Go to content

To „nasze”czwarte święta. Nie chcę już czekać na to, że spędzimy je wspólnie. List kochanki

Fot. iStock/lechatnoir

Nie powinnam już na ciebie czekać. Nie dzisiaj. Czekałam przez ostatnie trzy lata. Myślałam, że to przeżyję, że to nic takiego. Święta to tylko święta, a że osobno. Ja u mojej mamy, ty ze swoją żoną i rodziną. Przecież to nic takiego. 

Pierwszy rok

Znaliśmy się 10 miesięcy. Nawet nie wiem, jak ten romans się zaczął. Pojawiłeś się w pracy, zaczęliśmy rozmawiać przy ekspresie do kawy. Pytałeś jak tu jest, byłeś zabawny. I ten uśmiech… Nie mógł mi wyjść z głowy. Spytałam w HR-ach kim właściwie jesteś, skąd się wziąłeś. “Żonaty” – usłyszałam i to mi wystarczyło, by szybko się otrząsnąć. Żonatych nie ruszam, nie zrobię tego drugiej kobiecie – tę zasadę wyznawałam i się jej trzymałam. Sama byłam po kilkuletnim związku, który się rozpadł, bo on mnie zdradził.

Pewnego dnia nie zdążyłam na autobus. Padał deszcz, klęłam już w windzie wiedząc, że będę musiała w tej paskudnej pogodzie poczekać. Jakiś miałam fatalny dzień. Zaproponowałeś, że mnie podrzucisz, a gdy winda zatrzymała się na parterze, wcisnąłeś -1. Pomyślałam, że tak, że dziś chcę, żeby ktoś choć przez chwilę się mną zaopiekował, a podrzucenie do domu było jak gwiazdka z nieba. Włączyłeś muzykę, okazało się, że słuchamy tego samego na dodatek, że mieszkamy całkiem niedaleko siebie. Zaproponowałeś, że możesz mnie zabierać do pracy i odwozić, że masz po drodze i dla ciebie to żaden problem. Podziękowałam w duchu myśląc, że nigdy w życiu. Za bardzo mi się podobałeś.

Zadzwoniłeś rano, że wyjeżdżasz z domu i będziesz za 15 minut pod moim domem. Później była kawa w ramach rewanżu, przegadane długie minuty w aucie, choć już staliśmy u mnie pod blokiem. Napisałeś SMS-a, czy możesz wpaść. Było po 21. Spytałam, czy coś się stało, a ty, że chciałbyś pogadać. Wiedziałam, że przepadłam, ale nie miałam siły już się przed tym bronić. Chemia między nami była tak wyczuwalna, że doprowadzała mnie do szału. Ile razy walczyłam ze sobą, żeby się na ciebie po prostu nie rzucić i zapomnieć o swoich zasadach. Przeklinałam dzień, w którym poznałeś swoją żonę. Przyszedłeś. Nic nie powiedziałeś, zaczęliśmy się całować, jak tylko zamknęłam drzwi.

Rano, wstając do pracy zastanawiałam się, co zrobiłam… Obiecałam sobie, że to tylko jeden raz, chwila słabości… Nie udało się tej obietnicy dotrzymać.

Pierwsze święta. Od początku wiedziałam, jaki jest układ. Nie oczekiwałam, że ją zostawisz. Chyba cały czas łudziłam się, że to nie przetrwa, że rozejdzie się po kościach. Ale kochałam cię już wtedy i tak bardzo chciałam, żebyś zadzwonił i powiedział, że do mnie jedziesz…

Drugi rok

Powiedziałam ci, że to koniec, że ja tak nie umiem, dzielić się tobą, dzielić się czasem z tobą, że albo ja, albo ona. Mówiłeś o dzieciach. Zawsze o nich mówiłeś, gdy ja wpadałam w szał. Że to dla nich za wcześnie, że są za małe, że z żoną nic cię nie łączy poza kredytem i wychowaniem syna i córki. Nie chciałeś dzieciom zniszczyć dzieciństwa, nie chciałeś tego zrobić przed świętami, mówiłeś, że to najgorszy czas, a ja czułam się jak ostatnia szmata prosząc cię o to. Miałam wyrzuty sumienia. Tłumaczyłeś: “poczekaj jeszcze chwilę, przecież wiesz, że cię kocham, że jesteś dla mnie najważniejsza”. Wtedy całe święta, powiedziałam ci, że pojechałam do mamy, ale tak naprawdę byłam sama. Wierzyłam, że jednak zadzwonisz, że przyjedziesz, że poprosisz, żebym wróciła. Nie wiesz, że wtedy stałam pod twoim domem… Stałam i zastanawiałam się, co ja robię. Chciałam wejść i powiedzieć, że twoje rodzinne życie jest iluzją, że ja jestem prawdziwa, że twoje uczucia do mnie są jedynymi szczerymi, że nie można żyć w takim zakłamaniu nawet w święta. Ale pomyślałam o twoich dzieciach, że im tego nie mogę zrobić… Zabrakło mi odwagi, a tobie nigdy się do tego nie przyznałam.

Rok trzeci

Byłam na skraju emocjonalnego wyczerpania. Nie chciałam cię słuchać, twoich wymówek, usprawiedliwień. Kilka razy w ciągu roku kończyłam nasz romans. Mówiłam, żebyś nie dzwonił, nie przyjeżdżał, ale gdy wysyłałeś kwiaty, pisałeś, stałeś pod drzwiami mówiąc, żebym dała ci szansę, odpuszczałam. Moja miłość do ciebie, choć toksyczna, brała górę.

Poszłam na terapię, żeby móc się od ciebie uwolnić, ale nie umiałam. Po jednej z awantur już we wrześniu wykupiłam wycieczkę na święta. Stwierdziłam, że nie będę czekać na ciebie. Że nie pozwolę, by moje święta wyglądały tak, jak rok temu. Wierzyłam, że do tego czasu zdołam od ciebie odejść na zawsze, definitywnie.

Nie chciałam, żebyś odwoził mnie na lotnisko, pytałeś po co ten cały cyrk, że przecież wiedziałam, w co się pakuję, że on ma dzieci, że nie może, że jeszcze nie teraz, że musisz poczekać, aż one będa większe. Płakałam w samolocie. W hotelu poznałam towarzystwo ludzi w moim wieku, którzy podobnie jak ja uciekli przed świętami, każdy z innego powodu.

Po zakrapianym wieczorze przespałam się z jednym z tych chłopaków. Też był sam, wpadliśmy sobie w oko. Myślałam, że może to mi pomoże, że zrobię ci na złość, że w końcu ty i tak masz mnie gdzieś, jestem non stop na marginesie twojego życia. Obudziłam się z moralnym kacem, chciałam natychmiast wracać, być blisko ciebie, nawet jeśli dzieli nas kilka ulic. Przestraszyłam się, że mogę cię stracić. Temu chłopakowi powiedziałam, że to błąd, że jestem z kimś… Był w szoku. Odzywał się do mnie jeszcze po powrocie, pytał, czy wszystko u mnie okej. W końcu przestał się pisać…

Rok czwarty

Kupiłam już prezenty. Dla mojej mamy, siostry, brata, ich dzieci. Dla ciebie też. Ubrałam nawet choinkę u siebie w mieszkaniu. Wiem, że nie mogę na ciebie czekać, nie mogę liczyć, że w tym roku będzie inaczej niż w poprzednich. Tydzień temu spędziliśmy cudowny weekend, cały. Żonie powiedziałeś, że masz służbowy wyjazd. Oglądaliśmy filmy w łóżku, zamawialiśmy jedzenie, było mi tak dobrze… Śmialiśmy się, żadne z nas nie wspominało o świętach. To był dobry czas. Myślałam, patrząc na ciebie w nocy, że mogę udawać, że to właśnie Boże Narodzenie, że olaliśmy wszystkich i całą tą tradycję. Postanowiliśmy nie robić “całej tej szopki świątecznej”, tylko zachowywać się jakby to był normalny weekend… Nasz pierwszy wspólny świąteczny.

Jestem twoją kochanką. Tak, muszę w końcu to nazwać. Tylko i aż kochanką. Przy mnie jesteś szczęśliwy, dzięki mnie masz dobre życie rodzinne. To naiwne, ale chcę tak myśleć. Nie chcę na ciebie czekać. Trwając w tym romansie muszę pogodzić się ze swoją rolą albo odejść. Na to nie jestem jeszcze przygotowana. Zbieram siły, nie wiem, czy mi się uda. Wiem, że za rok nie chcę już takich świąt i że nie mogę liczyć na to, że spędzę je z tobą… W ostatni weekend zrozumiałam, że nie odejdziesz od żony, nie wiem, czy kiedykolwiek to zrobisz, a ja nie chcę żyć w iluzji, że tak się stanie.