wcześniej? Owszem. Ale Tomek powiedział podczas jednej z takich rozmów Beacie wprost: „Jeżeli liczysz na małżeństwo, to nigdy nie nastąpi, pamiętaj o tym. Małżeństwo jest mi zupełnie niepotrzebne”. Przyjęła to do wiadomości, ale w duszy myślała, że kiedy wspólnie zamieszkają, coś się zmieni. Że Tomek zobaczy, jak im razem dobrze, zachłyśnie się tą miłością, partnerstwem, poczuciem bezpieczeństwa. Nic takiego nie nastąpiło. Beata jest coraz bardziej zniecierpliwiona, a Tomek coraz bardziej unika „trudnego tematu”. Po co zmieniać coś, co przecież świetnie funkcjonuje? Przecież są szczęśliwi?
Ona chce następnego kroku, zmian, jasnego kierunku dla ich związku. Jakiegoś planu na dalsze lata. Oboje są po 30-tce, oboje odłożyli trochę pieniędzy. Można byłoby je zainwestować. Zbudować wymarzony segment z ogródkiem. Z urlopu wracać w jedno, to samo miejsce. Ale to są jej marzenia. On ich nie podziela. Nie chce, by Beata cierpiała i jednocześnie nie chce jej stracić. Dlatego odkłada rozmowę o tym „co dalej” w nieskończoność.
To, że nie chce się zaangażować, nie znaczy, że nie kocha. Kocha, ale nigdy nie będzie spełniony w tradycyjnym związku. Może to kwestia deficytów poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie, może innej traumy, której nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Jakakolwiek byłaby przyczyna – nie jesteś psychologiem, nie „naprawisz” partnera. Nie zarzucaj też sobie, i nie planuj, że „teraz to mu pokażesz, co stracił”. On nie funkcjonuje tak, jak ty, nie operuje tymi samymi kategoriami. Prawdopodobnie nigdy nie byłby szczęśliwy w małżeństwie, z dziećmi, w domu z ogródkiem i niedzielnym obiadem z domowym ciastem. Osobista przestrzeń i wolność są dla niego najważniejsze. Zastanów się, czy dasz radę na niego czekać, wiedząc, że wymarzony moment, w którym „on w końcu zaczyna rozumieć” może nigdy nie nastąpić.
Nie gońmy za tych, których kochamy, jeśli podejrzewamy, że oni nigdy się nie zaangażują. Skupmy się na realizacji naszych marzeń, celów życiowych. Bo pewnego dnia obudzimy się z niczym.