Go to content

Najgorsza rzecz, jaką mogłam zrobić, to wrócić w ramiona, które mnie kiedyś skrzywdziły

Fot. iStock/domoyega

Zadzwonił do mnie po wielu latach od zerwania kontaktu. Byłam ciekawa, co u niego słychać. To chyba naturalne? Tym bardziej że od momentu, w którym się rozstaliśmy, minęło już prawie dwadzieścia lat. Kto po takim czasie pamięta doznane krzywdy. No nie wiem, może ktoś pamięta, ale ja na pewno nie. Dwadzieścia lat temu wypłakałam swoje oczy, byłam w nim zakochana do szaleństwa. To był mój pierwszy chłopak i pierwsza wielka miłość. A teraz? Teraz oboje byliśmy wolni, więc w sumie łechtała mnie myśl, że wszystko może się jeszcze między nami wydarzyć.

Faktycznie, kiedy go zobaczyłam, poczułam się jak mała dziewczynka, której serce podskakuje do góry, która znów w brzuchu czuje – jak wielu mówi – motyle. Było tak jakby czas, który upłynął, dla nas był nieistotny. Rozmawiało nam się łatwo, bo przecież mieliśmy wiele wspólnych wspomnień z czasów, kiedy byliśmy razem. Śmialiśmy się, przekomarzaliśmy. A ja czułam, że czas faktycznie nie miał dla nas najmniejszego znaczenia. Wystarczyły spojrzenia – byśmy znów rezonowali na tych samych falach. To chyba ja pierwsza zrobiłam ten krok, bo gdy wyszliśmy przed knajpę – zwyczajnie go pocałowałam. Nie było we mnie lęku, że nie jestem już tak atrakcyjna, jak kiedyś. Alkohol szumiał mi w głowie i gasił niepokoje. A on… odwzajemnił pocałunek.

Poszliśmy do niego

Po drugim spotkaniu (a może to była randka czterdziestolatków?), poszliśmy do niego. Mieszkał w samym centrum Krakowa, w przepięknej starej kamiennicy. Czułam się jak na filmie, bo wszystko u niego było takie designerskie: dębowa posadzka, oryginalne przedwojenne stiuki na ścianach, ale kuchnia i sypialnia urządzone już ultranowocześnie. Serce ścisnęło mi się z radości, bo pomyślałam – tak właśnie chciałabym żyć. Może to dla mnie szansa? Może los się do mnie uśmiechnął? Może teraz w końcu w moim życiu będzie tak, jak miało być naprawdę? Utonęłam w marzeniach, że tylko na chwilę oboje się pogubiliśmy, że on odszedł te dwadzieścia lat temu do innej, ale przecież teraz ewidentnie chce do mnie wrócić. Na pewno żałuje wszystkich swoich głupich decyzji i dlatego do mnie zadzwonił. O nic jednak go nie pytałam, byłam po prostu w siódmym niebie i to uczucie mi wystarczyło. Poszliśmy do łóżka. Kochaliśmy się niespiesznie, ostrożnie. W jego oczach widziałam nieśmiałość i czułość. A może to była zwykłe skrępowanie i brak szalonego pożądania. Już teraz sama nie wiem.

Kiedy się obudziłam, zjedliśmy śniadanie. On powiedział zadzwonię, cmoknął mnie w usta… a ja poszłam do pracy jak na skrzydłach. Czułam się jak w bajce, jakby wrócił do mnie po latach tułaczki mój zaczarowany książę. Czy mogłoby być piknie?, pytałam siebie. Nie, tego poranka wszystko było idealnie.


Następnego dnia poczułam niepokój

Napisałam SMS-a, ale nie dostałam odpowiedzi. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Postanowiłam więc grać niedostępną, jakbyśmy znowu byli w cholernym ogólniaku. Przecież kobieta nie może dzwonić i się narzucać. Jednak ja jak nastolatla myślałam sobie, że muszę „przeczekać go”, „wziąć go na tęsknotę”. Ale potem pomyślałam, że jestem już po 40. i że kompletnie nie mam ochoty na takie przepychanki emocjonalne. Napisałam więc po trzech dniach krótkiego ostrego SMS-a. „Co się dzieje? Żyjesz? Wszystko w porządku?”. Odpisał tym razem natychmiast: „Żyję. Dziękuję za miły wieczór”.

Wpatrywałam się w te litery chyba dziesięć minut z opadniętą szczęką. Boże, gdybyśmy kiedyś mieli tylko romans albo przelotną znajomość, to ja bym to zrozumiała. Ale nas łączyło coś naprawę intensywnego (przez kilka lat – w okresie maturalnym i na początku studiów). Jak on więc mógł mnie teraz potraktować z buta? Nie muszę chyba pisać dalej wszystkich szczegółów, ale fakty są takie, że on już się do mnie nie odezwał.

Dziś mam doła

Oczywiście moje poczucie wartości jest teraz równe zero. Jako kobieta czuję się nic niewarta. Brzydka. Pewnie już również jestem beznadziejna w sypialni. Sama siebie pytam: co tak naprawdę miało miejsce, co się między nami wydarzyło, a co ja sobie dopowiedziałam w marzeniach? Dlaczego obudziło we mnie tyle nadziei? Dlaczego on uznał, że nie chce tego kontynuować?

Fakt, że to on zawsze „rzucał mnie” w przeszłości. To on mnie zawodził. To on mnie w końcu zdradził. Czego więc się spodziewałam? Przyjaciółka powiedziała mi, że błędem jest wracać w ramiona kogoś, kto już nie raz (nie dwa!) nas skrzywdził. Byłam naiwna, wydawało mi się, że po dwudziestu latach naprawdę każde z nas tak wiele przeszło, że staliśmy się dojrzalsi i mądrzejsi. Wymyśliłam więc sobie romantycznie, że to jest dla mnie jakaś duga szansa na nowe szczęśliwe życie. Co za koszmar! Dziś mam doła, leżę w łóżku i nie wiem… Naprawdę nie wiem, w jaki sposób mam się z tego doświadczenia pozbierać.