Nie chce mi się dzisiaj robić obiadu. Kto by pomyślał, że nie mam nawet wyrzutów sumienia. Nie to co kiedyś. Obiad musiał być na stole, cokolwiek by się nie działo. Obiad był wyznacznikiem, że moja rodzina, moje małżeństwo funkcjonują prawidłowo. Obiad to świętość. Chociaż przy stole prawie wcale nie rozmawialiśmy, to jednak dawał mi on poczucie, że wszystko jest w porządku. Bo przecież obiad to rodzina, to wspólne zasiadanie do stołu, to ciepło, zapach i radość, kiedy wszystkim smakuje.
Dziś obiadu nie robię. Dzieci już duże, najwyżej skoczą na pizzę, a ja zjem sobie kanapkę z pomidorami, które o tej porze są pyszne, a za którymi ty nie przepadałeś. Odpuściłam sobie i im udawanie, że nasz dom jest idealny, taki jak z obrazka, że zawsze każdy, kto przyjdzie, może liczyć na ciepły posiłek. Pamiętam, co ugotowałam tobie jako ostatnie. Zupę ogórkową. Lubiłeś ją, a ja przez wiele lat lubiłam sprawiać ci przyjemność. Kiedy to się skończyło? Ile razy zadawałam sobie to pytanie? Najpierw szukałam winy w sobie bardziej się starając, by uniknąć niepokoju i lęku, który zaczął mnie toczyć od środka. Później ty byłeś wszystkiemu winien. Zaniedbań, oczekiwań, bierności. Wściekałam się rozgoryczona, że po ponad 20 latach związku stałam się dla ciebie przezroczysta. Byłam tym cholernym obiadem stawianym na stół. Kto zawinił? Dziś już tego nie rozstrzygam, pewnie każde z nas po trochu, a może nawet i więcej.
Bałam się. Nie wiedziałam, czy sobie poradzę, czy naprawdę tego chcę, czy podejmowanych decyzji nie będę żałować. Każdy z nas się tego boi, gdy stoi twarzą w twarz z czymś nowym, gdy zdaje sobie sprawę, że twoje życie jest tylko i wyłącznie w twoich rękach. I to ty musisz wziąć za nie odpowiedzialność i w końcu coś postanowić, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
To jest najtrudniejsze w dorosłości, ta cholerna odpowiedzialność i świadomość, że jeśli chcesz coś zmienić, zrobić, nikt ci nie pomoże. Jesteś z tym zupełnie sama. Można szukać rad, rozmawiać, upewniać się, ale i tak na końcu to ty decydujesz. To trudne. Bardzo. Zrezygnować z mimo wszystko poukładanego świata, z rutyny, która daje poczucie bezpieczeństwa, zdać sobie sprawę z braków, które nastaną, gdy odejdziesz. Od tych najbardziej prozaicznych, typu zepsuty kran, po ważniejsze – wspólne rozwiązywanie jakiś domowych problemów.
Tyle tylko, że przy zmianach zawsze są straty, trzeba po prostu to zaakceptować i skupić się na zyskach, które przyjdą i bardzo szybko zaczną być zauważalne. Ale trzeba zdobyć się na odwagę i powiedzieć stop. Obiadu dziś nie zrobię. Tak, wiem, że byłeś zaskoczony. To mnie dzisiaj bawi, jakby wszystko, co mówiłam przez lata nie docierało do ciebie. Jakbyś jednym uchem wpuszczał, a drugim wypuszczał, że czuję się samotna, traktowana jak sprzątaczka, kucharka, organizatorka życia. Większość facetów tak myśli: „e tam takie gadanie”. Tylko, kiedy kobieta decyduje się odejść, dopiero z całą mocą docierają do nich te słowa. Wtedy jest już za późno. Tak jak za późno było dla ciebie i pewnie dla wielu innych.
No więc, dziś nie robię obiadu i dobrze mi z tym. Uśmiecham się do siebie znad kubka ciepłej herbaty i myślę, jakie mam dobre życie. Szkoda, że bez ciebie. Ten smutek pewnie zawsze we mnie zostanie, bo byłeś mimo wszystko bliską mi osobą. Ale tak, moje życie jest spokojniejsze, jestem za nie w pełni odpowiedzialna. Zrozumiałam, że to ja kreuję ścieżkę, którą chcę iść, nawet jeśli czasami funduję sobie na niej zakręty. To banał – jednak naprawdę życie mamy jedno. Możemy je poświęcić na obwinianie całego świata za sytuację, w jakiej się znajdujemy, ale możemy też stanąć twarzą w twarz z tym, co nas spotyka i podjąć próbę zmiany, bo każda zmiana, choćby na początku wydawała się zła i okrutna, w efekcie przyniesie nam wiele dobrego. I jeszcze jedno, dla tych, którzy się boją. Decyzję zawsze można zmienić, każdy ma prawo popełniać błędy, mylić się. Kiedy sobie to uzmysłowimy jest nam łatwiej.
Nie robię dziś obiadu. Mam nadzieję, że twoje życie też jest lepsze. I że będziesz szczęśliwy.