Jest taka kategoria faceta, który przyłazi po nocach do ciebie. Na seks najczęściej, ale czasem też na rozmowę. Jak w tym drugim przypadku przychodzi, to jest jak idealnie dopasowana twoja połówka. Przegadujecie noc, rozumiecie się tak doskonale. To znaczy, ty go rozumiesz, bo to on gada jak na psychoterapii o wszystkim, a zwłaszcza o życiu jakie chciałby mieć versus to, które niestety ma. Najczęściej z jakąś żoną, albo może nawet i bez żony, ale z taką ilością innych komplikacji, że z żalu nad nim łezka ci się w oku kręci, gotowa rwącym strumieniem puścić się przez policzek.
Pomimo tego, że facet tylko o sobie gada i gada, to jednak ty czujesz się wniebowzięta. W głowie świta ci myśl, że jesteście jak dwie pokrewne dusze, sobie przeznaczone, zupełnie nieprzypadkowe. Seks jest oczywiście nieziemski, a ty czujesz się z nim taka wolna, jak z nikim przed i z nikim po. Nie ocenia cię wcale, nie zwraca uwagi na wałeczek w okolicy brzucha, tylko jak w amoku jakimś, kocha cię do utraty sil. Wiec bierzesz to za oznakę czegoś. Czegoś ważnego na pewno. Skoro tylko z nim jest tak jak z nikim przed i z nikim po.
Niezła kategoria, taki facet. Niby idealny. W łóżku, w mowie, w piśmie, bo i teksty od niego zwalają cię z nóg. Rumienisz się od nich jak mała dziewczynka, a i pod wałeczkiem na brzuchu, nic tylko ogień. Płonie. Więc znowu myślisz, że stworzeni dla siebie jesteście, dopasowani jak skóra do ciała. I gładzisz jego włosy podczas gdy on odpoczywa po seksie, super zadowolony. Chyba nawet mruczy. Jak kocur. Więc uśmiechasz się w głowie. Ta bliskość, szepczesz do siebie, jest przecież taka cudowna. Bliskość ciał i bliskość dusz. Zwłaszcza ta druga, bo to przecież taka rzadkość tak się nieziemsko zespolić z facetem.
Gdybyś była w ukrytej kamerze, to byłby moment z serii „mamy cię!” kobieto naiwna. No bo sama przyznaj, czy w takich sielskich, anielskich okolicznościach nie zaczynasz marzyc po cichutku, że może kiedyś ten związek wasz idealny spod osłony nocy teleportuje się w sam środek dziennego światła i będzie jak najlepsza zabawa w dom, z dzieckiem, psem i drzewem zasadzonym w ogrodzie?
Pewnego dnia dostajesz jednak telefon, albo wiadomość tekstową, bo czasy są takie nowoczesne: „zakochałem się do szaleństwa. Nie uwierzysz, ale wreszcie poznałem kobietę, która jest taka normalna, taka w sam raz!”.
Czasami usłyszysz też, jakby na dokładkę: „odchodzę od żony, aby z nią być”.
Od tego co to żony jeszcze nie ma, takiej do porzucenia w sam raz (choć to zapewne tylko chwilowy brak), słyszysz tymczasem: „wpadnij na ślub stara, impreza w najbliższą sobotę”.
AKCJA! Mentalny kij baseballowy roztrzaskuje ci czaszkę. Dom, dzieci, drzewo w ogrodzie i pies odchodzą ze zwieszoną głową w nieznane. Dusza, ta rzekomo pokrewna idiotka, łapie za solidny sznur i wiesza się pod żyrandolem w stołowym. A na ekranie pojawia się napis: „the end”.
Nie mija rok, znowu domofon wytrąca cię ze snu. Miała być cudowna, miała być normalna, a tymczasem żyć nie daje, dławi, dusi… mówi owa kategoria po tym seksie, za którym tęskniłaś jak wariatka. Potem dzieje się klasyka i facet szepce ci słodko do ucha: kochana jesteś, cudowna, tylko ty mnie tak naprawdę rozumiesz. Słowa klucze wypowiada jak litanię. Kupujesz je wszystkie, oblepiasz się cała tym miodem i ponownie lądujesz w ukrytej kamerze. A tłum krzyczy: „mamy cię” kobieto naiwna.
A więc…. AKCJA! Budzi się nadzieja. Powraca wizja: dom, dzieci, pies i to cholerne drzewo w ogrodzie też. Biegną w twoim kierunku niesione podmuchem wiatru. Zmartwychwstaje dusza. Prawie nie może uwierzyć w tę spójność, w to pokrewieństwo, w ten doskonały dusz splot. Ale i ona rzuca się w szczęścia wir.
„Serdecznie zapraszamy”, mówi speaker z ekranu. Taniec z gwiazdami, nowa edycja, a w niej: ona i on. Facet tej kategorii i kobieta naiwna. Partnerzy doskonali. Dopóki gra im muzyka.
I nawet nie próbuj człowieku logiczny główkować dlaczego, po co i jak. Logika, akurat na tym parkiecie, nie ma żadnych szans. Bo to parkiet, na którym i ona i on, uczą się kochać siebie. Zwłaszcza ona. To dla niej przede wszystkim ten parkiet. Dla niej gra ta muzyka. Czasem bez końca, gdy uparcie odmawia spojrzenia prawdzie w oczy, a czasem tylko do czasu. Bo taki taniec to nie sprawa rozumu. To sprawa obolałego serca i umęczonej duszy. A te sprawy jak wiadomo, czasu wymagają.