Go to content

Zatracić się w związku z biorcą, znaczy tyle samo co stracić. Stracić siebie

Fot. iStock / Mlenny

Najczęściej wiemy, w jakiej jesteśmy roli. Intuicja podpowiada nam, że nie jest po równo. Ty pragniesz bardziej, ty dajesz więcej, kochasz mocniej. Jeśli w ogóle można mówić o miłości, gdy jest jej tak niewiele. Pocieszasz się, że jest. Zadzwonił przecież. Pamiętał, że Monika to twoja przyjaciółka. Zapytał, co u mamy. Wraca. Śmieszne, że nie mówisz o nim „przyjdzie”. On nie przychodzi, on wraca. Bo nigdy nie wiesz, czy będzie kolejny raz. Taka miłość niepewna, jednostronne chcenie, związek uknuty na twoim pragnieniu. A jedna trwasz zamiast odejść. Nie masz odwagi. Albo miłość rozrywa ci płuca.

Hanka:

– Byłam tak zakochana, że nie widziałam niczego złego w tym, że nigdy nie zapytał jak się czuję, nie nakarmił, nie przepuścił w drzwiach. Biegłam do sklepu i z ciężkimi siatami wracałam do jego mieszkania ugotować dla niego obiad. Lubił jak kroiłam cebulę w małe, równe kostki. Kiedyś odłożył widelec i powiedział, że nie da się tego jeść. Cebula była nie taka. Przemoc? Nigdy tak o tym nie myślałam. Mówił to z uśmiechem i charakterystycznym dla niego wdziękiem. Przemoc nie jest urocza, on był.

Szliśmy gdzieś razem, a on wyśmiewał mój strój. Nie miałam kasy i kupowałam niedrogie marki, bo nie było mnie stać na nic innego. Byłam samotną matką i wynajmowaliśmy mieszkanie po rozstaniu z mężem. Był tak piękny, że zapierało mi dech w piersiach. Czyściłam mu płaszcz przed wyjściem i nie czułam w tym nic niestosownego. W tym związku on błyszczał, a ja cieszyłam, że jestem tego częścią.

– Skąd go wytrzasnęłaś?- pytały koleżanki. Pęczniałam z dumy. Mój facet. Moja miłość. Pytasz, jaka wtedy byłam? Wstydziłam się tego, jak wyglądam, co ubieram i czego nie wiem. Był moim mezaliansem, który traktowałam jak dar. Mówiłam sobie „jeszcze chwilę bądź, zostań ze mną dzień dłużej”. Nigdy nie miałam wątpliwości, że odejdzie. Myślę, że gdybym była taka jak dziś – odeszłabym sama i skrobałby w moje drzwi. Nigdy jednak nie miałam odwagi odsunąć się ani na milimetr. Za bardzo się bałam.

Zosia:

Zwariowałam dla niego. Straciłam głowę kompletnie. Zostawiłam fajnego faceta, z którym byłam szczęśliwa. Wiem, wiem, nie mogłam być szczęśliwa skoro odeszłam, ale naprawdę było mi dobrze. Kończyliśmy remontować mieszkanie, myślałam o dziecku. Tomek był dla mnie wspaniały, gotował, dbał, zmieniał opony w aucie, robił mi niespodzianki. Jesteś moim cudem – mówił i tulił do siebie. Jedno spotkanie, milion SMS-ów i zniszczyłam wszystko. Chciał nawet poczekać, aż mi minie, ale ja byłam jak po narkotykach.

Tamten był piękny, pachniał cynamonem, czytał te same książki i imponował mi wiedzą. Wybrał mnie, tak tak, czułam się wybranką. A wiesz że w takiej sytuacji nie wolno zawieść? Byłam pod telefonem 24 na dobę, zbieranie go jak zapił traktowałam jako wyróżnienie. Zmywałam rzygi z podłogi jakby pachniały lawendą. Rano biegiem po leki na kac i boczek na jajecznicę. Płaciłam jego rachunki i za nasze wyjazdy. Paryż, Londyn, Barcelona. Wynajmowałam apartament mimo iż nie było mnie stać. Przestałam sobie cokolwiek kupować, fryzjera zamieniłam na tańszego, krem pod oczy z Biedronki.

Dziś jak patrzę na zdjęcia z tamtego czasu, przecieram oczy. Chuda ściśnięta twarz i ten sam płaszcz przez dwa lata. Dlaczego przestałam siebie szanować? Myślę, że trwałabym przy nim, gdyby sam nie odszedł. Śmieszne, bo ona nic dla niego nie robi, a on nagle okazuje się, że potrafi uruchomić zmywarkę, zrobić jajko na miękko, przelew. Rok mi zajęło, by dojść do siebie, ale wierz mi, oddałam wszystko, co przypominało mi tamten czas. Kochałam go bardziej niż siebie.

Stracić głowę w miłości to piękne. Ale tak samo piękne ją odzyskać. Bycie dawcą może być przyjemne, pod warunkiem, że jest w tym równowaga.

Dajesz – otrzymujesz.

Kochasz – jesteś kochany.

Piękno słowo „zatracić się” w przypadku bycia z biorcą znaczy tyle samo co „stracić”. Stracić siebie. Niemal wszyscy dawcy mówią o tym samym: „znikam”, „nie istnieję”, „nie ma mnie”. Jak może więc być interesujące bycie z „niebytem”, kimś kto sam siebie nie widzi? Jak więc ma go dostrzec drugi człowiek, szczególnie gdy jest bardzo egocentryczny? Najczęściej wiemy w jakiej jesteśmy roli. Jak sami tego nie dostrzegamy, to dostrzegają to inni. Mówią „żal mi ciebie”, „to egoista jakich mało”, „zasługujesz na więcej”. A ty trzymasz się swego zachwytu, bo tylko ono staje się źródłem dobrych uczuć do siebie. I boisz się odejść. Bo lepiej mieć cokolwiek niż nic.

I tu się mylisz. „Cokolwiek” jest bardzo blisko „nic”. „Nic” jest przypisane tylko takiemu związkowi. „Wiele” albo „wszystko” czeka, jak zamkniesz te drzwi. A za nimi jest ktoś bardzo piękny, kto zniknął na jakiś czas, bo o nim zapomniałaś. Ty.