Niedaleko mnie mieszkała para staruszków. Co niedzielę szli do kościoła na tę samą godzinę. On w płaszczu, ona w kapelusiku, eleganccy, trzymali się zawsze za ręce. Widziałem, jak kiedyś on zrywał jej kwiaty z miejskiego klombu, a ona się śmiała i mówiła, że wariat. Piękni byli. Piękna musiała być ich miłość, skoro zaprowadziła ich aż tutaj.
A później ona umarła. Jego znaleziono w dniu pogrzebu, przy stole, na którym stały dwie filiżanki zaparzonej kawy. Nie żył. Odszedł zaraz za nią.
Człowiek rzadko kiedy może żyć bez drugiego człowieka. Zwłaszcza, gdy tak bardzo kochał.
Ale przecież dla niektórych po stracie życie toczy się dalej. Choć już nigdy nic nie będzie takie same.
Kiedy wymawiasz słowa przysięgi małżeńskiej, zakładasz obrączkę, twoja dusza łączy się z drugą osobą. Każda sekunda życia przestaje być już tylko twoją własnością. Część ciebie odciska swoją obecność w jej życiu, a ona w twoim. Tak to się dzieje.
Twoje życie nagle staje się nieskończenie ważniejsze niż wcześniej, bo teraz ty stajesz się odpowiedzialny nie tylko za swoje, ale też za czyjeś życie.
Pamiętaj – nie próbuj naprawiać swojego małżeństwa. Zobacz, przed każdym lotem dostajesz instrukcję bezpieczeństwa. Gdyby coś się działo, rodzice, którzy lecą z dziećmi, mają najpierw sobie założyć maskę tlenową, dopiero później dziecku, prawda?
Jest to sprzeczne z naszym instynktem, zawsze w pierwszej kolejności chcemy chronić dzieci. Im zapewni bezpieczeństwo. Ich dobro będzie dla nas zawsze najważniejsze.
Tak właściwie to przez całe życie uczymy się stawiać potrzeby innych ponad nasze. Rodzice, przyjaciele, koledzy z pracy – zawsze ktoś jest ważniejszy od nas samych.
Fakt, że z czasem niektórzy uczą się zdrowego egoizmu, mają odwagę zrobić coś w końcu dla siebie i w zgodzie ze sobą.
Prawda jest jednak taka, że jeśli nie potrafisz być dobry dla siebie i sam o siebie zadbać, to nie możesz być dobry dla kogoś innego. Jeśli nie masz na twarzy maski tlenowej, to jak uratujesz swoje dziecko, o które najpierw się zatroszczyłeś?
Zdradzę ci pewną tajemnicę. Jeśli nie potrafisz być prawdziwy, autentyczny, najlepszy w swoim małżeństwie, to ten związek na pewno się nie uda. Z góry jest skazany na porażkę.
Znacie tę śpiewkę: „To nie ja, to ty”, „To nie ja, to ona”. Zawsze ktoś musi być winny, zwłaszcza, gdy nieciekawie zaczyna się dziać w małżeństwie. „Ona była zupełnie inną kobietą kiedyś” – stary, wiesz ile razy ja to mówiłem? Ty też powtarzasz tę bzdurę? I pewnie ona tak myśli o tobie – że to nie ten sam chłopak, że obcy człowiek, że nie da się z tobą wytrzymać. Zdziwiony? Spytaj żony, może odważy się powiedzieć ci prawdę, która dla nikogo nie jest łatwa.
Dwoje smutnych, sfrustrowanych ludzi. Siedziałem z moją żoną na kanapie głupio gapiąc się w telewizor. Nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Każde naburmuszone wykrzykując niemo setki pretensji i żalów, nigdy niewypowiedzianych głośno.
I jak ci dwoje, którzy czują się niekochani, niepotrzebni, wykorzystani, mają ze sobą współpracować naprawiając swoje małżeństwo?
Ja tak próbowałem z moją żoną. Nie było szans, żeby się udało, dlatego uważam, że ratowanie małżeństwa nie zaczyna się od próby współpracy, tylko od zadbania w końcu o siebie, o to co ja chcę.
Widziałem pary w trakcie terapii. To było straszne – nieustanne skakanie sobie do gardła i z jednej strony udowodnienie, kto jest lepszy, a z drugiej kto winny temu, że znaleźli się w gabinecie na kozetce.
Ona: „To wszystko przez niego, nic go nie obchodzę, przez niego czuję się beznadziejnie!”.
On: „Co jeszcze muszę zrobić, żeby ona w końcu była zadowolona?!?”.
Znacie ten schemat. Jedno chce zadowolić drugie, drugie próbuje to pierwsze i nikt nie myśli o sobie. Nikt nie pomyśli: „Co ja mogę zrobić dla siebie, żeby poczuć się lepiej”. Moja żona była wszystkiemu winna. Nawet temu, że po praniu ginęły mi skarpetki. Myślę, że o mnie myślała podobnie.
Więc może rusz dupę i przestań się zastanawiać, jak twoja żona czy mąż cię unieszczęśliwia i ogranicza. Jak sprawia, że twoje życie jest nieszczęśliwe.
Weź pomyśl, co możesz zmienić w sobie, żeby pokonać tę przepaść, która dzisiaj was dzieli. Jakby każde z was skupiło się w końcu na sobie, pobyło samolubnym starając się być jak najlepszym, to może łatwiej by było dawać i kochać bezinteresownie.
Jakiś czas temu przeczytałem, że może miłość to przepaść między dwojgiem ludzi, która jest nie do pokonania, choć my cały czas próbujemy ją przeskoczyć.