Takich jak on jest pewnie wielu. Choć ojcowie coraz częściej walczą o swoje prawa, sami czy z pomocą fundacji, rzadko decydują się mówić o tym głośno. Wiem, że to będzie trudna rozmowa, bo K. nigdy nie był wylewny. Siadamy i widzę, że jest spięty. Uśmiech. Ironiczny.
K.: Tylko nie pisz, że jestem takim kompletnym nieudacznikiem.
Anna Frydrychewicz: A jesteś?
Zawodowo nie. Związkowo, to na pewno. Nie potrafiłem zbudować dobrego związku. Każdy poprzedni kończył się w podobny sposób: moim odejściem. Odchodziłem, kiedy zaczynały się kłopoty, wyrzuty, „gadanie”, kiedy wiedziałem już, że nic z tego nie będzie. W pewnym momencie byłem w stanie przewidzieć, kiedy to się posypie. Wy kobiety działacie podobnie kiedy coś się psuje. Używacie nawet podobnych argumentów.
Nie próbowałeś ratować?
Nie, wiesz nie. Pewnie, gdzieś tam myślę, że w jednej sytuacji mogłem bardziej powalczyć, bo było o co.
Mówisz o związku z mamą Basi?
Tak. Przez chwilę miałem rodzinę. One też miały rodzinę, przynajmniej taką „pełną”, a moja mama się cieszyła, bo została babcią. No i pewnie miała nadzieję, że to potrwa. Jak się dowiedziała, że Beata zabrała dziecko i się wyprowadziła, to nie odzywała się do mnie przez miesiąc.
Dlaczego się rozstaliście? Mogło być pięknie.
To nie było wielkie love story, mogę Ci to szczerze powiedzieć. Więcej tam było chęci, żeby coś w końcu poczuć, coś co mnie zatrzyma na dłużej, niż tych motyli w brzuchu. Czekałem, udawałem, że wszystko jest w porządku, naprawdę miałem nadzieję, że to „zaskoczy”. Potem Beata zaszła w ciążę, spanikowałem. Nie planowaliśmy tego. To znaczy zapewniała mnie, że się zabezpiecza. Powiedziała, że pigułka nie zadziałała. Czy w to wierzę? To teraz bez znaczenia. Dbałem o nią, kiedy była w ciąży. Kiedy urodziła się Basia, poczułem coś takiego… Do dziś nie potrafię tego opowiedzieć. Takie uczucie, że naprawdę jesteś kimś, że stworzyłeś coś wyjątkowego, pięknego. Wiesz, możesz być zerem, ale dziecko jakoś nie wiem… uczłowiecza? Tylko, że fikcyjnego związku nie naprawi. Dwa miesiące po urodzeniu Baśki, Beata stwierdziła, że musimy wziąć ślub, że powinienem poprosić jej rodziców o jej rękę… Prosiłem, tłumaczyłem, żebyśmy poczekali. Pół roku awantur, wizyt u jej rodziny, te spojrzenia, pytania: „Kiedy w końcu?”. Ja przeciągałem tę sprawę, czekałem. Ciągle miałem nadzieję, że coś się we mnie zmieni. Pewnego dnia wróciłem z pracy i dostałem ultimatum: ślub albo dziecko. Myślałam, że tylko tak mówi, że próbuje mnie. Znowu tłumaczyłem, że nie jestem pewny, że nie chce dramatów, rozwodu. To był piątek. W weekend byliśmy u jej rodziców, w poniedziałek rano pożegnałem się z córką przed wyjściem do biura. Wieczorem już ich nie było.
Wróciłeś i zastałeś puste mieszkanie?
Wróciłem i urwało mi ostatni rok życia. Znikły pieluchy, ubranka z suszarki, kocyki, zabawki. Siedziałem w butach w pokoju Baśki i patrzyłem na to puste łóżeczko godzinę, dwie? Nie wiem. Rozumiałem co się stało, przecież Beata mnie uprzedziła. Ale jakoś… nie potrafiłem się pozbierać, podnieść. To był nokaut. Pewnie myślisz, że zacząłem do niej wydzwaniać, błagać, żeby wróciła. Nie. Dopiero następnego dnia, rano zadzwoniłem. I przez następne kilka godzin, bo nie odbierała.
A Twoje pierwsze myśli?
Że trzeba było wziąć ten cholerny ślub? Że może nie można mieć wszystkiego? Że może nie umiem kochać kobiety tak, jak trzeba, ale miałbym przynajmniej dziecko?
Naprawdę tak myślisz?
Wiesz, ile razy w ciągu zeszłego roku widziałem córkę? Sześć. A dzwonię kilka razy w tygodniu z pytaniem kiedy mogę zobaczyć dziecko. Nigdy sam, zawsze w towarzystwie jej babci, bo Beata nie chce się ze mną spotkać. Poza tym Basia ma dwa lata, ciągle mnie zapomina, bałaby się ze mną zostać sama. Spotykamy się na placu zabaw, a jak pada to w kawiarniach dla mam. Za każdym razem od nowa buduję to, co za chwilę zniknie. Bo nie ma mnie przy niej, po prostu. To boli. Ale staram się za każdym razem, żeby poczuła, że ja to ja, jej Tata. Czasem mam poczucie totalnej bezradności. Wtedy muszę szybko zająć się jakimś projektem, wyjść gdzieś, napić się. Myślisz, że idę się nachlać? Czasem tak. Wracam potem do pustego domu i budzę w panice następnego dnia. Boję się, że Beata kogoś na mnie naśle i nie będę już w ogóle widywał córki. Mam paranoję. Nie tylko we mnie to uderzyło. Mojej mamie też nie wolno widywać wnuczki, chociaż jak Baśka była niemowlakiem to często z nią zostawała.
Opowiesz mi o Basi?
Baśka jest dla mnie wszystkim. Pewnie każdy ojciec tak mówi. Ale ja to czuję naprawdę. Jak mam Cię przekonać? Zobacz, mam tu jej zdjęcia z pierwszego roku życia. Każdy miesiąc, jak się zmieniała. Tu są wszystkie aktualne wymiary, waga, numer bucika. Kupuję jej to, co potrzebne. W moim mieszkaniu Basia ma swój pokój, nowe łóżko, bo tamto było niemowlęce. Jest bardzo podobna do mnie, piwne oczy, ciemne włosy. Będzie kiedyś piękną dziewczyną.
Nie próbowałeś namówić Beaty, żeby do Ciebie wróciła?
Miałem taki moment. Przemyślałem sobie wszystko, ułożyłem przeprosiny i oświadczyny. Kupiłem pierścionek. Ale nie mogłem… To by był fałsz. Nie chcę, żeby Basia żyła w kłamstwie. Dużo bardziej wolałbym mieć z Beatą przyjacielskie, dobre stosunki niż żyć z nią dla dobra Małej i żreć się o wszystko. Wiesz, taka totalna hipokryzja. To nawet nie byłby dom. Poza tym, wiem, że Beata zaczyna nastawiać Baśkę przeciw mnie. Że kilka razy ją mną straszyła. Ona się chce zemścić na mnie, ale nie rozumie, że krzywdzi dziecko. Tydzień temu założyłem sprawę o uregulowanie widzeń z córką.
To kto Cię wspiera? Masz kogoś, komu możesz się wygadać?
Kolega z pracy jest po rozwodzie, ma podobną sytuację. Mimo zasądzonych spotkań, z dziećmi widzi się raz na dwa miesiące. Jak masz taki problem, to szukasz kogoś, kto Cię zrozumie. W sieci też mam nowych znajomych, pomagali mi przy pismach do sądu. Lepiej wiedzą co napisać. Ja dopiero zaczynam i pewnie trochę to potrwa. Jeśli pytasz, czy jestem teraz z kimś, to nie. Boję się. I nie mam na to siły, czasu. Muszę uporządkować swoje życie, sprawę Basi. Jestem ojcem, przede wszystkim. Ta miłość jest dla mnie najważniejsza.
Kończymy. Podaję rękę człowiekowi, który wydaje mi się teraz kimś innym, niż osoba naprzeciw której siadałam godzinę temu. Ten „nowy” jakby stopniał, skurczył się. Widać, że ta rozmowa kosztowała go więcej emocji, niż jest w stanie okazać.