Baby są jakieś dziwne, co nie? Na każdym kroku słyszę ostatnio, że jedna szuka faceta, inna choć nieszczęśliwa mówi, że nie odejdzie, bo jak sama żyć będzie. Kolejna narzeka na tego swojego męża, ale jak tylko on zadzwoni, że córka za nią płacze, to leci jak na złamanie karku, chociaż w szklance jeszcze pół drinka.
Czasami, jak tak patrzę z boku, to mam wrażenie, że gdyby nie ci faceci, my byśmy nie miały co ze sobą począć. Na kogo narzekać, na kim wieszać psy, o kim gadać. Nawet wczoraj. Odwiedziłam kumpelę, po masakrycznym związku w końcu powiedziała basta, a raczej on ją do tego sprowokował, bo w końcu drań się wyprowadził. I całe szczęście. Bo jak słucham, że ona z typem, który ją obrażał, upokarzał, traktował jak własność prawie 10 lat wytrzymała, to włos mi się na głowie jeży. Fajna dziewucha. Ładna, zgrabna, do 40-tki jeszcze jej trochę brakuje. Ma świetną pracę, inteligentna, życie przed nią, a tu z jednej strony rwanie włosów z głowy, bo jasne, że kochała i że jej ciężko. Co do tego wątpliwości nie ma. Ale z drugiej, jak słyszę: „Znajdź sobie szybko faceta, to ci mnie”, myślę, że babski świat jest jednak popierdolony.
Zobaczcie. Jesteśmy świetne baby. Każda jedna. Nawet, jak tak o sobie nie myślisz, to umówmy się – ogarniasz dom, pracę, może dzieci, psa i koty. Gotujesz, sprzątasz i jak starcza ci sił, to jeszcze pobiegać pójdziesz albo książkę poczytasz, albo film jakiś obejrzysz. Nogi zdążysz ogolić, kosmetyczkę odwiedzić. No kurde – królowa życia! I nie ma u krzty przesady. No tak jest, choćby się teraz stówą wołów zapierała, że racji nie mam. Mam. I będę mówić głośno – wszystkie jesteśmy zajebiste, więc dlaczego do jasnej cholery, nasz życie kręci się najczęściej wokół facetów.
Najważniejsze, żeby on był zadowolony, szczęśliwy, najedzony i oprany. Ja pierdole. Ta nie wyjdzie, bo mąż, tamta się zastanowi, bo nie wie, jakie ON ma plany, wszystko konsultowane, nawet kolor farby do włosów i ich długość. Znam dziesiątki, jak nie setki kobiet, którym ktoś wmówił, że facet to jej integralna część, no jak nic bez niego jej wartość zalewie 50% wynosi. Dopiero, kiedy jego zadowoli, kiedy spełni jego wszystkie widzimisię, to wtedy jest coś warta.
Serio? Tak ciężko podnieść głowę do góry, spojrzeć w lustro, wypiąć cycki do przodu i powiedzieć sobie: „Kurde, zajebista jestem”. I uwaga – daleka jestem od rzucania facetów i pełnego wyzwolenia ze związków. Faceci są fajni, tylko my przy nich jakiegoś małpiego rozumy dostajemy. Na bank znacie te laski, które jak już usidliły faceta, to nagle tylko z nim i zawsze, a później płacz i zgrzytanie zębami, bo on ch*j w niczym jej nie pomaga albo zdradza albo diabli wiedzą co jeszcze.
Dobrze kiedyś wytłumaczył mi to znajomy (kawał ch*ja, ale tu miał rację). „Związek to jak dwa zbiory, tylko malutką część mają wspólną”. Pamiętacie z matematyki te koła rysowane i kolorowane, co wspólne, a co nie. On zaznaczył wspólne jakieś maks 15%. I wiecie, skubany miał rację. Wiele kobiet nie wyobraża sobie życia, gdyby on odszedł. A ja uważam, że to jest pierwszy krok do tego, żeby żyć w fajnym związku bez spiny i sztywniactwa i wiecznej potrzeby kontroli – oswoić się z myślą, że on nie jest własnością i nigdy nie wiesz, czy będzie na zawsze. Polecam! To jest tak ku*wa wyzwalające, że przestajesz się bać i w końcu zaczynasz myśleć o sobie. Bo skoro on może kiedyś odejść, to czas najwyższy, żebyś zaczęła się do tego na wszelki wypadek przygotowywać. Przestać go pytać, czy założyć zieloną czy niebieską sukienkę. Nie zastanawiać się, co on by powiedział na buty, które chcesz sobie właśnie kupić, bo zobaczyłaś na wystawie i zwariowałaś. Ugotować na obiad, to na co ty masz ochotę, jak on zje raz na jakiś czas na mieście albo kanapki, to sorry – z głodu nie umrze, a może w końcu sam weźmie się za gotowanie. Albo przynajmniej znajdzie dobre żarcie na wynos. Przyda się na jakiś wspólny wieczór, kiedy ty nie będziesz latać na szmacie, układać zabawek po dzieciach i wieszać prania po północy. Odłożysz to na drugi dzień, bo nie jesteś ku*wa cyborgiem a on świętym nietykalnym, co to po pracy odpocząć musi. I błagam niech nikt mi nie mówi, że piszę o jakimś zacofaniu, bo są faceci, co gotują, piorą, dziećmi się zajmą i okna umyją. Jasne, że są. Znam kilku takich. Zajebiści. Ale znam kobiety, które podejmują strategiczne dla firmy decyzje, a swojego Misia pytają, co on na to, gdyby wyszła z przyjaciółkami. Jak Misiu zmęczony, to jasne, że ona nie wyjdzie, bo dzieci ktoś ogarnąć musi i nie daj boże, jakby się pod jej nieobecność obudził. Ale Misiu jej auto kupuje, przez co ona myśli, że niezależna jest. Jakaś ku*wa groteska.
Baby szacunku więcej dla siebie i wiary w to, że same sobie jesteście sterem i żeglarzem, a na okręt tego gościa jedynie zapraszacie. I niech mu będzie u was jak najlepiej, ale wam też. Przyjaciółka ostatnio mi powiedziała: „Wiesz, co jest najlepsze? Że na końcu i tak wszyscy zdechniemy”. No tego raczej ukryć się nie da. Pytanie, czy do samego końca chcecie się przeglądać w kimś, kto może odejść – z różnych powodów. Czy spinacie poślady, kupujecie fajną kieckę, obcinacie włosy, tak jak zawsze o tym marzyłyście, na obiad robicie coś czego on nigdy nie jadł i może nie zje i oddychacie pełną piersią? Kochajmy i dbajmy o siebie, nie czekajmy aż zrobi to facet. Reszta sama przyjdzie – zapewniam!