Czy miłość może być po prostu dobra? – pytasz. Czy ty się nudzisz? No wiesz, z tym samym facetem.
Czy ty nie myślisz o innych? Czy ty… Och, jakże ja bym chciała mieć miłość stabilną – wyznajesz.
Wiem, też czasem pytam ciebie. Chociaż w zasadzie pytam mniej, bo już wiem, że żyjesz tylko w stanie ekstazy albo w stanie rozpaczy. Znam te rytmy. Akceptuję.
Chociaż dziś, gdy mówiłaś o A. która od 11 lat żyje bez seksu z ojcem swojego dziecka, to trochę się zdziwiłam. Spytałam nawet: A ona nie chciałaby odejść?
Usłyszałam: Ona boi się odejść. Aha.
Twój związek też analizujemy bez końca. Oczywiście w twojej rozpaczy, bo kiedy jest ekstaza to mówisz tylko „okej” i skupiasz się na pracy. Lubisz zapominać jak on cię rani, nie zauważa, bo przecież też jesteś DDA, a ktoś kto miał trudne dzieciństwo ma przedziwną umiejętność zapominania, dostosowywania się i nie rozmawiajmy o tym więcej, bo żyć i zapominać trzeba.
Ale nie trzeba, wiesz?
Patrzę wtedy na swoje spokojne życie, myślę o tym, że dziś On chrapał i nawet pomyślałam o drugiej w nocy ze wstrętem, że tego się da nie znieść po prostu i to potworne, że On wciąż nie zoperował sobie przegrody. Że to egoizm i nieuwaga. Bo przecież nie śpię i może się, do diabła, przeniosę na kanapę.
Ale nie bardzo mogę na tę kanapę, bo to właśnie przy Nim odnajduję spokój.
No wiesz, miłość stabilna, miłość nudna, przewidywalna, nie targana żadną złością poza tą, że on chrapie, nie napisał SMS–a, nie odłożył.
Niektórzy z powodu „nie odłożył” nawet się rozwodzą, ale za dużo w życiu przeszłam, żebym mogła pomyśleć o rozstaniu z powodu skarpetek, jogurtu, czy łyżki. Ziew straszliwy, co?
Ale wybacz, kochanie, lubię tę pewność, którą daje stabilna miłość…
Że on obudzi się i kątem oka obserwuje jak wstaje. Sunie do łazienki, żeby umyć zęby. Takie śmieszne ludzkie nawyki, że oni nie zrobią czegoś bez czegoś. On nie zrobi kawy bez tych zębów, więc mogę nawet napisać plan tego poranka. Potem naleje wody, zapali papierosa, nie cierpię tego, zacznie sypać ziarna do ekspresu. Przepraszam, wiem, że wolisz szybciej, ale miłość stabilna ma swoją powolność.
Jeśli mówisz, że jej chcesz – zastanów się czy na pewno.
Lubię jego pośpiech w zbieraniu się do pracy…
„Zapłaciłaś rachunki?” „A co z bankiem, a gazem?”. Niektórzy nazywają to nudą, ale ja lubię patrzeć na niego w tym momencie przemiany. Z nocnej bezradności w siłę, inaczej patrzy, ton nabiera mocniejszej nuty. Wciąga na siebie spodnie, opakowuje się w rzeczy, w które opakowujemy się wszyscy. Ale ja jestem świadkiem jego przemiany co bywa intymniejsze niż seks. „No to hej”rzuca. Wiem, że powiesz, że „hej” jest nudne. Ale ja jestem wdzięczna za te same poranki przez lata, bo one są moją życiową pewnością. To przekleństwo albo dar. Wolę patrzeć na to jak na dar, sama rozumiesz.
Lubię nawet tę jego nieobecność w ciągu dnia…
Bo zawsze jest zapowiedzią powrotu. Nie boję się, gdy mówi: „spóźnię się”, „umówiłem się z T”. Bo wiem, że on mówi co czuje i nigdy nie oszukuje – naprawdę można mieć takiego mężczyznę. Ale ty przecież czasem mówisz, że lubisz się bać.
Kroję marchewkę i tłukę kotlety. Jestem mieszczańska i taka przewidywalna w tych kilku kulinarnych hitach. A on zawsze mówi, że dobre, wyśmienite.
Miłość stabilna jest czasem taka czułostkowa, zupełnie bez potrzeby. Z tym „misiu”, „kotku” i innymi zdrobnieniami, które żenują prawie każdego poza związkiem. Nas nie, bo nawet nie zauważamy. Jeśli mówisz, że chcesz tej miłości dobrej, zastanów się czy na pewno – przecież lubisz twardzieli.
A i seks. Ludzie tak czasem o to pytają. O ten seks w bardzo stałych związkach. Czy on jest boski, czy żaden. Istnieje czy ze świecą go szukać.
Lubię nasz seks…
Gdy on tym w sumie zawsze dość podobnym językiem i słowami, o których wiem, że je uwielbiam – doprowadza mnie gdzie chce. Albo raczej zabiera. Gdzie chcemy oboje. I w tym seksie jest wszystko za czym tęsknią ludzie, bo i czułość, i prowokacja jest, przewidywalność i nieprzewidywalność. I absolutne poczucie, że to nasze.
No ale w gruncie rzeczy dotyka cię wciąż ten sam facet.
Jeśli mówisz, że chcesz stabilnej miłości, zastanów się, bo jednak to ten sam, a nie wciąż inny.
I seks nie jest narzędziem, ani uniesieniem, ani szaleństwem. Nie zawsze w każdym razie.
No i te wieczory.
Lubię, gdy on opowiada mi o sobie, gdy mości się na kanapie.
I w tej kanapie nie wieszczę końca miłości tylko raczej widzę jej siłę. Że oni dwoje ze sobą, bezpiecznie. Po prostu. Bez ciśnienia na jakąś oryginalność. Ale czy ty byś się w tym odnalazła? Na tej kanapie. Ona jest takim spektakularnym obiektem żartów, a obiecuję, że na tej kanapie jest przepięknie– jeśli kochasz.
Czy ludzie, którzy tak krzyczą, że brakuje im spokojniej miłości są w stanie znieść jej zwyczajność? Czasem– moim zdaniem– nie są i dlatego wciąż szukają innej. Groźnej, gorącej, niepokojącej. Albo chociaż namiętnej, kiedy kanapa służy tylko do bzykania.
Moja kochana przyjaciółko, jest mi smutno, że nie czujesz się w miłości pewnie i dobrze, że musisz wciąż zasługiwać. Że płaczesz i wciąż uczysz się odraczać emocje. Nie zadzwonię, nie napiszę, nie powiem.
Nie, ostatnio w ogóle nie myślę o tym, że mogłabym inaczej.
Tak, miłość może być po prostu dobra.
Ale nie wszyscy dobrą miłość potrafią w swoim życiu znieść.