Go to content

O mężczyznach emocjonalnie uwiązanych. Nie łudź się, że wygrasz tę walkę

Fot. iStock/lechatnoir

Trzy różne kobiety. Dzieli je wiek, doświadczenia zawodowe, sytuacja materialna. Łączy – jedno. Niedojrzały partner, uzależniony emocjonalnie od rodziców. O nieudanym związku mówią dużo i ze szczegółami. Tak, by zrozumieć, jak to się stało, że tkwiły w relacjach, walczyły o nie, tłukąc bezsensownie głową o mur nie do przebicia. Wiedząc w głębi duszy, że on się nie zmieni, że nic tu nie pomoże. I że jego miłość nie jest taka wielka, jak mówił…

Katarzyna

Dla Kasi, ten związek był nadzieją na to, że wreszcie się uda, że założy rodzinę, że znajdzie upragniony spokój, umebluje mieszkanie, które stanie się domem na dłużej. Że w jednym z tych pokoi postawi dziecięce łóżeczko. Ślub? Może, czemu nie? Ale nie za wszelką cenę. Najważniejsza jest miłość, zaufanie. Poczucie, że można na nim polegać. Na początku jej się wydawało, że może, że jest i będzie cudownie. Że jest najważniejsza. Poznali się u znajomych, okazało się, że pracują w tej samej branży. Magia, porozumienie dusz, zakochali się w sobie natychmiast. Był uważny, delikatny, szarmancki. Szalała. „Gdzie ty go znalazłaś” – pytały koleżanki, a ona unosiła się nad ziemią lekko za wysoko. Po kilku miesiącach Kasia zaczęła zauważać „pewne rzeczy”. Że co tydzień na obiad do jego rodziców, że do wyprowadzki od nich mu się nie spieszy, a jeśli Kasia chce razem z nim zamieszkać, to przecież można u jego mamy i taty. Że powtarza jak kalka ich słowa i opinie, również te dotyczące Kasi osobistych decyzji. „Jedziesz na weekend nad morze? Bez sensu, my mamy działkę pod Warszawą, przecież tam powinnaś”. „Chcesz kupić samochód? Daj spokój, po co ci samochód, przecież właściwie dużo nie jeździsz”. „Serio? Kurs hiszpańskiego?Ale właściwie po co?”. Wreszcie Kasia zrozumiała, że jej ukochany nie widzi się z daleka od rodziców.  A właściwie to chyba nie ma własnego zdania. Że prędzej zrezygnuje z niej niż zmieni coś w relacji z nimi.

Najpierw walczyła. Tłumaczyła, pokazywała, radziła. Uświadamiała mu, że powinien mieć własne życie. Szybko zrozumiała, że to jak grochem o ścianę. On był jak zaprogramowany przez rodziców. Będzie tak, jak oni powiedzą, koniec. Jeśli kochasz, dostosujesz się. Przecież oni mają rację – zawsze. Kasia i jej partner rozstawali się, wracali do siebie, w końcu odcięła się od niego ostatecznie. Kosztowało ją to naprawdę dużo. Zbyt dużo. Odeszła po dwóch latach. Ale jeszcze nie jest gotowa na nowy związek.

Beata

Delikatna, dyskretna, czterdziestolatka, po jednym nieudanym małżeństwie. Śmieje się, że ma szczęście do nałogowców. Pierwszy mąż pił, ostatni partner nie mógł żyć… bez niej. Czy to może w związku przeszkadzać? Oj, tak. Bo jeśli twój partner nie ma poza życiem z tobą żadnego innego życia, jeśli skupia się na Tobie tak bardzo, że zaczynasz się dusić od tego uczucia, to w końcu uciekniesz. Wybierzesz wolność, rozwój osobisty, możliwości.

Jeśli on nie pozostawia ci ani odrobiny przestrzeni, a twoje osobiste sukcesy, które go z żaden sposób nie dotyczą powodują w nim nie dumę, a frustrację, to relacja staje się toksyczna.

Beata uważa, że nie była kochana, ale stanowiła dla swojego partnera właśnie rodzaj nałogu. Świadomość, że ją „ma”, że ona jest na wyciągnięcie ręki sprawiała, że się mobilizował, zmieniał pracę na lepszą, sadził róże w ogrodzie, planował przyszłość.

Ale gdy tylko między nimi pojawiały się konflikty, gdy mówiła „a może byś znalazł coś swojego, wyszedł z kolegami”, panikował. W pracy brał wolne, symulował chorobę, byle Beata się nim zajęła. Mówił, że bez niej nie da rady. Zresztą, on chyba nie miał nikogo poza nią, żadnych bliższych przyjaciół. Odkryła to z czasem, gdy przedstawiła go swoim znajomym, o których był wiecznie zazdrosny. W domu komentował. A to za długo rozmawiała z kolegą, a to dziwnie spojrzała się na przyjaciela, którego zna od liceum.

Beata odeszła trzech latach. Próbowała coś zmienić, pokazywała mu, że krótka rozłąka dobrze im zrobi, że on musi znaleźć coś dla siebie, a nie tylko krążyć wokół niej. Widział w tym jedynie zagrożenie dla siebie. Bez niej nie istniał.

Agnieszka

Żona od pięciu lat, mama dwuletnich bliźniaczek. Agnieszka łączy pracę zawodową z wychowywaniem dzieci. Ale rodzice jej męża o tym nie wiedzą, on boi się im powiedzieć. Nie zaakceptowaliby tego. A on nade wszystko pragnie ich akceptacji. Kocha ich bezgranicznie.

Jego rodzice organizują mu życie. Mówią jak wychowywać dzieci, decydują dokąd powinny jechać na wakacje. Celuje w tym zwłaszcza teściowa, która ma w zanadrzu dodatkowy argument: jest chora. Właściwie była, bo choroba jest  w remisji. Ale zdanie „Być może niedługo umrę i przestanę ci przeszkadzać” – działa na niego bardzo mocno. Tak, że właściwie tańczy, jak mu matka zagra. Przecież o mamę trzeba dbać.

Agnieszka walczyła dwa lata, w końcu za odłożone na czarną godzinę oszczędności wynajęła mieszkanie, zabrała bliźniaczki i odeszła, zostawiając kartkę: „jeśli zależy ci na nas, tu jest adres”.

Zadzwonił po trzech dniach, że chce zobaczyć dzieci. Nie ją. Nie chciał rozmawiać o ich małżeństwie. Powtarzał tylko, że popełnia błąd, że rozbija rodzinę. Że zawiodła jego rodziców. Na długo zapamięta tę rozmowę. Od tamtego momentu żyją oddzielnie, a on raz na dwa tygodnie przyjeżdża po dzieci, zabiera je na dwa dni. Proponowała terapię, mediacje… Razem z rodzicami podjął decyzję, że się nie pójdzie.

Mąż Agnieszki nie widzi tego, jak wielką rolę w ich relacji odegrała jego relacja z matką. Dla niego to uzależnienie jest czymś naturalnym, stałym. Dziś mija rok od wyprowadzki.  W zeszłym tygodniu Aga złożyła w sądzie pozew rozwodowy. Płakała wieczorem w poduszkę, długo. Ale wie, że to była jedyna możliwa decyzja. Jej męża do zmian nie skłoniła rozłąka z nią, z dziećmi. Bo to nie one są najważniejsze.

Kasia, Beata i Agnieszka próbują wyleczyć się z nieudanych miłości. Powoli im się to udaje. Jest trudno, bo w swoje związki włożyły nieprawdopodobnie dużo siebie. Swojej energii, emocji, zaangażowania. Walczyły, starały się, tłumaczyły. Ale ta walka od początku była skazana na niepowodzenie. Uzależnienie emocjonalne partnera wymaga przede wszystkim jego świadomości swoich błędów. Póki co, żadna miłość nie będzie silniejsza.

Czy nie było sygnałów ostrzegawczych? Pewnie były. Ale uzależnieni emocjonalnie potrafią omotać, zamydlić oczy. Wchodzi się w tę relację z nadzieją, jak w każdą miłość. Ale wychodzisz z niej poraniona, zmęczona i zrezygnowana. Zajmie ci trochę czasu, zanim dojdziesz do siebie. W końcu odrobisz i tę lekcję.