Stary, czy wiesz, że czasami najlepsze, co mógłbyś dla niej zrobić, to pozwolić jej odejść? Zdziwiony?
Znam ten schemat. Od dawna wam się nie układa. Ty oczywiście jesteś przekonany, że w sumie nic złego się nie dzieje, to jakieś jej fanaberie, które w końcu miną. Wymyśla, czepia się, a przecież jesteś cały czas taki sam, nic się nie zmieniło, tylko jej nagle coś nie pasuje, prawda?
I czekasz, aż jej przejdzie. Dobra, oddalacie się od siebie, może faktycznie mniej z nią rozmawiasz, ale to dlatego, że każda rozmowa kończy się kłótnią i wrzaskiem z jej strony, na co ty niespecjalnie masz ochotę. Nie słuchasz jej, nie wiesz, co do ciebie mówi. Uważasz, że to nieustannie jest ten sam bełkot – że jej nie wspierasz, że nie jesteś czuły, że o niej nie myślisz w ciągu dnia, itepe. Bzdury, prawda? Przecież jesteś. Cały czas, czego ona jeszcze chce. Popłacze w poduszkę, przytulisz ją w łóżku i jesteś przekonany, że to wystarczy. Wkurzasz się, że seksu jakoś mniej, że ona nie ma ochoty, wymiguje się. Czasami jej to wyrzucasz, ale ona dostaje jeszcze większej furii krzycząc, że nic nie rozumiesz, że nic do ciebie nie dociera, więc odpuszczasz. I czekasz. Czasami robisz sam sobie dobrze pod prysznicem, musi wystarczyć, związek w końcu wymaga poświęceń.
Jednak pewnego dnia, wracasz do domu, a ona oznajmia, że odchodzi. Pakuje się bez słowa. Nie chce już się jej gadać. Stoisz w lekkim szoku zastanawiając się: „O co do cholery chodzi”. I wtedy dociera do ciebie, że ona chce cię zostawić. Zaczynasz pytać, co się stało, dlaczego, tłumaczysz, że chcesz o nią walczyć, że może pójdziecie na terapię, że przecież zasługujesz na szansę. Przy czym okazuje się, że tych szans ona dawała ci całe mnóstwo.
Ale nie odpuszczasz. Prosisz o jeden wieczór, przygotowujesz kolację, podczas gdy ona leży w sypialni z oczami wlepionymi w sufit. Później próbuje ci na spokojnie wytłumaczyć, że już tak nie może żyć, że potrzebuje czegoś więcej, że czuje się niekochana, nieatrakcyjna, że rozminęliście się – ona idzie dalej, a ty stoisz w miejscu. Dowiadujesz się, że brak zmian jest czymś złym, że status quo, które obowiązywało w waszym związku kilka lat temu się wyczerpało, a ty nawet tego nie zauważyłeś. Słuchasz jej – w końcu jej słuchasz i gorączkowo myślisz, że nie wszystko stracone, że nie jest za późno. Dajecie sobie czas. Ona wyjeżdża do mamy, przyjaciółki, brata – gdzieś, gdzie odpocznie od ciebie.
A ty? Ty jesteś jak zwierzę w klatce. Szybko dostrzegasz jej brak. Nie ma kawy, śniadania, nie ma wypranych ciuchów, nie ma ciepła, jej śmiechu. Czujesz wyrwę w swoim życiu. I najpierw wpadasz w rozpacz – dzwonisz do niej, błagasz, by wróciła, obiecujesz, że wszystko się zmieni, że będziesz inny, że ją kochasz. Tylko ona powtarza, że już wszystko słyszała, że nie chce tracić czasu, który ucieka jej przez palce. Gdy mówi: „Chcę być szczęśliwa”, wpadasz we wściekłość. Zmiana nastroju jest diametralna – znowu do niej wydzwaniasz, ale jesteś niemiły, mówisz jej wiele przykrych słów, uważasz, że nigdy z nikim nie będzie jej lepiej. Odgrażasz się, że jak ona będzie chciała wrócić, to ty nie będziesz czekać. Ale potem wpadasz w panikę. Jej nie ma. A ty chcesz ją odzyskać. Ta gra trwa długo, ona wraca, ty przez tydzień, dwa się starasz, wierząc, że to wystarczy. Wszystko wraca do dobrze znanej ci normy i tak jest okej. Ona dostała, co chciała, zmieniłeś się przecież na chwilę.
Ale po jakimś czasie, znowu chce odejść, nie widzi szansy dla was. Jest smutna, zmęczona, przyglądasz się jej i dociera do ciebie, że rzadziej się uśmiecha, że jakby trochę się poddała, nie krzyczy faktycznie, nie walczy o swoje, odpuściła…
I chociaż dzisiaj do ciebie nie dociera, jak twój związek wygląda naprawdę, chociaż będziesz potrzebował mnóstwa czasu, by móc na to spojrzeć z boku, z dystansem. Być może nigdy nie zdobędziesz się na odwagę, żeby dostrzec swoją winę w tym, co się stało. Ale stary – pozwól jej w końcu odejść. Zapewnij ją o swojej miłości, jeśli tak czujesz – powiedz, że będziesz na nią czekać. Puść tę miłość. Jeśli była prawdziwa – będziesz o tym wiedział, zmienisz się dla niej nie na chwilę, ale na zawsze, a ona wróci – być może, jeśli nie straciła resztek nadziei. A jeśli nie wróci – życz jej szczęścia. Zasługuje na nie, choćby dlatego, że jest ważna osoba w twoim życiu. To trudne. Ale dojrzałe jak jasna cholera.