Teściowe idealne? Pewnie istnieją, dla niektórych pewnie tylko w bajkach. Podobno mądra i dojrzała matka powinna pozwolić odejść swojemu synowi. Bla bla bla. Powinna zrozumieć, że w jego życiu pojawi się inna kobieta. Tak samo nieidealna jak ona.
Są różne (i tak, świadomie mówię tylko o tych złych). Zaborcze, zawistne, złośliwe i udające bezradne, i jeszcze wszystko wiedzące. Te teściowe, które niszczą nasze relacje rodzinne, które nie widzą w swoim dziecku wad, które za całe zło świata uważają swoje synowe nie widząc własnych błędów łączy jedno. Są przekonane o własnej doskonałości, o swoich dobrych intencjach i… niestety miały teściowe podobne do siebie. Tak, wiem – marne pocieszenie. Słucham różnych historii od czasu do czasu. Zawsze kończą się westchnieniem: „Ty się ciesz, że nie masz teściowej”.
Monika: Tak ja wiem, że te wszystkie stereotypy o teściowych to przegięcie. I tak wiem, że moje koleżanki mają fajne teściowe, lepsze, nijakie, ale nie szkodzące. I co z tego, że wiem, skoro moja jest rodem z kawałów o teściowych i to tych, które mnie już kompletnie nie śmieszą. Chcesz przykład?
Dzwoni do mnie i mówi: „Słuchaj, nie kupuj Majce sukienki, już dla niej mam” – chodziło o ślub mojego szwagra, brata mojego męża. Moje zdanie nie miało znaczenia. Mąż tylko rzucił: „Daj spokój, to tylko sukienka”. A to przecież nie o sukienkę chodzi. Mało? SMS: „Kupiłam Wojtkowi garnitur, także nie musisz już szukać, dzwoniłam, podjedzie przymierzyć, jak coś można wymienić”. Tjaa. To też tylko garnitur, który mieliśmy wybrać razem. Nawet się śmialiśmy, że to pierwszy od czasów naszego ślubu. No tak, niby nic. Ale tak jest ze wszystkim, mam wrażenie, że ona zawłaszcza sobie naszą czasoprzestrzeń. Takimi małymi kroczkami. Osacza mnie. „Kupiłam Majce śliczne sandałki” – zbiera mi się na wymioty. Nie chce afery, nie chcę się z nią kłócić ze względu na Wojtka, ale z drugiej strony czuję narastający wku*w. I zupełnie nie wiem, jak się zachować, nie chcę jej urazić… To tylko pierdoły, jak wytłumaczyć, że one składają się na coraz większy problem. Dla mnie problem, którego nie umiem rozwiązać…
Basia: Znasz ten kawał o tym ile zębów powinna mieć teściowa? Dwa, jeden żeby ją bolał, a drugim, żeby piwo otwierała. To o mojej teściowej. Mój mąż pił. Na początku oczywiście się krył. Ale na imprezach rodzinnych upijał się do nieprzytomności, nie miał granicy. Pił dopóki było co, a zresztą jak nie było, to robił tak, by się znalazło. Szedł, wymiotował i wracał do stołu. Ona mu na drugi dzień rosołek na śniadanie podawała mówiąc, że w lodówce już piwo zimne czeka. Później ja znajdowałam butelki pochowane w koszu na brudną bieliznę. Wychodził wyrzucić śmieci, a wracał coraz bardziej pijany. Prowadził samochód po pijaku. Długo trwało, nim powiedziałam, że mój mąż jest alkoholikiem. Chciałam mu pomóc. Dzwoniłam do jego matki. Zawsze słyszałam: „Przesadzasz, pewnie miał dużo stresu w pracy”. „Daj spokój, jest weekend, przecież musi mieć kiedy się wyluzować”. A kiedy mówiłam, że weekend przeciąga się nawet do wtorku, zmieniała temat, pytała o dzieci. Aż w końcu powiedziała wprost: „Czy możemy rozmawiać o miłych rzeczach” dając mi jasno do zrozumienia, że nie chce złego słowa o swoim synku słyszeć. Rozwiedliśmy się, nie utrzymuję z nią kontaktów. Z byłym mężem też nie, wiem tylko, że na śmierć się jeszcze nie zapił.
Edyta: Dzwoni, że boli ją serce, że nie może oddychać. Dzwoni o każdej porze dnia i nocy. Że chyba coś nie tak z ciśnieniem, że noga jej spuchła. Że chyba ma kleszcza. Śmiejesz się, kleszcz był kilka razy. W rzeczywistości nigdy go nie było. Mieszka 10 minut drogi od nas. A my jesteśmy na każde jej wezwanie. To znaczy byliśmy. To znaczy, ja byłam. Jak zmarł teść było mi jej szkoda, to nie było jakieś idealne małżeństwo, ale wiadomo, docenia się tych, których już nie ma i wtedy się ich zauważa. Ale teść nie żyje cztery lata, a ona ciągle coś od nas chce. Dzwoni do Marcina, żeby kupił jej mleko i przywiózł, bo jej skończyło. Albo, że leki trzeba wykupić, a ona dziś taka słaba i nie ma siły iść do apteki. A on jeździ. Ja się zbuntowałam, po tym, jak wpadłam do niej z nowo kupionym ciśnieniomierzem, a ona właśnie zaśmiewała się z rozmawiając z sąsiadką. Chwilę wcześniej umierała, miała zawał… Marcin się łamie, wkurza, ale jednak częściej do niej jedzie, niż odmawia. Wyobraź sobie, znajomi w domu, fajna impreza, a on do mamy musi iść, bo ona ma chyba kleszcza. Jenyyy na samą myśl, krew mnie zalewa. Tak, wiem, niektórych to śmieszy, nie życzę, żeby musieli tego doświadczać.
Emila: Urodziłam bliźniaki. Chłopców. Potrzebowałam pomocy. Byłam przerażona. Teściowa spadła mi z nieba. Prosiłam o pomoc w ogarnięciu domu, jakiś obiad, pranie. Przez pierwsze tygodnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy weszłam w moje matczyne kompetencje. „Daj, ja go przebiorę”, „Usiądź, ja wykąpię”. No fajnie, jasne. Byłam ledwo żywa. Tyle, że jak zaczęłam już dochodzić do siebie, organizować się, to zobaczyłam, że nagle wszystko robię źle. Po trzech tygodniach bycia mamą bliźniaków: źle przebierałam, źle kąpałam, pewnie miałam zły pokarm, skoro płakali. Źle chciałam ubrać na spacer. Rozmawiałam z Bartkiem, ale on powtarzał: „Spokojnie, ona chce dobrze. Jeszcze tydzień i jej nie będzie”. Ale tydzień zaczął się wydłużać. Mówiłam jej, że chcę sama z chłopcami wyjść na spacer, na co ona strzelała focha i dzwoniła do Bartka, a ten do mnie, żebym dała spokój, że w końcu tyle nam pomogła. Najpierw moje wyrzuty sumienia. Tłumaczenie, że to pewnie jeszcze hormony, emocje. Wiadomo. „Mamo, jak chcesz, zostań jeszcze” – nie wierzyłam, że to mówię. I została. Zupę nie tak robiłam, nie tak odkurzałam i prasowałam rzeczy. W ogóle wszystko robiłam nie tak. Nie wytrzymałam. Powiedziałam jej, że to mój dom, moje życie, że jej dziękuję, ale teraz proszę, by określiła do kiedy zostaje. Na drugi dzień jej nie było. Bartek ją odwiózł. I mam wrażenie, że do dzisiaj mi tego nie wybaczył. Spotykam się z teściową na jakiś rodzinnych imprezach. Jest sztywno. Bartek sam z chłopcami do niej jeździ na weekend raz na jakiś czas. Ja złego słowa na nią nie mówię, po prostu odcięłam się. Tyle, że ona cały czas stoi twardo między mną a moim mężem… Nie wiem, czy to się uda poskładać. Mam nadzieję tylko, że nigdy nie będą taką teściową dla żon moich synów.
Iwona: Miałam udawać przed wszystkim, że między nami jest cudownie. Że jesteśmy kochającym się małżeństwem, chociaż on zdradzał i ona o tym wiedziała. Wiedziała, że chcę odejść, że już nic z tego nie będzie. „Proszę, jeszcze moje urodziny, przyjdź z nim, będzie mój brat, ciotka”. Szopka. Dla teściowej, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że jej syn to kawał drania (delikatnie mówiąc). Prosiła, żebym nie odchodziła, że on się zmieni, że ona z nim jeszcze porozmawia. Nie, nie robiła tego w trosce o moje szczęście. Martwiła się tylko o opinię innych. Potrafiła zadzwonić: „Hej kochana, wpadnę z ciocią Ulką na kawę, wiem, że jesteś w domu”, a po kryjomu przysłała SMS-a, żebym tylko nic nie mówiła. Jego i tak nie było, a mi wszystko jedno. Zaliczyłam potężną depresję, głupkowato się uśmiechałam, przytakiwałam, że tak to zmęczenie, migreny. To ona wpędziła mnie w poczucie wstydu, że mój mąż mnie zdradził. To ona sprawiła, że chciałam przestać istnieć, udawać, że mnie nie ma, niż grać rolę dobrej żony i dawać kolejne szanse jej synowi…
Takich historii można by mnożyć. Mogłabym dorzucić tę, jak teściowa źle przy dzieciach mówi o ich mamie, jak one dzwonią, że chcą do domu, że nie chcą tego słuchać. Mogłabym napisać o teściowej, która wysyła SMS-y do swojego syna i zaprasza na niedzielne obiadki – samego. Mogłabym jeszcze o tej, która obraża się, bo za późno dzwonisz z życzeniami, bo nie pamiętałaś o rocznicy śmierci jej matki. I o tej, która poświęci nawet spotkania z jedynym wnukiem chcąc pokazać, jaka jest pokrzywdzona przez świat, ludzi, a przede wszystkim przez ciebie, choć ty nie masz pojęcia, o co jej chodzi, a ona unika konfrontacji.
Czekasz na puentę? Mogłabym napisać – spróbuj z tym żyć, zaakceptuj, postaraj się zrozumieć. Ale wiesz co, czasami miej to po prostu w d*pie i zadbaj o własne, a nie teściowej szczęście i dobre samopoczucie.