Go to content

„Żona. Mój wzór i idolka. Nauczycielka życia. Zrozumiałem to późno, ale nie za późno”

To nie jest historia zdrady, uniesienia z inną kobietą, a potem wracania, jak pies z podkulonym ogonem.

Nie zdradziłem nigdy kobiety, z którą jestem już kilkanaście lat.

Ale byłem nielojalny w inny sposób. Nie doceniałem, bagatelizowałem, nie zauważałem.

I nie dlatego, że nie mamy równego podziału obowiązków – mamy i chyba mieliśmy.

Nie dlatego również, że byłem złym ojcem. Nie, ojcem jestem dość dobrym. Piszę dość, bo jednak facet wychowany bez ojca, z silną matką, z matką bohaterką– musi się uczyć rodziny. Miłości, uwagi, obecności.

Gdybym trafił na inną kobietę, być może to by nie wyszło. Być może szamotalibyśmy się w swoim lęku, ranili siebie nieustannie, a potem każde z nas uciekłoby z tego związku z przekonaniem, że gdzieś indziej będzie nam lepiej, będziemy mieli pełnie.

Tak to raniłem ja. Nieuwagą. A ona była.

Dwa lata temu powiedziała, że już dłużej nie może. Że ma poczucie nieustannego dawania energii, a to nie idzie w drugą stronę. Że chce iść na terapię.

Nie rozumiałem. Przecież pracowałem, ogarniałem dom, zajmowałem się dziećmi. Dla mnie wszystko działało. Byłem zły, że się czepia. Myśl o terapii wydała mi się absurdem. Po co rozmawiać z obcą osobą o swoim związku? Ja nawet z bliskimi o nim nie rozmawiam. Po co robić to, gdy wszystko gra.

Ale żona się uparła. Zrobiłem to dla niej.

Czułem opór i bunt, ale jednak to zrobiłem. Te pierwsze spotkania to był jakiś koszmar, czułem się, jak obrzygane gówno, bo ona wylewała na mnie wiadro pretensji. Jakbym rozmawiał z inną osobą, słuchał innej osoby.

Tutaj szacunek dla naszego terapeuty, starszego faceta, doświadczonego. Był jak najlepszy mediator. Pozwolił, żebyśmy nie spłonęli we własnym ogniu.

Trudno opisać dwa lata terapii, nasz upór, żeby nad sobą pracować (tak, mój w końcu też), spotkania na Skypie. Ale teraz jest już inaczej. Naprawdę. Widzę swoje błędy. I dziś doceniam swoją żonę za.

Czułość

Tego jej najbardziej brakowało. Dotyku. Uważała, że pragnę go tylko w seksie. Nie do końca tak było, ale rzeczywiście bliskość fizyczna w codzienności nie była mi specjalnie potrzebna. Chciałem mieć ją w nocy.

Terapia pozwoliła mi zajrzeć we mnie. Wrócić do nieobecności fizycznej ojca i nieobecności emocjonalnej matki – bo ona miała troje dzieci oprócz mnie i pracowała na trzech etatach, żeby nas utrzymać. Nie dawała nam za wiele czułości. Nawet teraz, gdy to piszę, mam w gardle gule – choć nigdy wcześniej nie umiałem o tym gadać.

Uświadomiłem sobie, że to żona, jako pierwsza osoba w moim życiu, dała mi czułość. Bezwarunkową czułość, nie tylko tę fizyczną, ale też psychiczną. Była przy mnie niezależnie od wszystkiego, zawsze tak samo uważna i słuchająca.

Ja raczej byłem jak moja mama:  chciałem załatwiać, działać. To dla mnie było wsparcie. Nie bardzo też umiałem słuchać.

Rodzicielstwo

Była i jest moim przewodnikiem w tym świecie. Jest świetną matką. Czułą, uważną, potrafiącą dać dużo wolności, a zarazem postawić granice.

Patrzę na nią i czasem myślę, że moje rodzicielstwo to błądzenie z zawiązanymi oczami, gdyby nie ona – nigdzie bym nie doszedł.

Nauczyła mnie fajnej miłości do syna – nie dopingowania, ale też odpuszczania. Mówienia o emocjach. Raczej wciąż jestem w tym słaby, ale próbuję. Syn znał ojca tylko jako kompana do piłki, nart, pomocy w matematyce i fizyce. Teraz częściej mi się zwierza, potrafimy się przytulić, co kiedyś wydawało mi się takie… nie wiem, nieistotne. Bo przecież świat męski to działanie.

Pokazuje mi też, jak kochać córkę – co już jest mega wyzwaniem. Nasza córka powoli staje się nastolatką i kiepsko radziłem sobie z nagłą utratą ukochanej córeczki. Teraz po prostu zaczynam ją obserwować i pozwalać na bunt, nie gaszę jej.

Zrozumiałem, że to gaszenie jej to też lęk przed utratą miłości. Bez terapii i mojej żony, w życiu by mi to nie przyszło do głowy.

Dobrą, bezpieczną codzienność

Dla kogoś, kto najpierw drżał przed agresją pijanego ojca, drżał o matkę i młodsze rodzeństwo, a potem drżał, czy ojciec któregoś dnia nie wróci, nie rozwali siekierą drzwi, nie pozabija nas, stabilność to raj.

Wesołe śniadania, rodzinne weekendy, wspólne oglądanie filmów, przewidywalność. Rodzinne święta, gdzie nikt się nie upija, nie ma afer i pretensji.

Moja żona pokazała mi takie życie. Za to jestem jej bardzo wdzięczny.

Rozmowy

Nie miałem słów za coś istotnego. Ale ona mi pokazała, że można gadać, mówić o tym, co się czuje i tak jest łatwiej.

Nie jestem w tym mistrzem, nie będę, ale już nie bagatelizuję tego.

Przyszłość

Przed poznaniem jej były takie momenty, że nie widziałem przyszłości. Nie to, że miałem myśli samobójcze. Raczej przyszłość wydawała mi się szarą plamą, wielką mgłą, w którą muszę wejść, bo nie mam wyjścia. Ale i tak nic nie zobaczę.

Dzięki żonie przyszłość nabrała kształtów. Była naszymi dziećmi, domem, o którym marzyliśmy, wakacjami, nową pracą. Wszystko widziałem i wiedziałem, gdzie mam dojść.

Nawet teraz widzę naszą przyszłość – kiedyś dzieci odejdą, zostaniemy sami, będziemy na wakacje jeździć jesienią, dobrze się razem bawić.

Z nią wszystko jest radosne.

Dziękuję też mojej żonie, że dzięki niej zrozumiałem, że te wszystkie wyżej wymienione rzeczy nie są takie oczywiste. Że na to nie może pracować jedna osoba.

Buziaki K,

Twój M.