Kochanie! To mój pierwszy list do Ciebie. Nigdy wcześniej ich nie pisałam, bo wydawało mi się, że o wiele łatwiej wszystko powiedzieć, niż napisać. Nigdy też właściwie nie czułam, że to jest potrzebne. Rozmawialiśmy zawsze, nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Ale od kilku miesięcy jesteś kimś innym. Zmieniłeś się i przeraża mnie to, że już nic o tobie nie wiem. Bardzo się boję.
To zaczęło się tuż po naszym powrocie z urlopu, pół roku temu. Rozpakowywałeś walizkę i wysypały ci się z niej ubrania. Zakląłeś (głośniej niż zwykle) i zamknąłeś się w łazience na długi prysznic. Twoje rzeczy zostały na podłodze w sypialni. Pozbierałam je po cichu. Nie odpowiedziałeś, kiedy zapytałam „czy wszystko w porządku”. To nie byłeś ty. „”Ty” zażartowałbyś jak zawsze, a potem zaproponował kanapki na kolację. Z żółtym serem i pomidorem ze szczypiorkiem. Jak jeszcze poprzedniego wieczora.
Pomyślałam: jesteś zmęczony, podróż była długa, może źle się czujesz. Poszliśmy spać, bez słowa. Ale rano, przy śniadaniu, kiedy próbowałam cię pocałować, odsunąłeś mnie stanowczo. Jak nigdy przedtem. Zamarłam. Widziałeś to, zauważyłeś mój pytający wzrok. „Przepraszam” – rzuciłeś, chwyciłeś plecak z laptopem i wyszedłeś potykając się o niezawiązane sznurówki. Tego dnia wysłałam ci kilkanaście wiadomości. Odpowiedziałeś jednym SMS-em. „Wszystko w porządku, po prostu potrzebuję trochę spokoju”. Wieczorem wróciłeś później niż zwykle. Rzuciłeś tylko, że nie będziesz jadł, że nie jesteś głodny. Pracowałeś trochę na komputerze, przejrzałeś nasze zdjęcia z wakacji. Spałam już, kiedy przyszedłeś do łóżka.
Bolało, bo nie rozumiałam. Ale wiem, że w związku potrzebna jest przestrzeń. A my przecież ciągle razem, od kilku miesięcy wspólne mieszkanie, od zawsze wspólne wakacje, znajomi. Może nagle uświadomiłeś sobie, że wszystko dzieje się za szybko? Postanowiłam odsunąć się na kilka dni. Świetnie ci to pasowało. A ja, coraz bardziej samotna, niepewna, smutna hodowałam sobie frustrację. Co się dzieje? – pytałam samą siebie. Kochanka? Schizofrenia? Nieznane mi dotąd, twoje prawdziwe oblicze?
Skąd ta nagła obojętność, brak czułości, cisza? Czy to moja wina? Jeśli tak, czym cię uraziłam? Dlaczego o tym nie mówisz?
Po tygodniu nie wytrzymałam. Wstaliśmy jak zwykle, zaparzyłeś kawę i w kompletnej ciszy smarowałeś miodem grzanki. Łzy same napłynęły mi do oczu. Nie patrzyłeś, kiedy łamiącym się głosem błagałam, żebyś powiedział o co chodzi. Na odczepkę rzuciłeś coś w rodzaju „przesadzasz”.
Zaczęłam krzyczeć, wyszedłeś. Wróciłeś w nocy. Od tego czasu, żyjemy jak obce osoby pod jednym dachem. Ustalamy listę zakupów (najlepiej mailem )żeby tylko lodówka nie była pusta. W weekendy siedzisz w domu, ja spaceruję. Znajomym mówię, że masz dużo pracy, że jesteś chory, że odpoczywasz… Odpuściłam, bo każda próba rozmowy kończy się… niczym.
Na dłużej nie starczy mi już sił. Minęło pół roku tego dziwnego milczenia. Kochanie, jesteśmy razem od trzech lat. Wydawało mi się, że cię znam. Ale znam cię innego: otwartego, czułego, kochającego. Znam cię jako przyjaciela, z którym rozmawiam o wszystkim. Który nie ma przede mną tajemnic.
Jesteś chory? Masz problemy w pracy? Przestałeś mnie kochać i nie masz odwagi by mi o tym powiedzieć? Proszę, nie zostawiaj mnie dłużej w tej niepewności. Chciałabym, by między nami było jak dawniej. Ale im dłużej będziesz milczał, tym bardziej będziemy się od siebie oddalać. Tak się nie da żyć. Tak się nie da kochać.