20 lat małżeństwa, dwoje dzieci. Uwierzyłabyś, że można to wszystko tak po prostu zostawić? Odejść do innej kobiety, nie próbować walczyć?
Nie poznaję go. Nie znam faceta, z którym przeżyłam tyle lat. Jest dla mnie kimś obcym. On – zawsze uczciwy, dla którego rodzina była czymś najważniejszym, teraz ma to wszystko za nic?
Wiadomo, że bywało różnie. Że każdy długoletni związek przechodzi różne etapy. My mieliśmy za sobą poważny kryzys. Dziesięć lat temu wniosłam pozew o rozwód. Nie chciałam być przy facecie, który nic nie robi, który się nie rozwija, który za mną nie nadąża. Miałam poczucie, że zawsze jest pół kroku za mną, że tylko ciągnie mnie w dół, zamiast wspierać. Długo biłam się z myślami. Postawiłam wszystko na jedną kartę, ale to wtedy przyszedł moment, kiedy on poczuł, że może nas stracić. Otworzył szeroko swoje ramiona i tak się starał, tak dużo z siebie wtedy dał, tak bardzo chciał, żebyśmy byli razem. I przekonał mnie. Wycofałam pozew, zaczęliśmy powoli wszystko na nowo budować. Miałam poczucie, że w końcu zmierzamy w dobrym kierunku. Po jakimś czasie zaszłam w ciążę, urodziłam drugą córkę. Wszystkie obawy, lęki z przeszłości poszły w zapomnienie.
Małgorzatę i jej męża poznaliśmy jakieś dwa lata temu przez naszych przyjaciół. Wszyscy razem, rodzinnie, pojechaliśmy na wakacje. Kilka rodzin, dzieci, rozmowy Polaków do późnej nocy, a nawet wczesnego ranka. Paweł, mój mąż, mnie wtedy zaskakiwał. Siedział z nami, rozmawiał, on, który zazwyczaj pierwszy odmeldowywał się i szedł spać przy takich nasiadówach. Fajnie, że mu się chciało, że był wtedy ze mną. Tylko czy ze mną?
Ponad rok temu coś zaczęło się psuć
Po powrocie z wakacji był jakiś nieobecny. Jestem wyczulona. Pytałam: „Paweł, co się dzieje?”. Ale jego zdaniem nic się nie działo. Czasami słyszałam, że za dużo pracuję. Wiem, że tak jest, że jak się poświęcam jakiemuś projektowi to bez reszty. Wtedy ratowałam placówkę, która kiedyś mi pomogła, teraz ja chciałam pomóc im. Raz już zrezygnowałam z pracy po takich zarzutach, kiedy mój szef mnie wykańczał, co odbijało się na naszym związku. Wiem, że związek to nieustanna praca, to kompromisy, to w końcu rozmowa. A ja jedyne co słyszałam, że to moja praca źle wpłynęła na nas, że dziś odczuwam właśnie tego konsekwencje.
Paweł nie rozmawiał ze mną. Każde moje pytanie o to, czy coś jest nie tak, czy nie chce porozmawiać, zbywał. Mówił: „Wiesz, muszę sobie wszystko przemyśleć”. „Jakie wszystko?!?” – pytałam, ale brak było odpowiedzi.
Oddalaliśmy się od siebie. Czułam to. On jakiś nieobecny głową, seks rzadziej, i jakoś tak dziwnie. Czekałam. Mówił, że potrzebuje czasu, okej, dawałam mu ten czas.
Oczywiście nasze życie w międzyczasie toczyło się normalnym torem. Spotykaliśmy się ze znajomymi, zostaliśmy nawet raz zaproszeni przez Małgorzatę do nich na imprezę. Ja się spóźniłam, ale Paweł poszedł wcześniej sam. Kiedy przyjechałam, widziałam, że stoją na balkonie, długo nie wchodzili do środka.
Chciałam to ratować
Byłam zawsze blisko. Tuż obok, czekałam, kiedy on się przełamie, kiedy zechce w końcu szczerze porozmawiać. Kupił sobie motocykl. Spoko, fajnie. Cieszyłam się. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Kupiłam nam wyjazd na weekend. Pożyczkę wzięłam, żeby od niego nie brać pieniędzy. „Paweł nie chciałbyś wyjechać gdzieś na weekend?”, spytałam pewnego wieczoru. Położyłam przed nim zaproszenie. Wpadł w szał, jak dowiedział się, że chciałabym, żebyśmy pojechali sami. „Ale jak?” – usłyszałam. „Ale co, nie chcesz jechać?” w odpowiedzi usłyszałam, że musi sprawdzić, czy mu pasuje, jak to daleko. „Przemyślimy to” – powiedział. Byłam rozczarowana, że nie zareagował jakoś tak entuzjastycznie.
Weź taty telefon
Poszedł położyć naszą młodszą córkę spać, a starsza chciała sprawdzić coś na telefonie. „Mój jest rozładowany, weź taty telefon”, powiedziałam. „Mamo, a co tata za SMS-y do ciebie pisze?”, spytała. „Jakie SMS-y?”. No „Śpij dobrze aniołku”. Kurcze mamo, to nie do ciebie, to do Gosi…”.
Jakby krew mi odpłynęła. Zmroziło mnie. Wszystkie elementy układanki nagle się złożyły… „Wyjdź i zamknij drzwi z drugiej strony” – tyle byłam w stanie mu powiedzieć, kiedy zszedł do nas na dół. Mówił, że tylko rozmawiają, że rozmawiają o dzieciach. „Co ty bredzisz? Przecież masz z kim rozmawiać, ja cały czas chcę z tobą rozmawiać. Dlaczego to ukrywasz? Masz wykasować jej numer telefonu”. Obiecał, że to zrobi, że skończy tę znajomość. Uwierzyłam… Czemu miałabym nie wierzyć?
Na weekend, na który mieliśmy pojechać we dwoje, pojechałam ze starszą córką.
Budujemy od nowa
Dla mnie to był jednak sygnał, że coś trzeba zmienić, że musimy o siebie zadbać nawzajem. Że za mało w naszym związku było ostatnio bliskości. Miałam poczucie, że budujemy coś od nowa, że nasz związek wszedł w nowy etap, że wymaga znowu dużo z naszej strony pracy, żeby pokonać kryzys i wejść na wyższy poziom, że w końcu oboje tego chcemy. Było we mnie jednak dużo obaw. Co kilka tygodni pytałam: „Masz z nią kontakt?”, zaprzeczał. Ale też cały czas był jak za szybą, nie mogłam do niego dotrzeć. Jak jesteś z kimś tyle lat, to przecież znasz go, nie wymyślasz sobie… Gdzieś w środku czułam niepokój…
„Kocham twojego tatę”
Od tamtego zdarzenia z SMS-ami minęło ponad pół roku. Byliśmy na wakacjach nad morzem. Paweł musiał wrócić do pracy na dwa dni. Zadzwonił, że ma dużo pracy, że nie wie jeszcze, kiedy do nas z powrotem dojedzie. Wieczorem nie odbierał telefonu. Dzwoniłam do starszej córki – do domu nie dotarł, od niej też nie odbierał. Ona, nastolatka, poprosiła znajomych o pomoc. Podjechali autem pod firmę. „Mamo, taty samochód tu stoi, ale w środku jest ciemno, widziałam tylko cienie dwóch osób”. Poprosiłam, żeby wracała do domu. A ona przeskoczyła przez płot, pukała w drzwi. Paweł wyszedł tłumacząc, że przysnął, że był tak zmęczony, że padł nad papierami. Zadzwonił od razu do mnie, a córka miała jechać do domu. Ona jednak została, schowała się. Kiedy oni wyszli w dwójkę, pojechała za kobietą. To była Małgorzata, ta sama, która jeździła z nami na wakacje, która zapraszała nas na imprezy do siebie, z którą mój mąż miał zakończyć znajomość kilka miesięcy temu. „Kochanie, ale ja kocham twojego tatę, mamusia ci to wszystko wytłumaczy, to takie skomplikowane” – powiedziała mojej córce, gdy ta przed jej domem spytała: „Co ty robisz z moim tatą, czemu nam go zabierasz?”.
Powiedziała to mojej 17-letniej córce… Zagrała va bank. Powiedziała to za niego i to mojej córce! Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak obciążyć dziecko? Tego nigdy jej nie wybaczę!
„Kochanie, ja to właśnie kończyłem”
Przyjechał jeszcze w nocy. Mówił, że spotkali się po to, żeby zakończyć ten romans? Okłamywał mnie. Udawał. A ja chciałam mu dać jeszcze szansę. Byłam w stanie mu to wszystko wybaczyć, bylebyśmy byli razem. Kocham go. Warto walczyć, każdy popełnia błędy.
Prawda jednak wyglądała inaczej. Okazało się, że zwierzył się naszej wspólnej przyjaciółce, że tamta kobieta, to jego druga połówka, że on chce ode mnie za rok odejść, jak nasza starsza córka zda maturę. Od niego usłyszałam, że naszym największym problemem jest to, że byliśmy tylko albo aż przyjaciółmi… „Wszystko można naprawić” – mówiłam mu. „Ale ja z niej nie rezygnuję” – powiedział.
Wyprowadził się do matki. Wrócił jednak do nas, bo nie był w stanie tam wytrzymać. Wrócił, ale tylko po to, żeby pomieszkać, żeby poczekać, aż jej dzieci się przyzwyczają do nowej sytuacji, bo ona zostawiła męża, wyprowadziła się z dziećmi.
Teraz słyszę, że tylko ja się rzucam, że on jest spokojny, że o co mi właściwie chodzi. To on jest ofiarą, bo ja nie spełniłam jego oczekiwań, bo nagle okazało się, że za mało rzeczy robiliśmy wspólnie, że zbyt mało czasu razem spędzaliśmy. Pytam go, jaka mam być? Rok mnie zdradzał, kłamał patrząc mi prosto w oczy, a dzisiaj ma pretensje, że nie chcę mu gotować obiadu? Obiadu facetowi, który czeka, aż jego kochanka powie: „Kochanie, możesz się wprowadzać, dzieci to jakoś przeżyją”. Matko, czy ty to słyszysz? Jakim trzeba być człowiekiem będąc przekonanym, że było się w porządku pozostając oszustem, niszcząc życie najbliższym kiedyś osobom, zwłaszcza naszym dzieciom?
Nie znam tego faceta. On jest obrażony, że ja jestem dla niego niemiła. W końcu ktoś musi być winny tej sytuacji. A przecież winą on nie obarczy ani siebie, ani tamtej kobiety, ona dla niego rozbiła swoje małżeństwo, skrzywdziła drugiego człowieka. Tak, jak on skrzywdził nas.
Moje życie, to dzisiaj jakaś paranoja, jakby ktoś kręcił film, w którym niechcący dostałam angaż. Stoję w środku nic nie mogąc zrobić, wykonać jakiekolwiek ruchu. Mam ochotę płakać, krzyczeć i nienawidzić. Chciałabym już na nowo wszystko zacząć, budować siebie od początku, siebie samą – bez jego udziału.
Czy dzisiaj bym była w stanie jeszcze mu wybaczyć? Nie wiem… Nie wiem, jaką trzeba być kobietą, żeby rozwalać związek innej kobiecie…