Dziwisz się, że odeszłam, prawda? Ale przyznaj, wiedziałeś, że tak się stanie? Gdzieś podświadomie czułeś, że między nami jest coraz mniej. Wyjeżdżałeś na długie tygodnie, przyjmowałeś kolejne zlecenia, kontrakty, naprawdę myślałeś, że nic się nie zmieni? Że twoja nieobecność nie będzie miała wpływu na nasze życie. Że będąc gościem w domu nadal będziemy ze sobą tak blisko jak kiedyś?
Dzisiaj kpiąco mówisz: „Odeszła, bo podobno za mało ją przytulałem”. Tylko to chcesz usłyszeć, tylko to chcesz wiedzieć. Krzyczysz, że tyle mi dałeś, a ja się pytam, co? Co mi dałeś, oprócz naszej wspaniałej i wyjątkowej córki i kilku lat szczęśliwego życia, których przekreślać nie chcę. Byłabym nieuczciwa mówiąc, że zmarnowałeś mi życie, bo jakaś jego cześć była dla nas dobra, była dobra dla mnie. Więc co mi dałeś? Kolejny telefon, że tęsknisz, ale nic z tym nie masz zamiaru zrobić? Kolejny SMS, że kochasz i pamiętasz? Kolejny weekend, kiedy dla dobra dziecka zaciskaliśmy zęby, żeby się nie kłócić?
Nie zauważyłeś, kiedy dojrzałam, kiedy zaczęłam się zmieniać, kiedy próbowałam ci powiedzieć, że dla mnie to za mało. Za mało być tylko twoją żoną, która czeka i tęskni i jak święto traktuje każdy twój powrót.
Nie zauważyłeś, że mam swoje codzienne problemy i stresy. Że każdego dnia muszę sobie radzić sama, ze swoją pracą, z dzieckiem, z twoimi rodzicami. Z zepsutą spłuczką w łazience, urwanym uchwytem w kuchni, zamkiem do drzwi, który niebezpiecznie się zacinał. Nie widziałeś, jak każdego dnia niosę zakupy, gotuję obiad i walczę ze sobą, by wierzyć, że to ma sens, że dzieje się po coś. Że gdzieś na końcu jest cel – nagroda za to, że się z tym wszystkim sama zmagam.
A później coś pękło. We mnie. Nie chciałam, żeby moje życie kręciło się wokół czekania na ciebie. Chciałam zacząć żyć swoim życiem, coś robić, ruszyć z miejsca. Byłam bezsilna w czekaniu nie mając na nic wpływu. Wszystkie granice ty wytyczałeś, wszystko ty ustalałeś. A ja? Najpierw wyjechałam z małą sama na weekend. Podjęłam decyzję o zmianie pracy. Zaczęłam planować swoje życie w oderwaniu od ciebie. Myślałam sobie: „Właśnie tak powinno być, przecież nie mogę być od ciebie nieustannie zależna”. Chciałam wierzyć, że robię to wszystko dla naszego dobra. Otworzyłam swój biznes, zapisałam naszą córkę na zajęcia dodatkowe bez konsultacji z tobą – zawsze miałeś jakieś ale. I niby między nami nic się nie zmieniło, ale pewnego dnia zrozumiałam, że już nie czekam. Że nie chcę cię prosić, żebyś mnie przytulił, żebyś poświęcił mi trochę uwagi, żebyś usiadł i wysłuchał, żebyśmy wyszli razem na spacer i wspólnie zaplanowali wakacje.
Tak, to prawda, że za mało mnie przytulałeś, ale przecież nie dlatego odeszłam. Chcesz w to wierzyć, chcesz mnie uważać za rozpieszczoną księżniczkę, która nie potrafiła docenić tego, co ma? W porządku. Tak ci pewnie łatwiej, prościej. Trudno wziąć odpowiedzialność za porażkę, choćby częściową. Nie wytrzymałam. Psuło się między nami od dawna, nic już nie było takie samo. Te twoje podejrzenia, pytania. To, że nie mogłam w twojej obecności nawet zostać dłużej w łazience, bo wchodziłeś i sprawdzałeś, co robię. Pilnowałeś mojego telefonu, dzwoniłeś czasami o dziwnych godzinach. Ktoś mi powiedział: „Mierzymy innych swoją miarą”. Może stąd brały się twoje oskarżenia? Nigdy nie chciałam tego analizować, bo i po co. Wiem, że próbowaliśmy to ratować. Że udawaliśmy przez długie tygodnie, że już jest dobrze, a nawet lepiej. Snuliśmy plany, nawet te o drugim dziecku. Dzisiaj myślę, że żadne z nas tego nie chciało, stwarzaliśmy pozory, że jeszcze nam zależy, że mamy jakiś pomysł na wspólne życie.
Nie odeszłam, bo mnie za mało przytulałeś. Odeszłam, bo od dawna cię nie obchodziłam. Nie interesowało cię, co u mnie, co robię, czuję, z czym się zmagam. Nie pytałeś, a gdy zaczynałam opowiadać, szybko mi przerywałeś. Byłam jak powietrze. Nie czułam się kobietą pożądaną. Sama sobie dałam poczucie bezpieczeństwa, uwolniłam się od twojej zależności. Zrozumiałam, że muszę iść swoją drogą, a ty – jeśli mnie kochasz, będziesz chciał mi towarzyszyć. Nie chciałeś. Irytowało cię to. Dzisiaj wyrzygałeś mi, że od dawna to planowałam, że teraz widzisz, jak odchodziłam od wielu miesięcy. Robiłam do nieświadomie. Szkoda, że nie złapałeś mnie po drodze za rękę, że nie dotrzymałeś mi kroku. I tak, szkoda, że nie przytulałeś mnie częściej. Może wtedy bym miała nadzieję, że jednak ci zależy, że doceniasz, kochasz i szanujesz mnie za to, kim jestem.
Nie odchodzę, bo za mało mnie przytulałeś. Odchodzę, bo od dawna nie czułam się kochana.