Go to content

„Wczoraj odeszła nasza przyjaciółka, jutro możecie być zmuszeni walczyć o swoją. Nie czekajcie, aż będzie za późno”

Fot. Screen z Youtube

– Kiedy szłam oddać szpik, widziałam dziewczyny na oddziale hematologii wyniszczone chemią i te ich oczy pełne łez i nadziei, kiedy pytały mnie, czy to prawda, że jestem dobrowolnym dawcą. Mówiły: „Wow, ty jesteś dawcą? To może i my mamy szansę, go znaleźć”  – opowiada Daria, dawczyni szpiku.

Życie pisze scenariusz

Tytuł tego tekstu jeszcze dziś rano miał grzmieć: „Pomóżmy Ani, która walczy z białaczką”. Niestety tytuł napisało życie i przyjaciele Ani. Bo jej nie można już pomóc. Piszę więc: „Pomóżmy innym!”, bo warto, bo trzeba, bo wypada, bo może to jedna z niewielu dobrych rzeczy, które zrobimy w życiu.

O Ani usłyszałam przedwczoraj. Obejrzałam film, który nakręcili dla niej przyjaciele szukając dawcy. Bardzo wymowny film, udostępniany na Facebooku przez setki osób. Ania, niedużo młodsza ode mnie, mama 3,5-rocznej Marianny… O swojej chorobie dowiedziała się 3,5 miesiąca temu. Białaczka– bardzo rzadka i agresywna jej odmiana. Pomóc mógł jedynie przeszczep. Przeszukano polską i światową bazę dawców szpiku i komórek macierzystych. Wśród nie było dawcy dla Ani. Zaczęła się walka z czasem. Znalezienie dawcy jest jak wygrana w totolotka. Jedynie w 25% przypadków zostaje nim ktoś z rodziny. Przyjaciele Ani wierzyli, że dla niej dawca znajdzie się gdzieś wśród nas. #600tysbohaterow – to akcja zorganizowana przez przyjaciół, która zachęcała mieszkańców Wrocławia, skąd Ania pochodziła, do zarejestrowania się jako dawcy. Wszyscy mieli nadzieję, że sąsiad, pani ze sklepu, mama spotkana w przedszkolu może okazać się genetycznym bliźniakiem Ani.

Co godzinę w Polsce ktoś zapada na białaczkę, a co 35 sekund na świecie ktoś dowiaduje się, że choruje na jedną z chorób nowotworowych krwi. Najczęstszym ratunkiem dla tych osób jest znalezienie zgodnego dawcy krwiotwórczych komórek macierzystych krwi lub szpiku. Pomimo 25 milionów zarejestrowanych na świecie dawców, nadal co 5 pacjent pozostaje bez swego bliźniaka genetycznego.

Dajmy innym nadzieję na życie

Jaka jest szansa na zostanie dawcą? Pięciu na stu w ciągu dziesięciu lat od zarejestrowania się dostaje telefon, że ktoś czeka na ich pomoc. – Pięć ze stu to może niewiele, ale pomyśl, że już z tysiąca to pięćdziesiąt osób. Pięćdziesiąt zgodnych dawców to 50 uratowanych żyć. Bo przeszczep daje wielką szansę wyzdrowienia i często bywa jedynym sposobem leczenia – mówi Wojtek z Fundacji DKMS, któremu energii, wiary i zapału nie można odmówić. Sam jest po przeszczepie. Jest dowodem na to, że zostając dawcą można uratować życie drugiemu człowiekowi.

Ania, dla której dzisiaj we Wrocławiu zaczęła się akcja szukania dawcy, zmarła. W nocy. Nie zdążyłam o niej napisać, prosić was o pomoc. – Wiem, Ani już nie pomożemy, ale jest tyle ludzi. Matek, kobiet, dzieci. Białaczka to choroba, która niespodziewanie może dotknąć każdego z nas – mówił Wojtek.

Na świecie co 10 minut ktoś umiera na raka krwi.

Zostałam dawcą

Daria zdecydowała się zostać dawcą, gdy dowiedziała się, że kolega jej brata ma białaczkę
i czeka na przeszczep. – Zarejestrowałam się w grudniu 2013 roku, a w styczniu dostałam telefon z Fundacji DKMS. Był ktoś, kto czekał na mnie. Na mój szpik. Wszystko, co stało się później zmieniło mnie. Przestawiło priorytety. Kiedy masz świadomość, jak życie jest kruche, jak życie kogoś obcego może zależeć od ciebie, to małe problemy tracą na  znaczeniu. Daria chętnie i kiedy tylko ma okazję, mówi o tym, jak wygląda pobranie szpiku. – Ludzie się boją, myślą o igłach w kręgosłupie, a to wcale tak nie wygląda. To mit. Dawca, kiedy dowiaduje się, że ktoś czeka na jego szpik, dostaje przede wszystkim fantastyczną opiekę medyczną. Jest poddawany wszelkim niezbędnym badaniom wykluczającym jakiekolwiek ryzyko powikłań. Ma swojego koordynatora, który jest do jego dyspozycji przez całą dobę, w razie jakichkolwiek wątpliwości, pytań. Kiedy zostaje wyznaczona data pobrania szpiku stawiasz się w szpitalu dzień wcześniej. Zabieg wykonywany jest w pełnej narkozie. Szpik pobierany jest z kości talerza biodrowego. Zero ryzyka uszkodzenia. Budzisz się i myślisz: „I to wszystko? Już? Koniec?”. Wychodzisz następnego dnia i czekasz na sygnał, czy u twojego biorcy szpik się przyjął. Daria wie jedynie, że jej brat bliźniak, to kobieta, pochodzi z Dani, ma 32 lata.

Boję się igieł

Dawcy mogą spotkać się ze swoimi biorcami po dwóch latach od przeszczepu, jeśli oboje wyrażą na to chęć. Wyklucza to zaangażowanie się w przypadku, gdy pobranie trzeba było powtórzyć. – Domyślam się, że swoje komórki oddałem Polakowi. Jedyną informację, jaką dostałem, że to mężczyzna, lat 62 – opowiada Piotrek, lat 31. – Wierzę, że spotkamy się za dwa lata. Teraz czekam, przed Świętami mam dostać informację, czy przeszczep się udał.

Piotrek oddawał krwiotwórcze komórki macierzyste. – Siadasz na fotelu, to są zaledwie cztery ukłucia igły, podłączane są maszyny i tyle. Żadnego bólu stresu. Poświęcenia. Po wszystkim wstajesz i wychodzisz. Ze mną problem polegał na tym, że panicznie boję się igieł i krwi. Zarejestrowałem się w listopadzie, zupełnie spontanicznie, na koncercie z okazji Święta Niepodległości z taką myślą: „Tyle ludzie się rejestruje, a tak rzadko chorzy trafiają”. W lipcu zadzwoniono do mnie z informacją, że ktoś potrzebuje mojej pomocy. Pamiętam, że odbyłem wtedy długa rozmowa telefoniczną z Fundacją, ale zupełnie nie wiem, co do mnie mówili. To były takie emocje. Budzi się w tobie poczucie wyjątkowości. W głowie brzmi, że możesz komuś uratować życie. Kolejny etap to potwierdzenie pełnej zgodność. Wykonano mi wszystkie niezbędne badania, które wykluczały jakiekolwiek ryzyko związane z dawstwem. Termin oddania komórek wyznaczono na wrzesień. Myślałem: „Czemu tak długo?”. Wtedy tak naprawdę w głowie masz niewiele więcej poza myślą o tym drugim człowieku. Podporządkowujesz życie komuś zupełnie obcemu. Bo musisz przyjmować zastrzyki, które najpierw wydały mi się straszne, a później same je sobie robiłem – ja, który mdleję na widok igły – śmieje się Piotrek. – Musisz o siebie dbać bardziej niż zwykle, nie przeziębić się. A do tego wszyscy przyjmują to w tak pozytywny sposób. To jest naprawdę mega rzecz.

Zostałem biorcą

Jarek białaczkę dostał w prezencie na Boże Narodzenie. – Jeszcze w połowie grudnia biegłem półmaraton. Źle się czułem. Zrobiłem kontrolnie badania krwi. Wyrok brzmiał: białaczka. Dziś myślę, że do końca nie byłem świadomy, co się dzieje. Poszedłem na chemię, pojawiła się choroba resztkowa. Lekarze podjęli decyzje, że jedynym sposobem leczenia jest przeszczep. Sprawdzano, czy mój brat może być dawcą. Niestety, nie mieliśmy zgodności. Szukano dalej w bazach dawców. Bardzo szybko dostałem informację, że w Polsce znaleziono ponad 50 potencjalnych dawców, w Europie 300, a w Stanach 500. Wszyscy mówili, ze na pewno znajdzie się ktoś najbardziej zgodny. 26 czerwca miałem przeszczep poprzedzony ciężką chemioterapią wyniszczającą moją odporność. Nadal czekam, czy zwalczyłem chore komórki do końca. Dawcą był chłopak. ’89 rocznik. Bardzo chciałbym go poznać za dwa lata, podziękować, że podarował mi życie. Z pewnością podziękować będzie chciała także moja najbliższa rodzina.

Jarek nie wrócił jeszcze do pracy. Musi dbać o to, by się nie przeziębić, nie złapać żadnej infekcji. Kiedy pytam o plany biegowe mówi: – Lekarz, który się mną zajmował powiedział, że jak wszystko pójdzie dobrze, to za rok pobiegniemy wspólnie maraton. Nie wiem, czy świadomie, ale zmotywował mnie wtedy bardzo. Przedwczoraj wyszedłem pierwszy raz potruchtać.

O tym, co cieszy, kiedy dostajesz drugie życie, mówi Piotrek: –Pamiętam, kiedy siedziałem w poczekalni do lekarza transplantologa. Obok mnie siedzieli ludzie po przeszczepie. Rozmawiali ze sobą. Ktoś się cieszył, że już raz w tygodniu może iść do pracy, inny, że może sam wyjść na spacer. Siedzisz tam i słuchasz ich i już wiesz, że twoje życie nigdy nie będzie takie samo. Że to, co dla ciebie normalne, dla ludzi po przeszczepie nabiera innej wartości. To w tobie zostaje.

W hołdzie Ani

Piotrek i Daria, jak i wielu innych dawców, mówią głośno o tym, jak można pomóc drugiej osobie. – Jeśli się zarejestrowałeś jako dawca i nikt do ciebie nie dzwoni, to ciesz się. To znaczy, ze twój bliźniak genetyczny jest zdrowy! – tłumaczy Piotr dodając: – Cieszy, kiedy widzisz, że znajomi patrząc na ciebie też się rejestrują, że chcą pomóc. I być może jest w tym trochę egoizmu. Poczucia, że mogę się pochwalić, że uratowałem komuś życie, choć przecież nic wielkiego nie zrobiłem. – Nie wbiegłam do płonącego domu i nie wyniosłam z pożaru dziecka – mówi Daria. Dawcy jednak zostają bohaterami. I do bycia bohaterem zachęcają innych.

Jarek angażując się w sprawę Ani zachęcał swoich biegowych kolegów do rejestracji. Pisał:

„Moi drodzy uwierzcie mi, iż nie ma wspanialszej informacji jak fakt, iż w momencie oczekiwania dowiadujesz się, że gdzieś tam jest twój genetyczny bliźniak gotowy podarować ci drugie życie. Chce się podzielić tak niby niczym wielkim, a jednak czymś wspaniałym. Mając w świadomości, że poświęca ze swego życia 2-4 dni tyle zajmuje przygotowanie do separacji komórek krwiotwórczych, szpik, a daje komuś najprawdopodobniej pełnie zdrowia i wiele, wiele lat normalnego życia. Znam to uczucie, bo sam je doświadczyłem wiosną tego roku. Ja miałem ogromne szczęście, ponieważ ten genetyczny bliźniak już na mnie gdzieś tam w Polsce czekał. Miałem ten szczęśliwy traf (…)” Więcej

Przed chwilą dostałam oficjalną informację od Fundacji DKMS o śmierci Ani. Przywołano jej słowa sprzed kilku dni:

„Jest we mnie ogromna wdzięczność dla wszystkich, którzy zaangażowali się w przeprowadzenie Dni Dawcy (we Wrocławiu – przypis red.) Dla Fundacji DKMS Polska, dla rodziny, przyjaciół i wielu osób, których nawet nie miałam okazji poznać, porozmawiać. Im pragnę podziękować jeszcze bardziej i zapewnić, że na zawsze pozostaną w moim sercu. Dzięki Wam wiem, że nie jestem sama. Walczę dla Was każdego dnia.”

Dziś dotarła do nas smutna wiadomość od przyjaciół Ani z Wrocławia. Ania odeszła od nas wczoraj wieczorem. Aniu śpij…

Posted by Fundacja DKMS Polska (Baza Dawców Komórek Macierzystych) on 4 listopada 2015

 

Wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Łatwiej mi wtedy zrozumieć historie podobne do Ani. Jej śmierć nie przerwała wielkiej akcji zorganizowanej przez jej przyjaciół we Wrocławiu. Wolą Ani było, by została dokończona. Trwa rejestracja dawców, którzy jej już nie pomogą, ale ktoś inny czeka na pomoc. Tak jak czekał Jarek, jak ktoś czekał na Darię i Piotrka. 8. listopada odbędzie się bieg, finał akcji #600tysbohaterow „Wrocław walczy o Anię”. Możesz w nim pobiec. Możesz też zostać bohaterem rejestrując się jako dawca na stronie Fundacji. I możesz pomóc podając dalej tę informację, Tak niewiele trzeba zrobić, by uratować komuś życie!

Niech ta śmierć ma sens.

P.S. Więcej o akcji, która odbywa się w hołdzie dla Ani dowiecie się na „Wrocław walczy o Anię”