Znów byłam z nim na randce. Przyjechał sportowym samochodem. A ja… udawałam, że z wielką łatwością i zwinnością sarenki do niego wskakuję. Musiałam jakoś ukryć przed nim to, że w moim wieku jednak takie niskie zwieszanie pojazdu jest, mówiąc oględnie, mało wygodne. Potem gdy chciałam na czerwonym świetle sięgnąć po coś do torebki, którą zostawiłam na tylnym siedzeniu samochodu, zamurowało mnie. Dosłownie znieruchomiałam i nie byłam w stanie odpiąć pasów, by odwrócić się i gramoląc przez fotel, sięgając ręką z jakimś stękiem na tylne siedzenie po chusteczki do nosa – bo taką scenę sobie wyobraziłam. Na pewno by wtedy odkrył, jak stara i nieporadna już jestem. Jak ja mam dalej funkcjonować w tej relacji?
Potem było jeszcze gorzej. Kiedy szliśmy do restauracji na kolację – wydawało mi się, że on po prostu biegnie. Natomiast gdy wchodziliśmy na czwarte piętro do niego po schodach, odkryłam, że on zupełnie nie łapie zadyszki. O seksie z nim nawet nie chcę myśleć. Oblewają mnie zimne poty za każdy razem, gdy tylko biorę to pod uwagę. Błagam, powiedzcie mi, jak wy to robicie, że umawiacie się z dużo młodszymi facetami? Czy naprawdę nie łączy się wam to z jakimś lękiem albo chociaż obawą, że on odkryje, że macie mniej jędrne ciała niż jego koleżanki? Albo że macie mniej sił, energii czy czegoś tam jeszcze? I dlaczego starsi panowie kompletnie nie zawracają sobie głowy, umawiając się z dwadzieścia czy piętnaście lat młodszymi laskami? A może się mylę? Może oni też się stresują?
Mój obecny adorator jest młodszy o dziesięć lat
Krystian ma 33 lata. Moje koleżanki cieszą się i zagrzewają do walki o ten związek, mówiąc: – Słuchaj, skoro to on cię wyhaczył, nie powinnaś się w ogóle przejmować. Znaczy, że lubi starsze laski. Znaczy, że twój wiek mu absolutnie nie przeszkadza.
Jednak ja wcale taka pewna tego nie jestem. Wprawdzie Krystian twierdzi, że nie wyglądam na swój wiek i że dałby mi najwyżej 32 lata, ale ja wciąż przed nim udaję. Nie jestem sobą i nie potrafię się odprężyć. Codziennie od kilku tygodni zadaję sobie pytanie, czy kiedykolwiek będę umiała to zrobić. Bo jeśli nie, to nie powinnam sobie tym facetem zawracać głowy. Po co tak udawać bez przerwy?
Rozpisuję więc teraz sobie na kartce wszystkie plusy i minusy. To fakt, że wyglądam raczej na trzydziestolatkę i dlatego mam szczęście do takich partnerów. Jednak do tej pory umawiałam się z panami o trzy, no góra pięć lat młodszymi. Zawsze po jakimś czasie te miłostki okazywały się to niewypałami, bo oni okazywali się niedojrzałymi chłopcami. Jeden nawet powiedział mi wprost na pierwszym spotkaniu, że celowo zahacza na portalach randkowych „starsze kobiety”.
Właściwie to złożył mi dość oburzająca ofertę, wyłuszczając swoją filozofię randkowania. Powiedział: – Czterdziestki nie cisną w kierunku posiadania dzieci. W zasadzie takie laski niewiele wymagają od faceta, na wszystko brakuje im czasu, ponieważ posiadają dzieci. I to dzieciom są poświęcone bez reszty. Dlatego właśnie są idealnymi kochankami, w sam raz babkami do umawiania się tylko na seks.
- Zobacz także: Najgorsza randka z Tindera? 170 cm wzrostu, czarna marynarka, białe spodnie i trzy kolczyki w prawym uchu
Czy nie uważacie, że takie podejście to jest jakiś koszmar?
Teraz czas na plusy spotykania się z Krystianem (zaznaczam, że mieliśmy dopiero kilka randek, w dodatku bez finału, czyli bez seksu). Na ten moment wydaje mi się, że plusów jest naprawdę wiele. Moje życie od kilku tygodni nabrało kolorów i zawrotnego tempa. Nie leżę już wieczorami na kanapie, oglądając Netflix. Wyszliśmy już do kina, na fantastyczny koncert i do kilku knajp, których nie znałam, a które okazały się po prostu przepyszne. A sam Krystian… No cóż, mimo że jest młodszy od mężczyzn, z którymi do tej pory się spotykałam, to jednak wydaje się bardziej dojrzały. Sporo mamy też wspólnego. Lubimy podróże, stare samochody i książki fantasy. Fajnie nam się gada, cudownie żartuje. Oboje skończyliśmy ASP i teraz pracujemy jako graficy. No i mówiąc szczerze – kilka razy genialnie się całowaliśmy.
Czy są minusy?! Oczywiście – na samą myśl, że mnie zobaczy nagą… No, nie wiem, czy się kiedyś po prostu na to odważę. I jeszcze ten okropny lęk, że taki związek jednak musiałabym w swojej głowie traktować terminowo. Myślę, że za maksimum dziesięć lat Krystian mnie zostawi i poszuka sobie młodszej. Nie będzie chciał być z kobietą po pięćdziesiątce. Nie wierzę w to! Nie potrafię.
A co jeśli on kiedyś zapragnie mieć dzieci? Czy on zdaje sobie w ogóle sprawę, że ja za pięć lat pewnie wejdę w menopauzę? Poza tym ja temat posiadania potomstwa już odpuściłam. Nie zamierzam ryzykować. Kiedy opowiadam o tym wszystkim moim przyjaciółkom, one tylko pukają się w czoło i mówią: – Dziewczyno, zbaw się. Dlaczego ty o wszystkim myślisz tak poważnie? Jak się nie odważysz, to nigdy nie przekonasz się, co z tego będzie. A może tylko fajny romans? A może coś poważniejszego? A jak zdarzy się fart, to może i związek na całe życie? Wyluzuj i przestań analizować w koło.
Czy ja zawirowałam? Pomóżcie!
Gdy one tak mi doradzają, coraz częściej myślę, że zwyczajnie nie pasuję do dzisiejszego świata. Nie jestem kobietą, która potrafi się zabawić. Nie jestem w stanie, jak moje koleżanki, zadzwonić do kumpla i powiedzieć mu wprost: – Mam ochotę na bzykanie. Przyjedziesz?
Moje przyjaciółki i znajome żyją lżej, mniej w nich lęku, mniej katolickiego sztywniactwa, które, mimo że już od dawna nie chodzę do kościoła, ciągle płynie w mojej krwi. Zostałam wychowana tak, że miłość to miłość, a związek to związek. Innych form damsko-męskich nie umiem, nie wyznaję, nie próbowałam. Może więc już najwyższy czas, by coś zmienić, by się przełamać. Bo jak nie spróbuję, to Krystian lada moment zwinie żagle. Po cichu liczę randki i tygodnie, podczas których go zwodzę. Przecież naturalną rzeczą jest myślenie, że w końcu pójdziemy do łóżka…
Ostatnio spytałam przyjaciółki, czy nie powinnam szczerze powiedzieć o tym wszystkim, co czuję Krystianowi. O moich wszystkich lękach i demonach. A one chórem na to: – Nieee! Nigdy w życiu! Wystraszysz go. Zarazisz swoimi wątpliwościami!
Dlatego już sama nie wiem, co robić. Piszę ten list, bo mam więcej pytań niż odpowiedzi. Najbardziej chciałabym, by odpowiedziały mi kobiety, które są lub kiedyś były w podobnej sytuacji. Czy czujecie na co dzień, że wasz partner jest młodszy? Czy warto ryzykować? A może odwrotnie rozsypał się wam taki związek i cierpiałyście okropnie? A jak wyglądał seks? Czy bardzo się wstydziłyście, że on odkryje, że jesteście starsze? Proszę, napiszcie mi kilka zdań, co o tym myślicie?