No dobra, wiemy, że nie orgazm czyni seks dobrym, ale na pewno lepszym. Wiemy już też, że nie zawsze orgazm jest w seksie potrzebny, czasami liczy się wiele innych jego aspektów. Bliskość, intymność. W końcu orgazm to nie wszystko. Niby. Niby mamy się nie przejmować, że go brak, zwłaszcza tego, który dotyka punktu G. Wiemy też, że orgazm można osiągać na różne sposoby, niekoniecznie wtedy, gdy on jest w środku i niekoniecznie z partnera udziałem…. To mit, na którym często budujemy wizję seksu idealnego.
Może dlatego tak często udajemy orgazm? Bo która z nas nie udawała? No chociaż raz drogie panie? Nie zdarzyło wam się?
Zrobiłam szybką kobiecą sondę mailową. Temat złapał, potraktowany z dystansem i śmiechem. Ale kilka jednoznacznych odpowiedzi padło.
Okazuje się, że jak już orgazm udajemy, to najczęściej robimy to:
Z nudów
Wiecie na zasadzie on wkłada, wyciąga, a ty gapisz się w sufit i myślami jesteś już zupełnie gdzie indziej – na pewno nie we wspólnej sypialni. Zamiast zacząć ziewać kilka razy wzdychasz głośniej i już. Po zawodach. Możesz zająć się bardziej dzisiaj interesującymi cię rzeczami.
Z braku czasu
Znacie to? Kiedy on krąży wokół, czai się zaczepia. A wy kompletnie nie macie głowy do seksu, no może jeszcze głowę tak, ale czasu za grosz. Bo zupę gotujecie na kolejny dzień, bo jeszcze musicie koszulki dzieciom wyprasować. Paznokcie do pracy pomalować, a on z tym seksem. Więc udajecie, że mega satysfakcję osiągacie przy szybkim numerku w łazience i spokojnie wracacie do swoich zajęć.
Z powodu innych planów
Chcesz obejrzeć film w telewizji, właśnie dzisiaj poczytać książkę, albo zadzwonić do przyjaciółki na długie wieczorne ploty. Ale czujesz, że seks wisi w powietrzu. Kiedy zaczynasz mieć świadomość, że może on znacznie się przedłużyć niż początkowo zakładałaś. Pach – orgazm. I po wszystkim. Dziękujemy.
Dla świętego spokoju
Żeby już przestał za nami chodzić z tymi proszącymi oczami, kiedy każda próba rozmowy sprowadza się do seksu. Myślisz – dobra, niech da mi wreszcie spokój. A że nie bardzo sama masz ochotę, to trochę poudajesz, co by on miał trochę satysfakcji, że przyłożył do tego wybraną część ciała.
Z litości
Brrr. Udawanie orgazmu z litości nie brzmi dobrze, ale okazuje się, że się zdarza. Bo nam go szkoda, że stara się i stara i nic mu nie wychodzi, my nawet nie drgniemy. No więc, żeby poczuł się lepiej, to co nam szkodzi poudawać.
Z uprzejmości
To mnie zastrzeliło. Bo to wynik wychowania grzecznej dziewczynki, która nikomu nie chce sprawić przykrości. Nie chce też jej sprawić swojemu partnerowi, może to w końcu nie jego wina, że nie potrafi jej doprowadzić do orgazmu. Więc ona tak grzecznie poudaje, żeby było mu chociaż miło.
Dla prokreacji
Podobno kobiety udają często orgazmy, kiedy starają się o dziecko. Wtedy często seks jest sprowadzany tylko do jego fizyczno-mechanicznej strony. Nie zawsze mamy ochotę, ale może tym razem się uda. Kobiety twierdzą, że udając orgazm zachęcają swoich facetów do częstszego seksu tym samym zwiększając możliwość zajścia w ciążę. Podobno skuteczne.
Z wyrachowania
No niestety. Zwłaszcza, gdy chcemy nowe buty, albo powiedzieć, że z przyjaciółką planujemy weekendowy babski wypad. Seksem manipulujemy facetami… pewnie każdej z nas chociaż raz się zdarzyło. Co więcej, idziemy krok dalej, bo już nie tyle seksem, co własnym orgazmem próbujemy facetów zmanipulować.
Z niezadowolenia
Bo niewygodnie, bo coś cię uwiera, a on jest w takim amoku, że nawet nie możesz mu tego powiedzieć. Pozostaje ci tylko udawać orgazm, wtedy może twoja udręka się skończy szybciej, niż próba wytłumaczenia, że może jednak przenieść się w wygodniejsze miejsce, albo zmienić pozycję.
Bo tak trzeba
Bo jak facet ma się czuć, kiedy zostawia kobietę bez orgazmu, przecież w każdym filmie, każdym porno ona krzyczy w niebogłosy, więc my myślimy, że to seksi i że właśnie o to chodzi w całym tym seksie chodzi.
Dla niego
Bo wydaje nam się, że facet, jak nie doprowadzi kobiety do orgazmu, to będzie miał tylko doła, że on za główny cel stawia sobie nasze westchnięcia, krzyki, i kto co tam ma do dołożenia do swojego orgazmu. Jak taki cel stawia – miło, gorzej jak nijak ten orgazm nie nadchodzi. To w końcu my umęczone dla niego ten orgazm udajemy, żeby uwierzył nam, gdy na koniec mówimy: „Kochanie było cudownie”.
Żeby wkurzyć sąsiadów
The last, but not least. Udawany głośny orgazm dla wkurzenia sąsiadów jest moim hitem. Ile z nas wpadło na taki pomysł? Któraś się przyzna? Podobno znajoma znajomej innej znajomej tak robiła. Sąsiadki patrzyły na nią z zazdrością, a ona – cóż może orgazm nie zawsze, ale mając przed oczami spojrzenia sąsiadek nie mogła się powstrzymać.
A wy? Dodałybyście coś do tej listy?