No cóż powiedziałabym Ci być może wszystko w twarz gdyby nie fakt, że zadzwoniłaś na chwilę, znów tylko po to, żeby opowiedzieć o sobie. Że w te święta on na pewno odejdzie od żony, że to kretynka, znów robi aferę o pierniki i choinkę, ciągnie go do sklepów.
No a co ty dzisiaj robisz? – rzuciłaś krótko. Ja? No cóż, chyba niewiele różnię się od żony. Ciągam A. do sklepu, chcę ubrać choinkę, upiec ciasto. Wywaliłam rzeczy z szafy, układam. No wiesz, wszystkie te rzeczy, których nienawidzisz. „Nic takiego” odrzekłam. Nie chciałam zamęczać cię głupotami. Gładko się pożegnałaś. W naszej przyjaźni zbliżamy się do ściany.
Starałam się być tolerancyjna, rozumiejąca, dobra. Więc kiedy powiedziałaś, że się zakochałaś, ucieszyłam się, choć nie ucieszyło mnie, że ona ma żonę i dziecko. Bo jednak jestem żoną i choć ty byłaś moją najlepszą przyjaciółką, rozumiałam też ją. Szczególnie, że sama byłam kiedyś zdradzona.
Przedstawiłaś mi jednak jego pewność i ból małżeński tak teatralnie i spektakularnie, że byłam kupiona. Wszyscy błądzimy, wiem. Dlaczego miałabym mu nie zaufać. Zaraz potem zabrał cię do Chorwacji. Wysyłałaś mi kolorowe zdjęcia, te bardziej intymne też wysyłałaś jako dowód, że jest wam wspaniale. Pisałam, że pięknie, że nawet zazdroszczę, szczególnie, że sama nie byłam w najlepszym momencie swojego małżeństwa. „Zaraz jej powie” tłumaczyłaś po powrocie. W porządku, przecież nie pytałam za wiele, nie chciałam wchodzić w twój świat w butach. Wciągnęłaś mnie jednak do niego. Wciągnęłaś mnie w wir emocji.
Siadałaś u mnie na kanapie z winem i opowiadałaś o waszym seksie. Że najlepszy, bardziej niż wyjątkowy. Opowiadałaś o zabawach i odlotach w przebieralni, w kinie, w hotelu.
– Czy myślisz, że nie kocha się z żoną? – pytałam.
– Oczywiście, że nie. On nic do niej nie czuje – mówiłaś.
– Aha – odpowiadałam.
Przecież nie wiedziałam o nim wszystkiego.
Siadałaś u mnie na kanapie z kawą i płakałaś, że nie zadzwonił w ciągu dnia w sobotę.
– Może on po prostu jest z nią – sugerowałam.
– On nie ma lęku przed dzwonieniem. Ona nam nie zagraża.
– Aha – odpowiadałam.
Przecież nie mogłam wiedzieć, co jest dla was zagrożeniem.
Potem moja kanapa stała się karuzelą twojego życia. Piekło, raj, piekło, raj.
Po czterech miesiącach poznałaś mnie z nim. Zrobiłam nawet kolację, i bardzo się starałam. Ale jednak nie polubiłam go. Intuicja nie zawodzi mnie nigdy, teraz mi mówiła, że jesteś na chwilę, że jesteś przystankiem. Próbowałam ci to nawet powiedzieć. Tyle, że się wściekłaś i tego samego dnia zadzwoniłaś do M. i zwierzyłaś się jej, że robię to, bo ci zazdroszczę.
Milczałam więc. A ty we mnie wlewałaś słowa i historie. Wciąż te same. Że on odejdzie, że znów spędziliście wspaniały weekend. Kiedyś spontanicznie spytałam czy nie czujesz się źle, że rozbijasz rodzinę, najeżyłaś się.
Kiedyś spontanicznie spytałam, czy nie uważasz, że on być może ma taki styl kontaktu z kobietami, pogrywa tobą, żoną, może kimś jeszcze, najeżyłaś się.
To już w sumie nie wiem co powinnam mówić.
A wiem. Miałam go nienawidzić, gdy nienawidziłaś go ty. Wtedy miałam się złościć i mówić, że jest idiotą.
Miałam go kochać, gdy kochałaś go ty. Rola przyjaciółki, tak.
Mija drugi rok tej naszej szarpaniny. Jesteś zmęczona, choć wciąż wierzysz. Widzisz, ja też jestem zmęczona. Tyle razy już ci tłumaczyłam, że romans jest raczej oznaką słabości, ale jeśli już jest niech prowadzi do jakiegoś celu.
Tak, zdarza się, że on naprawdę jest nieszczęśliwy i będziecie za chwilę razem, ale to nie trwa tak długo nigdy. Poza tym proszę cię czasem, żebyś mi podała konkrety z waszej miłości.
Mówisz, że seks, że on ci powtarza, że jesteś wyjątkowa, jedyna, że nigdy aż tak. Że pisze. Że dzwoni, przyjeżdża, mówi. Że coś ci się śni i to dowód, że jesteście blisko.
A ileż ja razy mam ci powtarzać, że miłość to nie słowa?
Moim zdaniem on nigdy nie zostawi żony – ty nie chcesz tego słyszeć.
On nie szanuje jej, i ciebie nie szanuje – ty nie chcesz tego słyszeć.
Pat, co? A przecież jesteś taka mądra, taka wykształcona, masz tyle planów.
To dlaczego twoja głowa nie ostrzega serca?
Twoja przyjaciółka, czyjaś żona.