Go to content

„Mam prawo zawalczyć o siebie. Ile razy można dawać szansę?”

Fot. Unsplash / CC0 Public Domain

Kolejny raz za ogromny bukiet czerwonych róż. Naprawdę był ogromny, nie tam jakieś byle co z marketu. Kwiaty najbardziej podobały się mojej mamie: – Widzisz? Już tydzień stoją, na pewno szczerze chce wrócić. Gdzie ty masz sumienie dziewczyno, tak się nad dzieckiem znęcać…

No tak, pomyślałam. Może trzeba zacisnąć zęby, schować dumę, pragnienia o czułości, głowie na jego kolanach pochować wraz z marzeniami o wielkiej miłości. Bo nie spotkałam jej. Jeszcze nie. Co tam wielka miłość, przynajmniej Staś będzie szczęśliwy.

Na pierwszą jatkę po kolejnej szansie nie musiałam długo czekać. Bo kiedy odmówiłam wspólnej wizyty u jego siostry, usłyszałam ten niekończący się ciąg w stylu: „staram się a Tobie trudno dogodzić”, „czego ty właściwie chcesz”, o co ci wiecznie chodzi”… Jak to możliwe, że kiedy proszę, żeby dał mi trochę czasu, bo nie potrafię tak na pokaz, na zawołanie, pozamiatać pod dywan, on wpada w furię. „Imbecyl emocjonalny” – tak nazywa go moja przyjaciółka. Ma rację. Nie rozumie, że po latach zdrad, powrotów, traktowania mnie jak gówno, mam prawo zawalczyć o siebie. Ile razy można dawać szansę? Ile można obiecywać sobie, że będę konsekwentna, że tym razem się nie złamię.

Proszę, żeby poszedł sam i powiedział jak jest. „A jak jest” – pyta? „Źle. Jesteśmy w separacji, mam cię dosyć, bo jesteś gnojem i zwyczajnie nasza rodzina się rozpadła”. Trzaska drzwiami i wychodzi. Wraca na drugi dzień. Nawet mnie nie obchodzi, gdzie był i z kim. Uśmiecham się pod nosem na tę okoliczność, bo to dobry znak. Naprawdę dobry. To właśnie z chwilą, kiedy zdałam sobie sprawę, że przestały dotykać mnie jego kłamstwa, zaczęłam czuć twardy pancerz na swojej skórze. Kolejne noce poza domem, telefon ciągle w spodniach, głupie docinki.  Na początku było ciężko i kiedy kazałam mu się wynosić, to nawet ja przestraszyłam się tego, co powiedziałam na głos. Nie podejrzewałabym u siebie tyle zdecydowania.

„Co ty beze mnie zrobisz?” – to pytanie lubię najbardziej. Jakbym robiła jakieś wzniosłe rzeczy z nim, jakbym sama była nikim, jakbym miała rozpaść się bez niego… „Niech ta twoja przyjaciółka nauczy cię chociaż dobrze laskę robić!”. Pewnie, że nauczy.

Mija trzeci tydzień przeprosin. Kwiaty wyleciały przez okno. Nie, nie mam sumienia, dziecka mi nie żal. Jeszcze jest dla nas szansa, szansa, że ten mały człowiek, jak będzie dorosły, nigdy nie powie tak do swojej kobiety.