– Siedziałam w łazience i patrzyłam na swoje ciało… Było posiniaczone, zobaczyłam siniaki na nogach, na rękach… A myślałam, że on mnie tylko popycha, bo się na mnie denerwuje, bo nie chce, żebym była w tym momencie blisko niego. Większy ode mnie, mocniejszy. Jak mnie popchnął, to leciałam przez cały korytarz, na ścianę…
Agnieszka ma 36 lat, jest mamą dwóch chłopców 13-letniego Patryka i 9- letniego Damiana. Drobna, ładna bardzo. Z szerokim uśmiechem otwiera drzwi swojego mieszkania. – Przepraszam, jeszcze lampy nie mam – tłumaczy, że jeszcze się urządza. – Mieszkamy rok, ale tak naprawdę dopiero od miesiąca czuję się tu dobrze, bezpiecznie.
– No nie udało mi się jakoś to życie. Nie udało w relacjach z facetami. Pierwszy okazał się nieodpowiedzialny, drugi – uciekał z domu, właściwie go nie było, miał matkę alkoholiczkę, a w efekcie dzisiaj sam nie radzi sobie z alkoholem. Byłam przyzwyczajona, że jestem sama, że muszę sobie radzić. Na wszystko musiałam sama zapracować. Pochodzę z małego miasteczka, rodzicom nigdy się nie przelewało, na studiach pracowałam, żeby się utrzymać. Śmiali się ze mnie, że mam motorek w tyłku, bo wszędzie mnie pełno – i towarzysko i zawodowo.
Rafała poznałam pięć lat temu. Zobacz, jeszcze uśmiecham się na to wspomnienie… Mieliśmy wspólne zainteresowania, trochę się uzupełnialiśmy – on z tych spokojnych domatorów, a ja wiecznie idąca do przodu. Dobrze było mieć koło siebie kogoś, kto cię wyhamowywał, zabierał na spacer, do kina. Nie mieszkaliśmy razem. Ja po przejściach z dwójką dzieci, on w trakcie rozwodu, chyba nie chcieliśmy na początku sobie bardziej komplikować życia. Dzisiaj – patrząc z perspektywy czasu, jednego żałuję, że nie posłuchałam swojej intuicji. To ona podpowiadała, że coś jest nie tak, że to nie ten facet. Kiedy chciałam się z nim rozstać, wystawał pod moim mieszkaniem, sprawdzał czy jest moje auto, czy maska jest ciepła, by dowiedzieć się, czy wyjeżdżałam. Wydzwaniał, błagał, żebym do niego wróciła. Uległam, tyle lat byłam sama, też potrzebowałam męskiego ramienia, kogoś na kim mogłabym się wesprzeć, kto by mnie przytulił, pogłaskał po głowie mówiąc, że będzie dobrze, kiedy miałam wszystkiego dość.
Ludzie mówią: „Przecież każda kobieta ma wybór, wyrzucić go z domu, wymienić zamki i po kłopocie”. Nie wiem, czy tak kiedyś myślałam, ale dziś wiem jedno: to tak nie działa. Uwierz, ja go pakowałam, wystawiałam mu rzeczy na korytarz, za drzwi, ale to nigdy nic nie dało. Jak nie chciałam go wpuścić do mieszkania, to od szóstej rano przez godzinę walił w drzwi, kopał, a mi było wstyd przed sąsiadami… Kiedy go wpuściłam, wykręcił górny zamek, żebym nie mogła się od środka zamykać.
Narasta w tobie strach. Boisz się, że cokolwiek zrobisz, on wróci i cię zabije. Ta myśl towarzyszy ci cały czas. Niezmiennie. Boisz się zasnąć, boisz się wstać. Nie wiesz, co cię tego dnia czeka.
Wprowadził się, kiedy kupiłam mieszkanie. Nie pomagał w remoncie. Pytał tylko, kiedy to się skończy? Ile może trwać? On właściwie tylko leżał. Leżał grał w gry i wychodził do pracy. Ja byłam od sprzątania, gotowania i prania plus praca i dzieci. „Ty to masz tu zapie*dalać na szmacie, tylko do tego się nadajesz” – dziś wiem, że słyszy to każda ofiara przemocy. W wyremontowanym pokoju, w którym jeszcze nie było mebli, wstawił swoje biurko, telewizor, fotel, rozłożył sobie śpiwór: „To jest mój pokój” – powiedział. Nie wiedziałam, co się dzieje, nie wiedziałam, jak zareagować. Kiedy mówiłam: nie szanujesz nas, pomóż mi – zaczynała się awantura. Krzyczał, szarpał mnie.
Myślałam: „Może to ja jestem winna, może to ze mną coś jest nie tak, skoro już dwa związki mi nie wyszły i w tym też jest nie jest dobrze”. Tymczasem synowie spali ze mną, bo się bali. Starszemu groził, że utopi go w wannie. Młodszemu robił karczemną awanturę za to, że wziął jego długopis do szkoły. Wpadał w szał z najmniejszego powodu. Wydzielił w lodówce półki. Dawał mi 500 złotych na życie – z tego miałam go nakarmić, wyprać i utrzymać mieszkanie.
Rzucił się na mnie z rękami. Bałam się, bo w jego oczach było tyle nienawiści… Zaczął mnie dusić. Wyrwałam się i wezwałam policję. To jest śmiech na sali. Jesteś przerażoną kobietą, przyjeżdża policja, wpuszcza do twojego domu rodziców oprawcy, którzy jeszcze cię obrażają. Jego mama, która wcześniej podziwiała, jaka jestem pracowita, jaka zaradna, przy policji powiedziała: „Ona to jest leń śmierdzący! Wziął sobie mój syn taką z dwójką dzieci i musi na nich harować…”. Świat mi wirował przed oczami.
Jasne, że przepraszał. Teraz już widzę ten schemat: poniża, upokarza, zastrasza, bije i… przeprasza. Że się zmieni, że on tak nie chce, że od teraz wszystko będzie inaczej. Tyle tylko, że nic się nie zmienia. Każda ofiara przemocy powinna zrozumieć: NIC SIĘ NIE ZMIENI.
Nadeszły wakacje, a ja uciekałam z domu z dziećmi – na basen, nad jezioro, byleby tylko nie być w domu. Kiedy wracał do domu po nocce, budziłam się godzinę wcześniej z kołataniem serca, ze strachem za co tym razem wytarga mnie z łóżka… Płakałam, kiedy zabrałam chłopców nad morze i gdy zdałam sobie sprawę, że czuję się bezpiecznie w obcym domu, w obcym łóżku, że tam na wakacjach mogłam spać spokojnie.
Nikt nie wiedział. Nosisz w sobie taki głęboki wstyd, wstyd, który nie pozwala ci się najbliższym przyjaciółkom przyznać do tego, co dzieje się w twoim domu. Notorycznie odwoływałam spotkania, bo nie wiedziałam, co się wydarzy w moim domu. Jeśli już odważyłam się z kimś spotkać, to zawsze w mieście… Dom to było miejsce, gdzie pachniało strachem, gdzie unosił się zapach lęku i niepokoju.
Wiedziałam, że muszę to zakończyć, że muszę zrobić wszystko, by on zniknął z naszego życia. Musiałam to zrobić dla moich synów: „Mamo, boję się o ciebie”, „Mamo, chodź, nie dyskutuj z nim, nie kłóć się, chodź mamo, daj spokój…” – mówili, a w ich oczu trudno było dostrzec radość. Młodszy zaczął moczyć się w nocy, starszy coraz częściej zostawał u babci po szkole. Wiedziałam, że ich tracę…
Kopnął mnie w brzuch tak mocno, że poleciałam na drugi koniec pokoju. Obudziłam się z mokrą twarzą oblaną wodą, a on klepał mnie po twarzy, żebym odzyskała przytomność. Uciekł. Niewiele pamiętam. Na brzuchu miałam odcisk jego stopy. Dotarłam do sklepu przyjaciółki, zawiozła mnie na policję, zgłosiłam popełnienie przestępstwa, złożyłam zeznania, przyjaciółka była potrzebnym w sprawie na wtedy świadkiem. Do domu wróciłam z policją. Schowałam się do piwnicy, kiedy go wyprowadzali. „Co się stało?” – spytał sąsiad. Podniosłam koszulkę, pokazałam posiniaczoną twarz… Mówił, że słyszał czasami krzyki, ale nie wiedział…, że jak trzeba wymienić zamki, to on pomoże.
Całą noc spędziłam siedząc do drzwiami, płacząc i trzęsąc się ze strachu, że on wróci, że mnie zabije. Wtedy żałowałam, że poszłam na policję, że powiedziałam głośno, co on robił mi, co robił nam przez te miesiące, gdy mieszkał. To wszystko, co jest wtedy w tobie, emocje, myśli… To cię paraliżuje, nie pozwala myśleć racjonalnie.
Ciało zdradza Agnieszkę – kuli się i trzęsie na kanapie, nie jest w stanie nad tym zapanować. Pyta, czy mi nie zimno tłumacząc, że tak reaguje na silny stres.
– Dostał zakaz zbliżania się do mnie. Trafiłam do psychologa. Powoli docierało do mnie, że to nie moja wina, że niczym nie zasłużyłam na takie traktowanie. Na grupie terapeutycznej obok mnie siedziała kobieta, przez 20 lat żyła ze swoim oprawcą. Na jej twarzy widziałam każdy mięsień reagujący na wszystko to, co opowiadała. Miałam wrażenie, że mówi tylko do mnie… Wtedy zrozumiałam, że ona opowiada, jak moje życie wyglądałoby za 20 lat, gdybym z nim została… Ofiara przemocy nie dźwignie się bez pomocy specjalistów. Dla mnie najbliższymi osobami wtedy były kobiety z grupy terapeutycznej, rozumiałyśmy się, nie oceniałyśmy, wspierałyśmy.
Dzisiaj mogę już siedzieć w pokoju, który on nazwał „swoim”. Bywa, że wieczorami mimowolnie płyną mi łzy…
Jeszcze nie jestem zdrowa, jeszcze czasami za nim tęsknię, idealizuję go, bo chciałabym mieć obok siebie mężczyznę, a przecież między nami też były dobre chwile, było ich dużo. Ale jest we mnie głębokie przekonanie, że już nie pozwolę mu wrócić, że powoli odzyskuję siebie. Buduję na nowo siebie, choć już nigdy nie będę tą Agnieszką, co kiedyś. Można wybaczyć, ale nie da się zapomnieć. Wybaczyłam sobie, wybaczyłam jemu, ale piętno ofiary przemocy będę w sobie nosić do końca życia.
Przerwałam to koło, podniosłam się. Patrzę na moje dzieci, jak się uśmiechają, jak są spokojne. Zasypiają w swoich łóżkach, ja śpię coraz lepiej, mniej we mnie niepokoju i lęków.
Nie opowiadam o tym, co się wydarzyło w moim życiu. Ogólniki zna kilka osób. O wszystkim powiedziałam mojej przyjaciółce, kiedy przyleciała do Polski. Siedziałyśmy i płakałyśmy. „Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego wcześniej?” – spytała, a ja nie potrafiłam, nie mogłam, wstydziłam się.
Kilka tygodni temu spotkałam jego matkę, która patrząc mi głęboko w oczy powiedziała tylko: „Mówiłam ci, żebyś się nigdy z nim nie wiązała…”.