Czasami zastanawiam się, kim trzeba być, aby przebić się przez nadmiar miłości, jak temu sprostać, jak nie okazać się egoistą, gdy wciąż nie można temu dorównać. Samo określenie „’nadmiar”” miłości wydaje się być sprzeczne z tym, czym miłość jest, bo przecież wszyscy dążymy do tego, by kochać bardzo i też bardzo być kochanym. Ale za bardzo? Czy istnieje jakiekolwiek za bardzo?
Myślę, że jest jakaś miara uczuć, które nosimy w sobie. Pełna chochla, albo jak kto woli – worek wypchany po brzegi. Istnieje też granica, dno, które wysycha. W tej jednej ludzkiej pojemności jest Ta lub Ten, którego kochamy. Są tam też rodzice, dzieci, przyjaciele, autorytety, ważni ludzie. Jesteśmy też my sami. Gdy przelewamy wszystko w jedna osobę, nie starcza dla innych, nie starcza dla nas samych.
Spotykam wiele osób, które mówią o sobie, że kochają za bardzo. Nie kochają jednak siebie. Poświęcają swoje potrzeby, marzenia, fantazje, plany, by komuś, tej jednej wybranej osobie, było najlepiej na świecie. „Kochany, kawka? Szparagi w beszamelu? Lepsza strona łóżka, miejsce w samolocie od okna, śniadanie na trawie?”. Odejmują sobie od ust, aby ktoś zapchał się po kokardkę. I chodzą potem głodni, smutni, sfrustrowani, źli.
– Jestem bardzo zmęczona – mówi mi Pani X. – Mam wrażenie, że wciąż go obsługuję. Dzieci, rachunki, wakacje, śniadania, obiady, kolacje. Biegam z zadyszką, bo chcę, aby mu było dobrze. A on ma czas na wszystko: triathlon, piwko z kolegami, gazeta od deski do deski, a nawet spokojne przeglądanie nowości w Empiku. Czy Pani wie, kiedy ja ostatnio przeczytałam książkę? Nie pamiętam. Modle się o to, by coś mi się stało, żebym wylądowała w szpitalu – tam wypocznę. Wiem, głupie to, prawda?
Druga Pani hula na portalach randkowych. – Wciąż mi nie wychodzi- wzdycha. – Po kilku spotkaniach faceci przestają się odzywać. Ostatni jeden z nich, z którym myślałam, że już się uda, napisał mi, że jest mnie za dużo. Dokładnie napisał mi tak: „Czuję się tobą zmulony”. A ja tak bardzo się staram. Za bardzo.
Moja bliska koleżanka ma takie powiedzenie: „Coraz mniej Hani w Hani”. Co to oznacza? Dokładnie to, że kochając kogoś bardziej niż siebie, traci się własną tożsamość. Hania staje się Staszkiem, ale Staszek nie staje się Hania. Wszystko więc zamienia się w Staszka, jej myśli, słowa, mieszkanie, plany – po prostu – cały świat to on.
– Jestem ciągle spięta – mówi Pani X. – Tyle we mnie złości. Mam wrażenie, że zamieniłam się w jęczyduszę. Wciąż jestem niezadowolona. Sama nie wiem, czy chciałabym być ze sobą w tym stanie.
Bo czy ktoś chce żyć z wiecznym frustratem? Nie.
Czy ktoś chce budzić się ze służącą? Nie.
Czy ktoś marzy o tym, by po drugiej stronie widzieć tylko obraz siebie, grubego spasionego konsumenta czyichś potrzeb? Raczej nie.
Czy taka osoba może czuć się sprawcza? Oj nie. Czy potrzebna? Na pewno nie. Czy inspiruje go taka kobieta? Nie. Rozwija? Nie.
Jest tylko cieniem odbitym, nikim więcej. Więc, kiedy się nakarmi po pachy, idzie często dalej. Wybiera kogoś, kto mówi własnym głosem, ma oczekiwania, wie, że dawanie jest także braniem, istnieje, nie zatraca siebie. Staje się wyzwaniem. Partnerem.
– Dla takiej zołzy mnie zostawił? – dziwi się potem Pani X. – Nagle okazało się, że wszystko umie sam zrobić. Ba, podobno kawę jej do lóżka podaje. Czy trzeba być zołzą, by zasłużyć kawę?
Nie. Trzeba kochać mądrze. Kochanie za bardzo to kochanie bez granic. Granica ta jest prosta do zrozumienia. Wyznacza ją szacunek do siebie. Miłość minimalna chociażby do tego kim się jest. Miłość polegająca na dbaniu o swój komfort, rozwój i wygodę. Egoizm niezbędny do przetrwania z drugim człowiekiem. Egoizm, który jak kleszcz zamyka paszczę, która chce cię zjeść. Egoizm, który nienawidzi poświecenia.
Znam wiele kobiet, które zostają z niczym. Dosłownie. Klną co niemiara, albo zatracają się we własnej rozpaczy. Za własną naiwność, za brak instynktu samozachowawczego. Poświęcenie. Tak, to słowo pojawia się najczęściej. Poświęciłam mu wszystko. Pieniądze, czas, uwagę, siebie. Wszystko, proszę Pani.
Wierzę. Wierzę też w to, że miłość musi być odrobinę sprytna. Ślepa, naiwna, taka, która nam/nas zabiera – to po prostu głupia miłość.
– On był potworem- mówią potem. Największy egoista na świecie. Człowiek bez serca, a już na pewno bez grama empatii. Hani bez Hani terapeutka powiedziała kiedyś: „A Pani była dziewczyną tego potwora. Co to o Pani mówi?”
I to jest znacznie ciekawsze pytanie…