Trafił mi się. Mój własny, prywatny zabójca idealistycznej wersji miłości, morderca tego, co dobre i piękne we mnie. Emocjonalny socjopata. Nie mylić z psychopatą, bo on nikogo fizycznie ze skóry nie obdziera. Po prostu bierze, co chce, a potem, jak się posypie, przekonuje, że to nie jego wina.
Podobno w pierwszej fazie znajomości to najbardziej fascynujący typ ze wszystkich mężczyzn. Potrafi być elokwentny i zabawny, ma wdzięk i charyzmę. Wie, co i kiedy powiedzieć, sprawia wrażenie niezwykle tobą zainteresowanego, przez moment jesteś jego królową i boginią. W wersji podstawowej, szuka obiektów spragnionych miłości i uznania, tzw. łatwe cele. Kobiety poranione. Takie, które marzą o księciu z bajki (niech będzie, że naiwne), bo takim rycerzem na białym koniu potrafi być dobrym. Wedle literatury fachowej, mile łechce swoje ego, i tak już rozdmuchane, kiedy to białogłowa wpatruje się w niego cielęcym wzrokiem. Kobieta silna się na niego nie złapie, więc takie omija szerokim łukiem, rzucając w ich kierunku pogardliwe „Bo ty to taka WYZWOLONA/FEMINISTKA jesteś…”, wszelkie przejawy niezależności kobiety traktowane są jak zagrożenie.
Emocjonalny socjopata to ktoś z gatunku Doktor Jekyll i Mister Hyde – w jednej chwili cię kocha, w drugiej nienawidzi, nigdy nie wiesz, na czym stoisz. Coś obiecuje, coś deklaruje – a tu nagle wielkie nic. Daje słowo, ale po trzech tygodniach już mu się odwidziało. Zabawa z nim przednia, jak na karuzeli lub rollercoasterze. Dajesz się wciągnąć w takie wesołe miasteczko uczuć, sama zmieniasz się trochę w maniaczkę, usiłując nadążyć, sprostać i jednocześnie nie stracić.
Ten typ z lubością obwinia innych („To Ty mnie do tego zmusiłaś”, „To ona założyła na mnie sidła”) i gra na uczuciach. Rolę biednego misia ma opanowaną do perfekcji. Żona w ślub wmanipulowała, a w ogóle to się w jędzę zmieniła po latach, partnerki zawsze zdradzały, koledzy oszukiwali, szefowie nie doceniali.
Zadajesz pytanie, a odpowiedzi brak lub jest odpowiedź mętna. Jasna deklaracja to nie w jego stylu. Jeszcze by taka kobieta wiedziała, na czym stoi i dopiero by było!
Socjopata w związku niewiele się uczy, jeśli już, to tylko jak doskonalić technikę. Będzie zaprzeczał, póki się nie złapie za rękę, a potem zastanowi się nie nad tym, co zrobił źle, tylko dlaczego wpadł. Dla mojego męża problemem nie było to, że mnie zdradzał, tylko że przeczytałam jego prywatnego SMS-a, z którego wychodziło, że mnie zdradza.
Ten typ często przejawia też rys narcystyczny – jest zajęty sobą i swoimi potrzebami zajęty tak bardzo, że nie starcza miejsca i czasu na innych. Bywa to akcja w stylu „bo ja taki zły jestem”, będący w rzeczywistości także obsesyjnym wręcz zainteresowaniem się sobą samym. Tutaj każdy jest wrogiem – narcyzm nadwrażliwy zakłada, że inni wiecznie chcą go wyśmiać, oszukać, zmanipulować.
Socjopata to jednocześnie tchórz – konfrontacji unika jak ognia, niczym struś stara się włożyć głowę w piasek tak głęboko, że prawie cały się schowa nim dopuści do siebie jakiekolwiek słowa krytyki i zareaguje. Opcjonalnie może zareagować agresją, jak już kobieta bezczelnie zaatakuje i będzie się domagać wyjaśnień.
Długo nie dopuszczałam do siebie informacji, że mój ukochany nie jest zdolny do miłości. To choroba. Jakichś klocków w środku brakuje i tyle. Nawet po wyprowadzce, gdy zaczęła na jaw wychodzić moja poważna choroba, wierzyłam w jego pomoc i wsparcie. Szybko jednak wróciłam do formy i stwierdziłam, że odbijanie się od pustych obietnic, niepewności i nieprzewidywalności – to już zabawa nie dla mnie. Ja potrzebuję jasnych, logicznych podstaw w moim chwilowo postawionym na głowie (dosłownie) świecie. Mój Miś nadal jest obok wyłącznie na własnych warunkach. Nadal z chęcią przerzuca piłeczkę na moją połowę boiska, zrzucając na mnie ciężar działań.
O socjopacie w związku czytałam już parę lat temu – paradoksalnie, dosyć szybko dostrzegłam niebezpieczne cechy u mojego partnera. Potrafiłam to nazwać, oswoiłam, zrozumiałam podstawy. Tylko nie wiem, jak ja to robiłam – ale w żadnej z mądrych publikacji i opracowań, nie widziałam jednego zdania, które obecne było WE WSZYSTKICH – że socjopata się NIE ZMIENI. Że nie ma szans, proszę pani, proszę czasu nie tracić. Ja naprawdę tego nie widziałam! Nie słyszałam, gdy mówili to inni, dużo mądrzejsi ode mnie! Do samego końca dałabym się pokroić za mojego partnera i broniłabym jak lwica mojej opinii, że to jest dobry facet, który się otrząśnie! On zrozumie, no na pewno, to jakieś chwilowe zaćmienie. Ja się bardziej postaram, on na terapię pójdzie i będzie dobrze!
Ha ha!
Mój kolega terapeuta nazywa to tak: „pacjent ma emocjonalną jaźń zakopaną tak głęboko, że dokopanie się do niej może oznaczać przekopanie się na drugi koniec Ziemi”. Żeby się zmienić, trzeba czuć się źle z tym, że się kogoś rani. A jak można kogoś zranić, skoro to ten ktoś jest winny, nie ja?
Byłam partnerką w oszustwie wystarczająco długo. Pomagałam mojemu partnerowi oszukiwać samą siebie, w imię wyimaginowanej bliskości i ratowania związku
Mam wiadomość: związku w pojedynkę się nie uratuje.