Mój kochany, bardzo zapracowany mężu,
uwierz mi, naprawdę rozumiem, jak bardzo jesteś teraz zajęty. Widzę to każdego dnia w twoim zniecierpliwieniu, kiedy rano nasz syn nie może sobie poradzić z zawiązaniem sznurówek, a ty spieszysz się na ważne zebranie. Widzę to w twojej złości na rzeczy zupełnie od ciebie niezależne, takie jak deszcz albo wizyta mojej mamy. Widzę to w twoim zmęczeniu, kiedy nadchodzi piątek, a ty nie potrafisz już się z niego cieszyć tak, jak dawniej, nie planujesz już wycieczek, ani obiadów we trójkę w ulubionej pierogarni.
Zbliża się weekend, moment, który od kilkunastu miesięcy przeraża mnie coraz bardziej. Moment, w którym spotykają się nasze oczekiwania. Ja oczekuję, że wreszcie zajmiesz się dzieckiem, że w końcu zabierzesz nas na spacer, że może wieczorem, znajdziesz chwilę na małżeńską planszówkę. Ty oczekujesz świętego spokoju, żeby móc przejrzeć projekty na przyszły tydzień. I tu nam się wszystko rozmywa. Zamykasz się w sypialni i mówisz, że „musisz to zrobić”, obiecujesz, że jak tylko skończysz, to „coś razem porobimy”. Kończy się – jak zawsze, na obietnicach.
Przez ostatnie tygodnie liczyłam w głowie twoje wymówki i argumenty, które miałyby przemówić za tym, że właściwie ciebie z nami (ze mną i naszym synem) nie ma. Najczęściej powtarzały się te cztery:
- Musisz się rozwijać
- Przecież robisz to wszystko dla nas
- Bo ty właściwie tylko zarabiasz w tym domu i musisz się starać
- Bo przecież podzieliliśmy się obowiązkami
Zacznijmy więc od początku. Chcesz się rozwijać. Zawsze chciałeś, bo jesteś ambitnym facetem. Ja też jestem ambitna. Nie wyglądam tak pewnie już teraz, kiedy widzisz jak w rozciągniętym dresie tańczę wokół kanapy bawiąc się w „Stary niedźwiedź mocno śpi”. (Nigdy nie chcesz się przyłączyć, naprawdę, strasznie się zrobiłeś poważny, odkąd mamy dziecko.) Ale przysięgam. Nadal chcę mieć wspaniałe życie zawodowe, chcę się spełniać w pracy. Dlatego rozumiem, jak ważni są w moim życiu najbliżsi: ty, nasze dziecko, nasi rodzice, przyjaciele. Dlatego czas spędzany z wami jest dla mnie wyjątkowo cenny. Wczoraj nasz syn pierwszy raz policzył do 20. Nie pomylił się. Tego wieczora napisałam chyba najlepszy artykuł w moim życiu.
A wiesz jak kreatywna jestem, odkąd odkryłam kinetyczną plastelinę? Wiesz, na ile wspaniałych pomysłów wpadłam bawiąc się klockami LEGO? Wiesz, jak wiele dowiaduję się o sobie, kiedy nasze dziecko wpada w złość i uczy się brać odpowiedzialność za to, co nabroił i podejmuje pierwsze decyzje?
Świat trzylatka mówi o nas samych więcej, niż byś się spodziewał.
Mówisz, że to „wszystko” dla nas. Ale zapominasz, że to „wszystko” również dzięki nam. Nigdy nic nie działało na mnie równie motywująco jak świadomość, że mam was, że jesteśmy rodziną. Gdyby nie nasza ciąża, nie zmieniłbyś wtedy pracy, pamiętasz? Nie chciałoby ci się zmieniać stabilnej, „ciepłej” posady i rzucać w wir obowiązków, o których wcześniej nie miałeś pojęcia. Odkąd mamy Młodego, czujesz, że powinieneś o nas zadbać w najlepszy możliwy sposób. Tylko, że komfort życia i bezpieczeństwo materialne to dla nas nie wszystko. Nic nie zastąpi tych chwil, kiedy jesteśmy tylko dla siebie, kiedy czuję twoją obecność, ale tę prawdziwą, nie podzieloną między pojawiające się na ekranie telefonu czy komputera maile z pracy, a nieprzytomne „tak, oczywiście, słucham cię”.
Rozumiem, że musisz czasem pójść na służbową kolację. Tak, wiem, że nie możesz „urwać się” z pracy wcześniej na pierwsze przedstawienie naszego syna w przedszkolu. Wiem, pracujesz tak dużo dla nas, w trosce o naszą przyszłość. Mogę ci wybaczyć, że ostatnio pomyliłeś datę naszego ślubu i zapomniałeś o piątej rocznicy. Ale kiedy przychodzi weekend, przypomnij sobie, jak fajnie usiąść na dywanie i zagrać w chińczyka. Jak fajnie pobiegać z dzieckiem w parku, oderwać się od tej całej presji i słowa „kariera”. Podarować małemu człowiekowi najpiękniejszy znak miłości: swoją uważność. Całą, tylko dla niego.
Oczywiście, moja pensja za te kilka artykułów miesięcznie, przy twoich zarobkach wygląda śmiesznie. Ale wiesz co? To moja obecność w domu sprawia, że nas na takie życie stać. Jestem przecież etatową nianią, kucharką, firmą sprzątającą i cateringową, zapomniałeś? Co byś zrobił, gdybym teraz pojechała na zasłużony urlop (tego od etatów „domowych”, nie miałam przecież od trzech lat)?
Twierdzisz, że nie mogę narzekać, bo na taki podział obowiązków się umówiliśmy. Przyznaję, sama zdecydowałam, że zostanę w domu z dzieckiem. Ale pamiętam jeszcze czasy, kiedy stęskniony biegłeś do nas z biura i dopytywałeś, jak minął nam dzień.
Wiesz, gdzie to wszystko się podziało? Kto nam to zabrał?
Nasz syn właśnie poszedł do przedszkola, za chwilkę wrócę do „normalnej pracy”. Ale dziecko i dom, i gotowanie, i sprzątanie, wszystko to zostanie z nami. Wyobrażasz sobie teraz, że wracasz z pracy i musisz zająć się przygotowywaniem obiadu, sprzątaniem, opieką nad dzieckiem, zakupami? Tak właśnie będzie wyglądało moje życie, jeśli zaraz czegoś nie wymyślimy, by na nowo zorganizować nasze życie. Zorganizować je razem.
Kochanie, na koniec chciałabym powiedzieć ci coś o sobie. Nie mówiłam tego wcześniej nikomu, bo nie wydawało mi się to istotne. Ale teraz myślę, że to bardzo ważne. Ja też jestem zmęczona. Nie fizycznie. Jestem zmęczona próbą zrozumienia ciebie, jestem zmęczona ciągle licząc na to, że ty mnie zrozumiesz. Jestem zmęczona próbując „wyszarpać” od ciebie trochę czasu dla nas. Ale przede wszystkim, mimo, że zmęczona, jestem nadal kochającą cię żoną.
Jutro sobota. Czekam w salonie. Wzięłam warcaby i stary przepis na pomidorową. Ugotujesz?