Świat oszalał, nie uważacie? Stoję dzisiaj w warzywniaku, kolejka jak po zbóju, więc z ciekawością przyglądam się ludziom. Spoglądam na bób z nieukrywaną i głośno przełykaną ślinką. I nagle słyszę. „Karol, no chodź, no zobacz, jaka kolejka, no gdzie ty jesteś”. Za mną staje blondynka ze słusznym biustem ledwo zamkniętym w obcisłej sukience. Za nią pojawia się Karol. W sumie jej wzrostu, ale jakiś taki drobniejszy i mniejszy od niej. Kiedy próbuje coś powiedzieć, ona już rozdaje mu zadania: „Weź, podejdź, zobacz te ziemniaki, jak one wyglądają? Aha i te pomidory, twarde są? Proszę pani czy mąż może posmakować winogrona, czy słodkie. Tak, dziękuję. Karol, posmakuj, proszę”.
Stoję lekko wryta w podłogę, bojąc się, że zaraz częścią biustu zostanę potrącona, jak się w kolejce nie przesunę. Karol ziemniaki sprawdził, pomidory pomacał i kiwnął głową, że winogrona okej, przynajmniej tak to wyglądało. Jako, że cenię warzywniak za szybką obsługę, bo zawsze co najmniej dwie panie uwijają się między pietruszkami, śliwkami a ziemniakami, wypadło, że byłam świadkiem dalszych zakupów Karola i jego małżonki (oczywiście, że zerknęłam, czy na palcu ma obrączkę).
„Trzy kilo ziemniaków. Karol weź proszę, wybierz. Kilogram pomidorów – Karol” i Karol już z siateczką jędrnych pomidorów wyciąga rękę do pani ekspedientki. „Winogrona, a śliwki bez robaków?”. Nikt nie zauważył, że ja – z „moją” panią, u której kupowałam – zamarłyśmy obserwując całe zdarzenie. Karol nie mówiąc ani słowa podawał wszystko, czego biuściasta blondynka sobie zażyczyła, a na końcu powiedziała „dziękuję” i wyszła… Karol zapłacił, wziął wszystkie zakupy, uśmiechnął się dziękując i życząc miłego dnia, i poleciał do samochodu, pod którym żona na niego czekała.
Długo nie mogłyśmy wyjść w szoku. „Świat oszalał” – powiedziałam na rozładowanie atmosfery, a wtedy usłyszałam, że one – panie ze sklepu, są częstymi świadkami takich zdarzeń.
To panowie nie mają nic do powiedzenia, panie wchodzą z gotową listą w głowie, oni biegają, podają, niosą za nimi zakupy. No i fajnie, że noszą, że są pomocni, ale w całej widzianej przeze mnie sytuacji nie było nic z męskiego rycerstwa. Było to raczej żenujące przedstawienie, którego stałam się mimowolnym świadkiem.
Opowiadam sytuację koleżance, która mówi: „A co się dziwisz. Faceci, jak już się żenią, oddają wszystko w ręce kobiety. Od czego tylko mogą umywają ręce, a ty się dziwisz, że później taka biuściasta blondynka traktuje go z góry, sam jest sobie winien”. Kurde, a mi to go trochę jednak żal było, ale patrząc trzeźwym okiem – fakt, a może jemu tak wygodnie.
„O właśnie, bo faceci chcą, żeby im było wygodnie, dlatego się żenią” – podłapała znajoma. Rozłożyłyśmy temat na części pierwsze:
Żenią się i nie muszą prać, sprzątać
Fakt, dopóki żyją w kawalerskim stanie, trochę się muszą nagimnastykować, żeby czyste gacie i skarpetki mieć i kubek do kawy umyty. A my, kobiety, zwłaszcza w pierwszej fazie związku, chcemy takiemu facetowi nieba przychylić, chcemy by poczuł, że w jego życiu nasza obecność jest niezbędna, że życie z nami jest lepsze, czystsze, bardziej poukładane. Więc jak te durne – robimy pranie, sprzątamy, na początku nawet nie przeszkadza nam nieopuszczona deska w kiblu. Oczywiście, że wszystko zmienia się z czasem, gdy dostajemy wku*wu od ciągłego usługiwania, a on, zdziwiony nagle, nie wie, o co nam chodzi. Wyjścia są dwa – albo związek wejdzie na wyższy poziom i w końcu zacznie być partnerskim, kiedy ona porzuci plany bycia służącą i sprzątaczką i zrozumie, że miłość nie na tym polega, podobnie jak on. Wyjście drugie – on się obrazi i poszuka takiej, co to dalej sprzątać mu będzie. A jak ta strzeli focha, zmieni na kolejną.
Żenią się i zawsze ciepłą zupę pod nosem mają
Pamiętacie swój pierwszy obiad dla niego ugotowany? Z dwóch dań, z deserem i pewnie jeszcze seksem na dokładkę. A on, jeśli dojrzał do tego, by od mamy się wyprowadzić wygłodzony na hamburgerach, jajecznicach i parówkach na zimno. Jak mu się taki kulinarny skarb trafia… W końcu przez żołądek do serca – nie bez powodu już babcie nam do głowy wpajają. Więc jemu jest wygodnie – pyszne jedzenie pod nos, lodówka pełna, kanapki do pracy zrobione, czasami nawet jakaś sałateczka. Może wykazać się po czasie refleksem i zorientować się, że on też przyjemność żonie zrobić może gotowaniem. O jeny i wtedy to nam robi dobrze… Ale znam też takich, którzy na hasło: „Słuchaj, tu jest chleb, tam lodówka, jak będziesz głodny, to zrób coś sobie” mówią: „Ale ja nie umiem”, bo zawsze im żona wszystko robi… Ot i wygoda.
Żeni się i zrzuca odpowiedzialność finansową
Nie, żeby zarabiał mniej albo wcale. Chodzi o to, że nie interesują go za bardzo rachunki, kredyty i inne tego typu codzienne plugastwa. On ma od tego żonę, która stanie na głowie, a rachunki popłaci, o ubezpieczeniu auta pamięta, wie, gdzie zadzwonić, jak sąsiad z góry was zaleje. Słowem, ona wie wszystko, a on daje jej tyle pieniędzy, ile potrzeba do spokojnego funkcjonowania i braku potrzeby wysłuchiwania, że mógłby zarabiać więcej. A że on coś tam sobie na koncie zostawia, to cicho-sza. Dopóki ona nic nie wie, awantury nie będzie. W końcu jak często żony dowiadują się, ile kasy na koncie tak naprawdę ma ich mąż?
Żeni się i ma kogoś, kto wszystko załatwi
Zrobi zakupy, a jak nie, to chociaż listę przygotuje tego, co w domu potrzebne. Dzieci pozapisuje na zajęcia, plan lekcji ma wykuty na pamięć, daty urodzin i imienin wszystkich, o których powinno się pamiętać też zna i wyrecytuje obudzona w środku nocy. To taki mobilny dysk, którego nawet nie trzeba nosić w kieszeni i ustawiać przypominajki, bo ona sam przypomni, co dzisiaj trzeba zrobić, kogo skąd odebrać i gdzie zadzwonić z życzeniami. Nawet do fryzjera umówi i koszulę bez przymierzania dobrą kupi.
I wiecie, to wszystko my robimy – my durne baby, które nieba chcą przychylić swojemu misiowi-pysiowi. A ten później patrzy na nas wilkiem, kiedy niczym czołg wjeżdżamy na jego pole wygody niszcząc wszystko, do czego my same go przyzwyczaiłyśmy! Że pieska wyprowadzimy, zupkę ugotujemy, dziećmi się zajmiemy i wakacje zorganizujemy. I jak to? Nagle z tym koniec, nagle szlaban na wygodne życie, w końcu on o to nie prosił, samo przyszło. Więc czemu jest nagle wszystkiemu winien…
Eh. Życie to jednak przewrotne jest.