Odkładam telefon. Wciąż jeszcze siedzę przy kuchennym stole, wokół jest ciemno. Zbliża się 22:00. Jestem zmęczona, ale wiem, że najgorsze dopiero przede mną, że jeszcze nie pokazałeś na co cię stać. Nie odpuścisz tak łatwo. W końcu będziemy się ze sobą użerać jeszcze dobrych kilkanaście lat. Liczę, że kolejne SMS-y już dziś do mnie nie dotrą. Idę do dziecięcego pokoju, wyłączam lampkę nocą i w ciemności gładzę włosy naszej pięciolatki. Tak mi szkoda tego dzieciaka. Ono jeszcze nie wie, jak wielką krzywdę wyrządzasz i jej i mi. Czy powinnam jej powiedzieć, że jesteś złym człowiekiem? Ty przecież nie masz skrupułów.
Zawsze, kiedy jest u ciebie, twój poziom wkurzenia wzrasta. Dobrze wiem, dlaczego. Ona ci opowiada, jak jest u mnie. Co robimy, jak się bawimy, z kim się spotykamy i kto nas odwiedza. Wiesz, że jest jej ze mną dobrze i pewnie, gdyby nie ta cała twoja mściwość, potrafiłbyś logicznie ocenić sytuację. Ale ty jesteś złym człowiekiem. Takim, który nie cofnie się przed niczym, żeby zniszczyć drugiej osobie życie. A teraz masz w ręku idealne narzędzie – nasze wspólne dziecko. Wiesz, jak wiele dla mnie znaczy i wiesz też, jak łatwo nim manipulować.
Inaczej się umawialiśmy. Przecież rozwiedliśmy się w zgodzie, za porozumiem stron. Tak bardzo boli cię fakt, że idę do przodu i układam sobie życie? Liczyłeś, że będziesz triumfował. Powtarzałeś mi, że bez ciebie sobą nie poradzę. Szydziłeś, gdy odchodziłam, ale wydawało mi się, że pogodziłeś się z tym rozstaniem. Teraz widzę dopiero na co cię stać.
Żałuję, że kiedyś byłeś moim powiernikiem. Że zdradzałam ci wszystkie moje sekrety, że byłam z tobą blisko. Gdybym wtedy wiedziała, że nadejdzie dzień, w którym wszystko, o czym ci mówiłam, będzie wykorzystywane przeciwko mnie, nigdy bym się przed tobą nie otworzyła. Ale człowiek o tym nie myśli, gdy kocha i wierzy, że wszystko będzie dobrze.
Wiesz doskonale, co powinieneś napisać, a co powiedzieć mi przez telefon lub prosto w twarz. Umiesz się zabezpieczyć, zbierasz dowody. Nie wiem do czego i kiedy je wykorzystasz. Być może nie zrobisz tego nigdy, ale teraz po prostu daje ci satysfakcję mój strach. Tak, boję się, gdy piszesz, że dziecko nie chce ze mną mieszkać. Że na nie krzyczę, że daję klapsy. Choć wiem, że to nieprawda – moje słowo przeciwko twojemu słowu. Kto z nas ma rację?
Żałuję, że byłeś świadkiem mojej depresji poporodowej, bo teraz używasz jej jako karty przetargowej. Nazywasz mnie wariatką. Mówisz o tym naszemu dziecku, naszym starym, wspólnym znajomym. Zawsze miałam problem z samooceną i między innymi dlatego od ciebie odeszłam – całe życie manipulowałeś mną tak, bym czuła się nikim i teraz boli cię, że potrafię radzić sobie bez ciebie. Wiesz jednak, gdzie i jak uderzyć, że zadziałało na moją psychikę.
Jestem matką twojego dziecka. Czy nie należy mi się szacunek? Czy właśnie taki obraz mężczyzny chcesz utrwalić w głowie naszej córki? Faceta, który wyzywa kobietę od najgorszych? Mówi dziecku, że mama go nie kocha? Że żałuje, że je urodziła? Jak możesz coś takiego robić?