O rety, utonęłam ostatnio w dyskusji, która toczyła się w sieci, czy cipka to brzydkie słowo. Szczerze – najpierw czytałam i nie dowierzałam. Bo okazało się, ze według wielu kobiet cipka to słowo, które nie powinno być używane przy dzieciach, że brzydkie, fuj i w ogóle o czym tu mowa. Nie ma to jak słodka brzoskwinka, czy nawet cytrynka, ale cipka – co to to nie. Zwłaszcza, ze c*pa uznane jest wulgaryzm, a oburzeni słowem cipka próbowali dowieźć, że w tym przypadku niedaleko pada jabłko od jabłoni. A może wisienki – bo takie określenie cipki też znalazłam – jak wisienka na torcie próbował tłumaczyć autor tego określenia.
Pomyślałam sobie – no tak, znowu dyskusja o tym samym, o seksie na poważnie. Bo jak już widzę te wszystkie waginy, pochwy, sromy to robi się dorośle, dojrzale i bez humoru, bo humor i seks w naszym przekonaniu w parze iść nie mogą. Chyba, że w zaciszu sypialni: „Wejdziesz w moją waginę swoim penisem?”. Nie wnikam, może ktoś tak lubi i to go właśnie kręci. I super.
Poszukałam, poczytałam. Cipka wiadomo – oznacza w pierwszej kolejności młodą kurkę. Skąd nazwa? Od wołania kurczaków, w końcu na wsi często można było usłyszeć charakterystyczne „cip cip”. Zresztą mój znajomy ostatnio nazwał cipkę kokoszką, czym wywołał salwę śmiechu, ale patrząc etymologicznie – mocno w nazwie się nie pomylił. Że też nigdzie na żadnych forach nie znalazłam określenia kurka – może dla oburzonych cipką by się nadawała, toż to niemal jak synonim.
Cipka w słowniku widnieje także jako nazwa żeńskiego organu płciowego. Pospolicie używane, nie jako wulgaryzm, podobno końcówka -ka łagodzi w tym przypadku wszystkie obyczaje. I teraz czy cipka to sama dziurka, czy może i łechtaczka i srom i wzgórek łonowy. Wymieniać wszystkiego podczas seksu nie sposób, jeśli już chcielibyśmy być poprawni. Pomiziaj mnie po wzgórku, teraz popieść łechtaczkę, srom, a na końcu zajmij się cipką. Można by się trochę pogubić.
Dla mnie cipka to cipka – całość, wszystko co się składa na to tajemnicze COŚ między nogami każdej kobiety czy magnetyzujące TAM z lekkim wskazaniem palcem lub wzrokiem.
Ja tam z nikim w dyskusję się wdawać nie będę czy cipka jest be i lepiej używać bardziej poetyckich nazw. Jak ktoś ma naturę romantyka, może zechce usłyszeć od ukochanego o swoim kwiecie orchidei, na którego płatkach wychodzi rosa (znalezione – nie wymyślone przeze mnie). Być może komuś pasować będzie pierożek czy cheesburger – tak tak, są tacy, którzy w ten sposób mówią o cipkach. I okej, może lubią gotować, a seks zresztą słusznie – jest dla nich rozkoszą porównywalną do jedzenia. Myślę, że w niejednej sypialni padło: „Daj mi tu do schrupania swoje ciasteczko”.
Ale przecież jeszcze jest foczka, muszelka dla tych, którym dobrze nadmorskie klimaty się kojarzą. Może marzą o seksie na plaży albo właśnie ten wspominają jako najlepszy. Jest jeszcze całe mnóstwo, które z seksem ewidentnie są związane – pieszczocha, rozkoszka – i słusznie – bo gdzie jeśli nie TAM, znajdziemy największą przyjemność. No to tak bez pruderii, proszę drogich pań, bez zaczerwienionych policzków – czy cipka nie daje nam rozkoszy, czy jakaś inna część ciała jest dla nas źródłem większej ekscytacji i uniesień? Dobra, dobra, zaraz ktoś zacznie mówić o chemii mózgu, a ja chcę o seksie. Po prostu. O cipce, brzoskwince, kokoszce, muszelce czy pieszczotce. Nie chcę udawać, że to coś między nogami nie istnieje, czy uważam za kompletnie nieistotne i zbędne – no oprócz sikania, stąd ta sikawka, czasami rozróżniania na damską i męską czy po prostu siczka.
Cipka jest dla mnie ważna i bardzo ją lubię. I nie wyobrażam sobie życia bez niej nie tylko ze względów fizjologicznych, ale też tych rozkosznych. I szczerze przyznajmy – jest cudowna, bo do osiągnięcia orgazmu nie potrzebujemy nawet drugiej osoby, czasami sobie myślę, że to najlepsza rzecz, jaka została nam kobietom w naszej fizyczności dana. Eh, nawet nie myślę i nie czasami, po prostu jestem o tym przekonana. Każdego dnia.
Ale, że temat mnie pochłonął, zadzwoniłam do mojej ulubionej pani od seksu, czyli Joanny Keszki. Kto jak nie Joasia, którą ostatnio Facebook blokuje, bo uważa, że treści przez nią publikowane są nieprzyzwoite (swoją drogą zupełnie moim zdaniem niesłusznie), lepiej wypowie się w kwestii cipek. To ona mówi kobietom: „Macie prawo do przyjemności, weźcie lusterko, przyjrzyjcie się sobie, nie udawajcie, że istniejecie tylko od pasa w górę”.
„Problem nie jest w słowie, tylko w ludziach” – zaczyna Joanna i to już wstęp do dyskusji. Bo co komu przeszkadza ta cipka, czy brzoskwinka czy pochwa? To jest wulgarne, tamto infantylne, inne medyczne, a kokoszka śmieszna. No i co z tego proszę pań. A niektórzy mówią Bronka i wysyłają SMS-a „Idę z Bronką do palca-grzebalca” – i wszyscy wiedzą o co chodzi, niektórzy się oburzą, niektórzy zniesmaczą, niektórzy poczują za konieczne skomentowanie owej Bronki. Ale po co, skoro ta kobieta ze swoją Bronką jest szczęśliwa, tak jak ta, która nazywa ją Walentyną czy Bożeną, słyszałam też o Jadwidze.
Joasia Keszka porusza ważną kwestię mówi o tym, że kobietom nadal w seksie odbierany jest głos, my nadal mamy się wstydzić używania któregokolwiek ze słów, bo wtedy nie będziemy się domagać niczego dla siebie, nie będziemy się w seksie komunikować, mówić co nam sprawia przyjemność większą, a co żadną. Kobieta o seksie ma milczeć, tak jak o swojej kurce (strasznie mi się spodobało to określenie). Jakkolwiek TEGO nie nazwie jest źle, jest piętnowana także przez inne kobiety.
Drogie Panie wraz z Joasią (bo zapewne do tego apeli się przyłączy) mam taką prośbę – nie udawajmy, że nie mamy cipek, brzoskwinek, muszelek, pierożków, wagin, sromu, pipek, piczek, Michalinek. Mówmy o nich tak, jak lubimy o nich myśleć i pozwólmy na to innym. Możemy się roześmiać, pożartować, podyskutować, ale na miłość boską odczarujmy tę naszą seksualność, przemówmy ludzkim głosem, mówimy co nam ślina na język przyniesie i dajmy innym do tego prawo. Chcesz powiedzieć swojej córce, że ma cipkę – proszę bardzo, a ty, że ma cytrynkę – niech będzie. Tylko niech się miło kojarzy, każdej z nas, od początku, niech cipka nie będzie naznaczona poczuciem wstydu, złymi doświadczeniami naszych matek, babć czy nawet nas samych.
Dla mnie to COŚ między nogami to cipka – tak mówię ja, mój mąż, moi synowie, którzy z czasem siusiaka zamienili na penisa, ale też wiedzą co znaczy ch*j.
A ty co masz między nogami?
P.S. Jeśli ktoś nie zna Joanny Keszki – zapraszam serdecznie na www.barbarella.pl, tam więcej o cipkach.