Kocham opowiadać o mojej pierwszej miłości, bo chcę wierzyć, że ta pierwsza miłość, choć po niej były kolejne, okaże się być tą ostatnią, na pewno jest tą najważniejszą!
Moja pierwsza, poważna miłość miała na imię Wojtek, blond włosy i szaroniebieskie oczy – w 8 klasie przetańczyliśmy ze dwie dyskoteki, mocno przytuleni, w rytm piosenek Chłopców z Placu Broni „Kocham Cię” i zespołu Meat Loaf „I’d do antything for love” (zawsze gdy słyszę te piosenki uśmiecham się do siebie bo tak brzmi dla mnie miłość).
Młodzieńcze zauroczenie szybko minęło, ale zawsze gdzieś mijaliśmy się ze sobą, a moje serce zawsze wtedy zaczynało bić szybciej. W czasach licealnych zdarzało mi się pisać Mu wypracowania, a gdy po raz drugi zostaliśmy parą i byliśmy razem na kilku 18-tkach byłam najszczęśliwsza na świecie i przekonana, że jesteśmy dla siebie stworzeni… Ja czekałam wtedy na poważne deklaracje i gorące wyznania, na które niestety On nie był jeszcze gotowy…
Ze złamanym sercem szukałam pocieszenia w innych ramionach, szybko weszłam w nowy związek i przekonywałam samą siebie, że to jest dla mnie dobre, że pierwsza miłość nie ma znaczenia, że trzeba słuchać rozumu zamiast serca. Bardzo długo tak samą siebie oszukiwałam. Nawet wtedy gdy po latach Wojtek znów pojawił się w moim życiu, wnosząc z sobą wiele dobrych emocji, wmawiałam sobie, że to nic nie znaczy, a w każdym razie znaczy na tyle mało, że nie warto dla tych motyli w brzuchu i echa przeszłości zmieniać poukładanego życia. Wmawiałam sobie, że to tylko wspomnienia i nie do końca zrealizowane marzenia, że nie można trzy razy wchodzić do tej samej rzeki, że młodzieńcze uniesienia są już dawno za mną. Kilka lat walczyłam sama ze sobą, żyłam podwójnym życiem, w wielkim rozkroku między mężem, który nie okazał się mężczyzną idealnym (a może to ja nie byłam idealną żoną?) a moją pierwszą miłością, która była blisko, która stała się najlepszy przyjacielem, a później najwspanialszym kochankiem. Wojtek czekał cierpliwie, nie naciskał, nie namawiał, był zawsze wtedy, gdy Go potrzebowałam.
W końcu zaryzykowałam życiową rewolucję- szybki rozwód z mężem, który zawsze był „zamiast” i cichy ślub z kimś najważniejszym, najukochańszym, najbliższym. Od 2013 roku moja Pierwsza Miłość jest moim Drugim Mężem i dopiero teraz czuję, że wszystko jest tak, jak być powinno. Wierzę, że wszystko ma swój czas – ja i Wojtek musieliśmy dojrzeć by wypełnić przeznaczenie.
Dorota Jaroszewska