Go to content

Tyzyfone. „I po co było to wszystko? Po co te kłamstwa, zapewnienia?”

Fot. iStock / AleksandarGeorgiev

Mężczyzna, który naprawdę kocha swoją kobietę, nigdy jej nie zdradzi.”  – wyskoczyło mi powiadomienie na FB, że wrzuciłeś nowego posta. Szkoda, że nie myślałeś, tego, kiedy wczoraj spuszczałeś się we mnie, jęcząc moje imię. Nie jej. Twojej dziewczyny. Na wypadek, gdybyś znów zapomniał, że ją masz. Przeciętna, wysoka, blondynka w typie mickiewiczowskiej Aliny, kocha dzieci i robić ci dwa razy dziennie loda. Nie to co ja… Na loda musisz zasłużyć, podobnie jak na każdą chwilę ze mną, bo ja w odróżnieniu od niej nie jestem twoim naczyniem na spermę. Tak, jestem suką, mówiłeś mi to już nie raz. Kiedyś ci proponowałam, byś rozważył mnie w roli żony, ale miałeś inną wizję. Więc wyspecjalizowałam się w roli suki. Aż do czasu. Nasz układ zaczął mnie uwierać. Zakochałam się.

Powiedziałam ci o tym. Byłam głupia myśląc, że coś więcej dla ciebie znaczę. Bo byłam morzem, w które nurkowałeś na moment, by sobie przypomnieć, jakim to wytrawnym jesteś żeglarzem, a potem wracałeś do swojego bezpiecznego portu. I w porcie zostawałeś coraz częściej i częściej. Taki z ciebie zaj*bisty facet.

Potem były te wszystkie posty, sugerujące, że to niby ja cię sprowadziłam na złą drogę… A kto to wszystko zaczął, co? Aluzje i przeciągłe spojrzenia. I to, że wziąłbyś mnie, jak widzisz, jak robię szpagat na jodze, bo na wszystkie możliwe sposoby, chciałbyś rozłożyć moje nogi. Nigdy mi nie powiedziałeś, że masz dziewczynę, wiesz? Za to pokazałeś mi jej kotkę… O dziewczynie dowiedziałam się przez przypadek.

– To tak dalej nie może wyglądać. – powtórzyłam kolejny raz tego miesiąca.

– Jak ja mam jej to powiedzieć? To jest taka dobra dziewczyna… Plus teraz jestem z tobą, możemy nie rozmawiać o niej?

Więc znów nie rozmawialiśmy, pieprząc się bez opamiętania. Co we mnie wstąpiło? Kiedyś umiałam zawalczyć o swoje. Patrzyłam na ciebie, kiedy zapinałeś spodnie.

– Ja mówię poważnie, musisz się z nią rozstać. Daję ci czas do wiosny.

– A teraz lecę do pracy.

Zakochałam się. Jedyne, co mnie usprawiedliwiało, jedyne, co strzeliło mi do tego głupiego łba. Inaczej w życiu nie pozwoliłabym tak siebie traktować.

– Mówię poważnie, albo ona albo ja. Nie chcę już być przy tobie, jeśli ją wybierzesz.

– Słońce, daj mi uporządkować sprawy, wiesz, że zmieniam pracę, nie każ mi robić kolejnej rewolucji, kiedy w końcu wszystko zaczęło się układać…

– Kim ja dla ciebie jestem?

– Jesteś kobietą do której wracam i wracam i wracam. Bądź cierpliwa.

Myślałam, że masz jaja wprost proporcjonalne do wielkości twojego chuja. Nie miałeś ich wcale. Trzydziestoletni facet robiący uniki, jak głupi szczeniak. I znów wpadałeś na seks. I znów prosiłeś, żebym czekała, znów zapewniałeś, że jeszcze nie jesteś gotowy na zmiany i, jak bardzo nie chcesz nikogo zranić w tej sytuacji, ważąc, która z nas zniesie lepiej decyzję o ewentualnym rozstaniu. Tak, jakbyś nie zauważał, że ranisz nas obie już teraz.

– Chcę, żebyś się z nią rozstał.

– To nie jest takie proste. – oznajmiłeś.

– To jest proste, dopóki ona nie będzie w ciąży.

Patrzyłeś na mnie zdumiony. Evra na moim ramieniu była gwarantem, że ja w ciążę nie zajdę. Choć ty jako jeden z niewielu byłeś facetem, z którym mogłabym mieć dziecko. Akurat złapałam jakieś paskudne zapalenie oskrzeli i dostałam antybiotyk, który nie miał wchodzić w interakcję z antykoncepcją. Wpadłeś do mnie i chciało ci się ruchać, bo Alina miała okres. Zignorowałeś moją sugestię, że dobrze by było, gdybyś na wszelki wypadek założył gumkę. Nie włożyłeś.

Znów poprosiłam, byś się określił, i znów kazałeś mi czekać, aż zawiesiłeś mnie w próżni i przestałeś się odzywać. Aż wrzuciłeś zdjęcie z nią. Pierwsze wspólne zdjęcie na fejsie. Mówiłeś, że obraz znaczy więcej niż słowa. Uznałam, że to był twój sposób, by powiedzieć mi, którą z nas wybierasz. Przestałam czekać.

A potem przyszedł pierwszy tydzień karnawału. Myślałam, że czymś się zatrułam, bo ciągle było mi niedobrze i słabo.

– Pama… Pora nasikać na patyczek… – stwierdziła moja przyjaciółka, widząc, jak pozbywam się śniadania po raz trzeci w tym samym tygodniu.

Apteka, półka z testami, toaleta i czekanie jak na wyrok. Do złamanego serca w pakiecie dochodziła perspektywa, że młode będzie się wychowywać bez ojca.

– Ku*wa… On nie chciał mieć dzieci… – powiedziałam, patrząc na dwie kreski testu.

– Usuniesz?

Męczyła mnie wizja szczęśliwej rodziny, którą najpewniej nigdy nie będziemy. „Musimy porozmawiać.” – napisałam. Cisza. A potem posłałam naręcza SMS-ów, na które nie raczył już odpowiedzieć.

W poniedziałek rano powitało mnie kolejne twoje zdjęcie z panną i hasztag najnowszej viralowej kampanii #wiernośćjestsexy… „Zakochany i szczęśliwy <3” – widniało nad fotką. Momentalnie miałam chęć napisać posta, jaka kurwa wierność ch*ju złamany? Jaka wierność? Zagotowałam się. Nigdy nie byłam kobietą, która szukała zemsty, ale teraz policzek był zbyt dotkliwy, bym mogła go puścić płazem.

I po co było to wszystko? Po co te kłamstwa, zapewnienia. A kiedy tylko uwierzyłam w twoje wizje i zapragnęłam ich jak swoich, wycofałeś się w bezpieczne miejsce. W jej ramiona. O ile, by było prościej, gdybyś mnie teraz wysłuchał? O ile byłoby prościej, gdybyś nie kłamał. Nie oczekiwałam od ciebie nic więcej, to ty snułeś wizje o wspólnej przyszłości, w skrajnych momentach plotąc coś o hodowli malamutów w Bieszczadach i wspólnych dzieciach. Kiedy konfrontowałam cię z tezą, że nie chcesz mieć dzieci, mówiłeś, że ze mną mógłbyś. Więc będziesz je miał i zobaczymy, jak ten akt szaleńczej wierności zniesie Alina?

Wsunęłam do koperty test ciążowy i sprawdziłam w necie adres szkoły, w której pracuje twoja dziewczyna. „Jesteś pewna, że znasz swojego faceta Alina?” – napisałam na karteczce i zakleiłam brzegi czerwonej koperty. Po czym zaadresowałam list do niej.


anna-bia-sadowska-awatarAnna Bia Sadowska – rzeźbiarka słów, muzyczka, politolożka, edukatorka seksualna, aktywistka antyprzemocowa, rzeczniczka pozytywnej seksualności, aktorka Teatru Forum. Zaczęła pisać 20 lat temu i tak jej już zostało. Pasjonatka profesjonalnej astrologii, kuchni roślinnej, tatuaży i niebieskich oczu. W wolnych chwilach śpiewa, gotuje i edukuje. Czego nie podpowie jej intuicja, to znajdzie w Google. Kiedyś w końcu nauczy się wychodzić z pracy, a jak na razie pisząc dla Oh!me, znajduje kolejną.