„Każdy bowiem mężczyzna w mocno średnim wieku, chcąc mieć romans z młodą kobietą i żyć z nią w konkubinacie, musi liczyć się z pewnymi wydatkami, chociażby na drobne upominki do jakich można zaliczyć zakup kobiecie bluzki. Żądanie zwrotu kwot wydatkowanych na upominki…. jest moralnie naganne….” – widziałaś to orzeczenie sądu w Łodzi? 55 – letni facet pozwał swoją byłą, młodszą o ponad 20 lat dziewczynę, by zwróciła mu pieniądze, które wydał na jej jedzenie, ciuchy i prezenty. Chciał od niej 33 tys. wraz z odsetkami – Anna pokazuje mi artykuł w gazecie opisujące tę kontrowersyjną sprawę.
– W miłości nie chodzi o pieniądze tylko o serce – mówię jej, bo czuję, że tak powinnam powiedzieć. Ale w głębi duszy gdzieś tam wiem, że miłość to jednak też koszty materialne.
Moja rozmówczyni nie komentuje, chociaż mam wrażenie, że patrzy na mnie jak na idiotkę. I zaczyna opowiadać….
„Marka poznałam dokładnie rok po tym, jak zostawił mnie facet, z którym planowałam życie, dom, dzieci. To nie były tylko moje plany, bo rozstanie miało miejsce trzy miesiące przed ślubem. Sukienka i wódka była już kupiona. Okazało się, że od roku prowadził drugie życie. Tamtej też ponoć obiecywał ślub.
Ale była wiosna i choć mi było wciąż źle, nie mogłam usiedzieć w domu. Poszłam na piwo, bo na żadne spacery czy kina wciąż nie miałam siły. Siedziałam w ogródku, piłam to moje piwo z sokiem i w pewnym momencie zagadał do mnie facet siedzący przy stoliku obok. Też był sam. Przypominał mi trochę mojego ojca i pewnie dlatego w ogóle zaczęłam z nim rozmawiać.
Widziałam, że facet ma obrączkę na palcu, ale rozmowa w knajpie, to jeszcze nie przestępstwo. Tyle, że na rozmowie się nie skończyło. Jedno piwo, drugie, piąte i pojechaliśmy do niego. Seks jak seks, było normalnie, a ja myślałam, że na tym jednym się skończy. Nie skończyło się. Nagły romans przerodził się w pięcioletni związek. Dość specyficzny, bo Marek miał żonę, tyle, że mieszkała na drugim końcu Polski. On awansował, wyjechał do Warszawy, dostał służbowe mieszkanie i robił karierę. Na weekendy potulnie wracał do domu. Tłumaczył, że „do dzieci”, a z żoną go nic nie łączy.
Wierzyłam, bo wszystko wyglądało dość prawdopodobnie. Zdjął obrączkę z palca. Po roku nawet zamieszkaliśmy razem, wiec wydawało mi się, że aż tak ściemniać nie może. No bo niby jak wytłumaczyłby się żonie, gdyby odkryła moją nieobecność??? O święta naiwności, po czasie dowiedziałam się, że oficjalnie to wynajmował mi pokój. Nie przyznał się do podwyżki, więc dodatkową kasę tłumaczył wpływami z najmu. Żona pewnie się cieszyła.
Marek był ode mnie starszy o ponad 20 lat. Dobrze zarabiał, był ustawiony. Ja wtedy byłam zwykłym urzędnikiem. Zarabiałam grosze. O ekstra ciuchach, kosmetykach czy dobrym fryzjerze mogłam tylko pomarzyć. To problem, jeśli masz faceta jakby „z górnej półki”. Bo raz, że sama czujesz się obok niego jak uboga krewna, a dwa, że wstydziłam się z nim chodzi na oficjalne, służbowe imprezy. Partnerki jego kolegów zdecydowanie były kilka poziomów wyżej ode mnie.
Wiadomo, że nie chciałam brać od niego kasy. Dziwna ze mnie kochanka? Może i dziwna, ale ja przecież myślałam, że jestem jego narzeczoną.
Tak czy owak, trzeba było jakoś wyglądać na tych jego służbowych rautach.
Dlatego najpierw zdecydowałam się z nim zamieszkać, potem przymykałam oko na to, że nie dokładam się do zakupów. Miałam więcej pieniędzy na siebie. Ale na luksusy stać mnie nie było. Marek to wiedział, dlatego jak robił prezenty, to zawsze konkretne. Raz dostałam od niego zegarek za 800 zł, innym razem dołożył mi ponad 500 zł do sukienki, to znów kupił aparat fotograficzny i laptopa. Drogie? Z pewnością, ale jak sobie dziś myślę, to tak naprawdę nie wypada, żeby mężczyzna w średnim wieku, kasiasty obdarowywał swoją kobietę jakimś badziewiem. Zwłaszcza, gdy ta jego dziewczyna ma dwadzieścia lat mniej.
On pewnie też tak czuł, bo nie raz mnie pytał, czy nie zostawię go dla młodszego. Koleżanki też się dziwiły, co ja robię z takim starym dziadem. Rodzice nic nie mówili, ale patrzyli karcącym wzrokiem. Mama tylko raz powiedziała, że jest przystojny.
A mnie było z nim tak dobrze. Do czasu oczywiście, bo im bliżej do jego emerytury, tym między nami zaczynało się psuć. Wiadomo było, że straci swoje mieszkanie i trzeba będzie coś wynająć albo kupić. Marek zżymał się, że w Warszawie tak drogo i on przecież gdzieś w Polsce ma swój dom. O rozwodzie już nie mówił. O ślubie ze mną tym bardziej.
Nagle dowiedziałam się, że za dwa tygodnie zostanie emerytem. Wyprowadza się z Warszawy. Będzie mieszkał z żoną. Że przeprasza. I że nigdy nie zapomni tych lat. I że będzie tęsknił.
Nie chcę wracać do tego, co przeżyłam, bo to była masakra. Kilka miesięcy spędziłam na zwolnieniu lekarskim i straciłam pracę. Okazało się, że wszyscy poza mną mieli mnie za kochankę dobrze ustawionego pana. Pan odszedł ze stanowiska, poleciałam i ja.
Jakby tego było mało, pewnego dnia Marek zadzwonił i poprosił mnie o spotkanie. Zgodziłam się, bo miałam nadzieję, że powie, że do mnie wraca. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że podchodzi do mojego stolika z żoną. Poznałam ze zdjęcia.
On się nie odzywał. Żona uprzejmie poprosiła o zwrot prezentów. Chciała i zegarek i laptopa i nawet o ubrania zapytała. – Musi pani zrozumieć, że okradała pani nasze dzieci – mówiła.
Wstałam i wyszłam. Wybiegli za mną. Marek mówił: – Ania, zrozum…Żona wyzywała od sukowatych naciągaczek, k…. i że chciałam rozbić jej rodzinę.
Poszłam do domu. Przez tydzień odbierałam od nich obraźliwe esemesy. W końcu wkurzyłam się, zapakowałam wszystko i im wysłałam. Nawet sukienki, majtki i do połowy zużyty krem.
I wiesz co? Żałuję. Poświeciłam mu pięć lat życia. Facet mnie przez tyle lat oszukiwał, a ja kurcze, taka uczciwa, oddałam mu wszystko? Bo żona krzyczała?
Dziś bym nie była już taka głupia. To były moje rzeczy. Nikt mu nie kazał mi ich dawać. Dlatego gdy przeczytałam o tym orzeczeniu sądu, to się ucieszyłam z tego, że są kobiety, które nie dają się tak wyrolować jak ja.
Na marginesie: Nikt mi za przesyłkę nie podziękował.”
Wysłuchała Joanna Ćwiek