Narodzić się i umrzeć przy tobie. Marzenie wielu nie zawsze na wyciągnięcie ręki. Światopogląd i głoszone za nim wartości ewoluują z każdym przeżytym rokiem, z każda podjętą decyzją, a coś co wydawało nam się wstępnie śnieżnobiałe w każdej chwili mogło nabrać odcieni szarości. Czego nauczyły nas matki, a doprecyzowało własne życie – małżeństwo powinno być instytucją jednorazową i trwałą, inaczej postawimy sobie na czole wielki tłusty znak piętna rozwodnika. A co, jeśli to nie do końca prawda, a jeden rozwód może nauczyć nas, jak być lepszym przy drugim podejściu?
Stereotypowy Rozwiedziony
Przeglądając portale randkowe to pierwszy filtr jaki nakładała na panów Iwona. Nie chciała rozwodników, za dużo się nasłuchała od rozczarowanych koleżanek z pracy. Rozwodnik to pewnie nieudacznik, bandyta albo leser, jak mawiała jej mama – nic nie potrafi, nie ma siły na utrzymanie rodziny, wiecznie się obija i ewidentnie nie sprostał zadaniom męża stawianym dzień w dzień przez jakąś inną żonę. A co jeśli bił? Pił? Zdradzał? Przecież niemożliwe, że był bez większych przewinień, a i tak doszło do rozstania. Niemożliwe, to się w głowie nie mieści.
Ojciec z odzysku
Sama też nie widziałam obok siebie rozwodnika. Przez myśl nie przechodziła mi wizja człowieka w moim domu w sercu z już zapisana kartką. Mało tego – z zapisaną, naddartą, gdzieniegdzie poskreślaną i z wielką plamą od biurowego korektora. Nie potrafiłam wykalkulować, jak mam podchodzić do pewnych spraw, które dla mnie mogły być nowe, a on w tej wodzie brodził już raz.
Poza tym zazdrość – uczucie, którego obawiałam się najbardziej. Rozwodnik oznaczał dla mnie wyścig porównań, ocen, powrotów do przeszłości i istotnych wspomnień, których nie dało się od tak wywalić. Był już raz czyimś mężem. Komuś już przyrzekał. Wiedział więcej, ja nie wiedziałam nic.
I wtedy na mojej drodze pojawił się człowiek dokładnie taki, jakiego nigdy nie brałam pod uwagę. Z byłą żoną, z byłą historią i o tyle mocniejszą, jako, że udokumentowaną dzieckiem. Mój system obrony przed pakowaniem się w takie sytuacje został złamany, jak średniej jakości hasło do konta bankowego, a wszelkie przyrzeczenia samej sobie rozwiały się jak bańki mydlane. Stałam się bezbronna w obliczu tej poczciwej gęby i kurzych łapek pod oczami, kiedy się do mnie uśmiechał.
Miał w sobie dziwną siłę udowadniania, że nie jest złym człowiekiem, tylko dlatego, że raz podjął niewłaściwą decyzję. Przepadłam bezgranicznie, a pomyśleć, że mogłam sztywno trzymać się własnego regulaminu i przegapić tą personę. Człowieka, z którym jestem po ślubie i mam dwójkę najwspanialszych dzieci.
Nie oceniaj książki po okładce
Każdy rozwód miał gdzieś swój początek. Oczywiście najbardziej bolesne są przewinienia ciężkie, nie dające się racjonalnie wyjaśniać, ale niekiedy większym od samego rozwodu błędem, jest zła decyzja o podjętym ślubie. Warto zauważyć, że ludzie bywają stawiani w obliczu tak skomplikowanej sytuacji, że nie wiedząc, jak z niej wybrnąć, zatapiają się w nią coraz głębiej. Dziarsko zakładając garnitur i woalkę z kwiatkiem, idą w stronę ołtarza, bo teście prosili, ciocia z Ameryki ma już bilet, sala opłacona, bigos na palniku, bo reputacja, a miłość? Miłość przyjdzie z czasem. Najgorzej, kiedy nigdy do nich nie dociera. Próbując oszukać siebie i własną naturę, gimnastykują się, latami przymykają oczy na wyjątkowo niewygodne kwestie wierząc, że warto jeszcze poczekać, bo problem może magicznie rozwiązać się sam. Kapusta kiśnie coraz mocniej, dzieli ich coraz więcej, aż w końcu jedno i drugie podejmuje radykalne kroki i nakłuwa szpilką nabrzmiały balon. Rozchodzą się. Każde ładuje się długo wyczekanym szczęściem, wolnością i świeżym powietrzem, chcąc zacząć życie od nowa.
Rozwodnik też człowiek
Nie ma co ukrywać, że próba podjęcia szczęścia u boku męża z odzysku, nie jest opcją dla każdego. Odpowiedzieć trzeba sobie na kilka istotnych pytań: czy jestem na to gotowa, czy zaakceptuję jego przeszłość, żeby móc zdrowo wyrwać w przyszłość i najważniejsze – czy moje nastawienie i wyrobione opinie nie popsują więcej niż raz już kiedyś przez niego powiedzianego „tak”. Warto natomiast zredukować bieg w swoim wyścigowym samochodzie i uważnie przyjrzeć się sytuacji, nie skreślać go od razu, żeby przypadkiem nie przegapić tego, co przewrotnie i z uciążliwymi robotami na drodze, postawił przed nosem los. Nie zamykajcie oczu kiedy puka do was szczęście. Może to właśnie na was czeka na świecie jakiś najlepszy partner z odzysku?
Michalina Grzesiak – żona własnego kumpla z podstawówki, mama Krystyny i Jerzego. Prywatnie dziewczyna z biura, właścicielka najstarszego samochodu w galaktyce, jedyna taka, co do tej pory nie wie jak korzystać z funkcji Repost na Instagramie i nie ma Snapa. Odkąd została matką, zaczęła pisać na łamach własnego bloga, który systematycznie od blisko trzech lat dzieli społeczeństwo na wiernych czytelników i zagorzałych przeciwników. Bardzo przeciętna kobieta z bardzo normalnym nastawieniem do życia. Nie ma dla niej wyższej wartości niż dzieci, kochająca się rodzina i mocna kawa rano.